Komisarz UE ds. rynku wewnętrznego Thierry Breton w poniedziałkowym "Le Figaro" wzywa do prawnego ustalenia odpowiedzialności mediów społecznościowych za publikacje. Francuz obrusza się, że "szef firmy może +wyłączyć głośnik+ prezydenta USA bez żadnej kontroli i przeciwwagi", jak to zrobił Twitter wobec Donalda Trumpa.

Breton, podobnie jak większość francuskich polityków i komentatorów, jest bardzo krytyczny wobec Trumpa, ale - podobnie jak przedstawiciele wszystkich niemal opcji politycznych – równie krytyczny wobec wszechmocy mediów społecznościowych.

Jego zdaniem "ocenzurowanie gospodarza Białego Domu przez media społecznościowe potwierdza konieczność zobowiązania ich do jasnych zasad". Komisarz wysoko ocenia wysiłki UE w tym kierunku.

Jak twierdzi, "zablokowanie kont Donalda Trumpa, dlatego, że jego wpisy podburzają do nienawiści i przemocy", to faktyczne przyznanie się do odpowiedzialności za treść publikacji. Media społecznościowe "nie będą mogły już uciekać od tej odpowiedzialności pod pretekstem, że ich rola ogranicza się do wynajmu (przestrzeni medialnej)".

"Niezależnie od uzasadnień decyzja ocenzurowania urzędującego prezydenta powoduje konsternację. To, że szef firmy może +wyłączyć głośnik+ prezydenta USA bez żadnej kontroli i przeciwwagi", powoduje coś więcej niż zdziwienie – pisze Breton. "Te wydarzenia pokazują, że nie możemy z założonymi rękoma zdawać się wyłącznie na dobrą wolę platform (internetowych). Konieczne jest ustalenie zasad gry i zorganizowanie przestrzeni informatycznej poprzez jasno zdefiniowane prawa, obowiązki i gwarancje. Jest to kwestia zasadnicza dla naszych demokracji w XXI wieku" - zaznacza.

Komisarz wysoko ocenia "zaangażowanie Europy", która "jako pierwsza podjęła się reformy swej przestrzeni cyfrowej" dzięki przedstawionym w grudniu przez Komisję Europejską projektom aktu prawnego o usługach cyfrowych (Digital Services Act) i aktu prawnego o rynkach cyfrowych (Digital Market Act). Teksty te "opierają się na prostej lecz potężnej zasadzie: to, co jest nielegalne +off line+, jest nielegalne i +on line+" - podkreśla Breton.

Podobne stanowisko wyraża dziennik "Le Figaro w komentarzu redakcyjnym, zatytułowanym "Trump ocenzurowany przez policję wirtualną". Gazeta potępia media społecznościowe, które "korzystały z ciągłych potknięć (prezydenta USA) i nagle stroją się w szaty cnoty, żeby zablokować go, gdy ustępuje".

Po zwróceniu uwagi na to, że prawo głosu w tych mediach mają "przywódcy, którzy kneblują opozycjonistów", francuska gazeta przewiduje, że "jednostronne decyzje mediów społecznościowych przyspieszą koniec ich eksterytorialnych przywilejów", gdyż "narzuca się konieczność (wprowadzenia) regulacji krajowej i międzynarodowej".

Były redaktor naczelny tygodnika "L’Obs" Laurent Joffrin, który obecnie stara się zorganizować francuskie siły lewicowe w nową partię, powiedział w telewizji C-News, że "niezależnie od wszelkich turpizmów Trumpa, prywatna cenzura, jakiej dopuścił się Twitter, powoduje oburzenie i lęk o przyszłość demokracji".

Media społecznościowe krytykowane są również w analizie opublikowanej na stronie internetowej dziennika "Le Monde", jednak nie za cenzurę, ale za to, że ta cenzura jest spóźniona. Według gazety "oficjalny motyw zablokowania (kont prezydenckich) - wpis uznający nieobecność prezydenta na ceremonii przekazywania władzy za możliwe wezwanie do jej zaatakowania – jest śmiechu wart". "Nie doszłoby do tego, gdyby media społecznościowe, poprzez transparentną i prawowitą politykę moderacji, pięć lat temu zaczęły blokować rasistowskie, obelżywe wpisy, tego, który nie był jeszcze prezydentem" – czytamy w "Le Monde".