Dyskusje o projekcie ustawy o podatku od reklam to spór o pieniądze, a nie atak na wolność mediów – powiedział we wtorek w rozmowie w Radiu Wrocław wiceminister kultury Jarosław Sellin.
Na początku lutego do wykazu prac legislacyjnych rządu wpisano projekt ustawy, którego konsekwencją będzie wprowadzenie składki z tytułu reklamy internetowej i reklamy konwencjonalnej. Zgodnie z założeniami połowa wpływów ze składek ma trafić m.in. do NFZ, a także na Narodowy Fundusz Ochrony Zabytków i nowo utworzony Fundusz Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów.
W wtorek wiceminister kultury Jarosław Sellin na antenie Radia Wrocław podkreślił, że projekt ustawy o podatku od reklam powstaje w resorcie finansów i nie wiadomo jeszcze, jaki przyjmie on kształt.
Wiceminister dodał, że projekt takiej ustawy jest potrzeby – jak mówił - „zwłaszcza w części dotyczącej opodatkowania gigantów cyfrowych”. „To już jest dyskusja ogólnoświatowa; widzimy co się dzieje w Australii – rząd australijski kontra Facebook i Google (…) Tak nie może być, że giganci cyfrowi zarabiają potężne pieniądze na konkretnych rynkach i nie dzielą się nimi z tymi rynkami” - mówił.
Sellin wskazał, że Unia Europejska również widzi ten problem i dyskutuje nad dyrektywą o opodatkowaniu „gigantów cyfrowych”. „Dyskusja tu trwa jednak na tyle długo, że niektóre państwa narodowe - jak Francja czy Hiszpania, Austria, Belgia czy Włochy - przyjęły swoje narodowe rozwiązania, by ten problem rozwiązać” - mówił. Dodał, że Polska również chce pójść tą drogą.
Wiceminister pytany o protesty mediów związane z projektem ustawy o podatku od reklam, podkreślił, że nie był nim zaskoczony. „Każdy, gdy dowiaduje się, że ma się podzielić pieniędzmi, to chce ich bronić i mieć je we własnej kieszenie. Byłem natomiast zaskoczony formą tego protestu, ponieważ wprowadzano opinię publiczną w błąd, mówiąc, że to jest jakiś atak na wolność mediów” - mówił Sellin.
Dodał, że jeśli podatek wejdzie w życie, będzie dotykał zarówno „mediów sympatyzujących z władzą” jak i tych, które „są rozpoznawane jako niesprzyjające obecnej władzy”. „Nie ma tutaj więc problemu uderzenia w wolność mediów, to jest wyłącznie spór o pieniądze” - mówił.