Resort sprawiedliwości podkreśla, że tzw. ustawa wolnościowa niesie rozwiązania, których w DSA brakuje. Krytycy wytykają, że robi to źle

Chociaż w ostatni czwartek Parlament Europejski przegłosował unijny akt o usługach cyfrowych (Digital Services Act – DSA), który reguluje wiele sfer działalności platform internetowych – w tym moderację treści – Ministerstwo Sprawiedliwości nie rezygnuje z własnych przepisów w tej ostatniej dziedzinie.
Wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta argumentuje, że warto kontynuować prace nad ustawą o ochronie wolności słowa w internetowych serwisach społecznościowych (tzw. ustawą wolnościową), gdyż zawiera ona rozwiązania nieuwzględnione w Brukseli. Podczas debaty „Wolność słowa w Internecie”, zorganizowanej w poniedziałek przez Fundację im. Stefana Batorego, wyjaśniał, że chodzi przede wszystkim o zapewnienie użytkownikom możliwości odwołania się od decyzji Facebooka i innych serwisów społecznościowych.
– DSA nie bierze poprawki, że w ocenie tego, co nielegalne, mogą być błędy – podkreślił Kaleta. Jego zdaniem unijna regulacja zachęca media społecznościowe, by usuwały treści prewencyjnie. Nie ma natomiast równoważnych bodźców w drugą stronę. Tę lukę wypełnia projekt „ustawy wolnościowej”. – DSA i tak musi być implementowany, bo jest wiele furtek dla krajów członkowskich – dodał Kaleta podczas debaty, uzasadniając, że skoro polska ustawa „ma dobre rozwiązania” i są one „zbieżne z DSA”, to nie warto czekać na unijny kodeks cyfrowy.
Problem w tym, że według ekspertów zaproponowane przez MS rozwiązania nie są ani dobre, ani zbieżne z projektem Brukseli.
Oceniający „ustawę wolnościową” zgadzają się z resortem sprawiedliwości, że obecna sytuacja, gdy platformy arbitralnie decydują o usuwaniu treści, jest niedopuszczalna. Krytykują jednak sposób, w jaki krajowy projekt chce zmienić reguły gry.
Dorota Głowacka, prawniczka z Fundacji Panoptykon, podczas debaty wyraziła obawę, że kontrola platform nad dyskusją w sieci zostanie zastąpiona kontrolą polityczną. Analizując obecny projekt MS, fundacja odniosła się m.in. do pomysłu utworzenia Rady Wolności Słowa, która ma rozpatrywać skargi. Powoła ją Sejm – większością trzech piątych głosów, a jeśli kandydaci jej nie uzyskają, to zwykłą. Szefem RWS będzie zaś przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.
„O ile można się spodziewać, że Rada będzie stawać w obronie treści wpisujących się w poglądy rządzącej aktualnie siły politycznej, nie wiadomo, czy na taką samą ochronę będą mogły liczyć na przykład materiały nawiązujące do praw kobiet czy społeczności LGBT+” – stwierdza Panoptykon.
– Nie da się tego projektu pogodzić też ze standardami wolności słowa – zaznaczyła z kolei w dyskusji dr Aleksandra Musielak, dyrektorka departamentu gospodarki cyfrowej w Konfederacji Lewiatan. – Nie jest możliwe stworzenie na jego bazie takich rozwiązań, które nie powodowałyby konfliktu z obecnie obowiązującymi i procedowanymi na poziomie unijnym regulacjami – dodała.
Lewiatan i Panoptykon znalazły się wśród kilkunastu podmiotów, które w tym tygodniu zaapelowały do premiera o powstrzymanie prac nad projektem MS.
Krytycznie do „ustawy wolnościowej” odniosła się też Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Opiniując projekt z września ub.r., regulator wyraził wątpliwości co do sensu tworzenia krajowych przepisów, skoro jest przygotowywana regulacja unijna. Jednak w nowej wersji, z początku stycznia br., rola KRRiT w pracach Rady Wolności Słowa stała się kluczowa. Jak regulator to ocenia?
Rzeczniczka KRRiT Teresa Brykczyńska podkreśla, że prace nad DSA są już zaawansowane. – Dlatego też, niezależnie od ewentualnego procedowania ustawy o ochronie wolności słowa, rozwiązania wynikające z tego rozporządzenia będą musiały zostać odzwierciedlone w prawie krajowym – stwierdza Brykczyńska. – KRRiT zaproponowała powołanie zespołu roboczego składającego się z przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości, KPRM Cyfryzacja, MKiDN oraz MRiT, z eksperckim udziałem KRRiT, w celu doprecyzowania zapisów ustawy i skoordynowania z przyszłymi zapisami DSA jako implementacji do prawa krajowego tego rozporządzenia – dodaje.
Jeżeli chodzi o projekt Brukseli, to instytucje unijne będą teraz negocjować ostateczny kształt przepisów, co powinno zakończyć się w kwietniu. ©℗