Elon Musk zapewnia, że jego platforma społecznościowa ma się dobrze, ale wśród jej użytkowników krąży hashtag #RIPTwitter.

Mimo reaktywacji twitterowe konto Donalda Trumpa milczy. W poniedziałek w południe miało 87,3 mln obserwujących, ale były prezydent USA nie zamieścił żadnego wpisu, choć od weekendu znów może to robić.
Elon Musk, który w końcu października kupił Twittera, odblokował profil kontrowersyjnego polityka, bo tak zdecydowali w głosowaniu użytkownicy platformy. Donald Trump został z niej wykluczony w styczniu 2021 r. za podżeganie do zamieszek na Kapitolu. Po zablokowaniu konta uruchomił własny serwis społecznościowy Truth Social, na razie dostępny tylko w USA.
Nieudany powrót Trumpa to symbol tego, co w ostatnich dniach dzieje się z Twitterem. Nowy właściciel platformy zdążył się już pozbyć połowy załogi i zrazić reklamodawców.
Zwolnienia i odejścia pracowników nie ustają od pierwszych dni rządów Muska w firmie. Na pierwszy ogień, tuż po sfinalizowaniu transakcji kupna 27 października, poszli prezes Twittera Parag Agrawal (Musk sam zajął jego miejsce), dyrektor finansowy Ned Segal oraz odpowiadająca za kwestie polityczne i prawne Vijaya Gadde. W kolejnych dniach rezygnacje złożyło kilka innych osób z kierownictwa spółki. Wczoraj dołączył do tego grona Damien Viel, szef francuskiego oddziału Twittera. „To koniec” – zatweetował, dziękując. Później potwierdził swoje odejście agencji Bloomberga, ale nie chciał go komentować.
W międzyczasie redukcje objęły pracowników niższych szczebli. Tym, którzy na razie ocaleli, Elon Musk zapowiedział w ubiegłym tygodniu, że muszą zdecydować, czy zaakceptują długie godziny intensywnej pracy, czy też wolą odejść z trzymiesięczną odprawą. Po tym komunikacie Reuters naliczył ponad 110 internetowych wpisów osób pracujących w spółce, że wobec takiego ultimatum rozstają się z firmą.
Po zmianach własnościowych ubywa też reklamodawców, choć firmy, które przestały umieszczać swoje spoty w tym serwisie społecznościowym, w większości deklarują, że to tylko „przerwa” na spokojną ocenę sytuacji. Wśród reklamodawców, którzy zawiesili współpracę z Twitterem, są koncerny motoryzacyjne – w tym General Motors i należąca do Grupy Volkswagen amerykańska spółka Audi – oraz takie firmy, jak General Mills (producent płatków śniadaniowych Cheerios) i Mondelez (ciastka Oreo). Dyrektor generalny tej ostatniej, Dirk Van de Put, powiedział Reutersowi, że po przejęciu Twittera przez Muska jest tam więcej mowy nienawiści i firma obawia się, aby jej reklamy nie sąsiadowały z „niewłaściwymi komunikatami”. Jak podaje „Wall Street Journal”, także globalna agencja reklamowa Havas Media Group odradza swoim klientom kampanie na tej platformie z obawy o jej zdolność „do monitorowania ich treści”.
W rozmowie z pracownikami firmy Elon Musk, według relacji Bloomberga i Reutersa, miał powiedzieć, że to przede wszystkim utrata części reklamodawców sprawiła, że Twitter traci na swojej działalności ponad 4 mln dol. dziennie. Szef spółki nie wykluczył też jej bankructwa. Już w pierwszym e-mailu do pracowników stwierdził, że – jak cytował Reuters – platforma nie będzie w stanie „przetrwać nadchodzącego spowolnienia gospodarczego”, jeśli nie zdobędzie przychodów z subskrypcji rekompensujących spadające wpływy reklamowe. Do tego, jak podał na Twitterze reporter CNN Oliver Darcy, Biały Dom chce od platformy wyjaśnień, jak chroni ona dane Amerykanów. Podobny komentarz od przedstawiciela władz uzyskali potem dziennikarze Reutersa.
Po drugiej stronie oceanu rozwojowi wydarzeń przygląda się natomiast Komisja Europejska. Jej organy nadal używają wprawdzie tej platformy do komunikacji, ale Margrethe Vestager, unijna komisarz ds. konkurencji, goszcząc w piątek w Madrycie, powiedziała dziennikarzom, że „burzliwe przejęcie Twittera” stworzyło opinii publicznej okazję do poszukiwania alternatywnych serwisów społecznościowych. W tym kontekście coraz częściej wymienia się ostatnio niemiecką platformę Mastodon. ©℗