„Media bez wyboru”. Pod takim hasłem wczoraj odbył się protest kilkudziesięciu redakcji i wydawnictw medialnych przeciwko planowanej przez rząd nowej daninie. Rząd broni swojego pomysłu, ale koalicjanci PiS nabrali wątpliwości.

Zamiast tradycyjnej czołówki gazet – pusta strona lub list otwarty do rządu. Zamiast serwisów informacyjnych – czarne plansze z napisem „Tu miał być twój ulubiony program”. Zamiast audycji radiowych – komunikat wraz z przeprosinami za zmianę ramówki. A zamiast dobrze znanych portali informacyjnych – plansza z napisem „Media bez wyboru” lub tymczasowy layout strony informujący o proteście. W ten sposób niezależne media w Polsce zaprotestowały przeciwko planom nałożenia podatku medialnego.

Pod listem otwartym do rządu podpisało się ponad 40 redakcji i wydawnictw, w tym INFOR Biznes (wydawca DGP). Środowisko dziennikarskie wskazuje w nim m.in., że obciążenie nową daniną spowoduje osłabienie lub likwidację części mediów działających w Polsce, ograniczy dostęp do jakościowej informacji i pogłębi nierówne traktowanie podmiotów działających na polskim rynku medialnym „w sytuacji, gdy media państwowe otrzymują co roku z kieszeni każdego Polaka 2 mld zł”.Rząd liczy, że z nowej daniny uzyska 1 mld zł, a pieniądze te pomogą w zwalczaniu skutków COVID-19. – Wiele państw UE wprowadziło lub rozważa wprowadzenie przepisów wdrażających na ich obszarze opodatkowanie gospodarki cyfrowej, obejmując daninami, obok reklamy konwencjonalnej, także reklamę udostępnianą online. W podobnym kierunku pójdzie Polska – argumentuje rząd.
Protestujące wczoraj media w liście otwartym podały, że firmy określane przez rząd jako „globalni cyfrowi giganci” zapłacą z tytułu planowanego podatku zaledwie ok. 50–100 mln zł. Stąd argument, że opodatkowanie cyfrowych gigantów to jedynie pretekst, by w rzeczywistości osłabić finansowo media, których władza nie toleruje.
Wątpliwości budzi też to, jak zostaną podzielone pieniądze z nowej „składki”. Projekt zakłada, że 35 proc. wpływów trafi do nowo powołanego funduszu i zostanie spożytkowane na „kreację i produkcję nowoczesnych projektów medialnych, w tym budowę i rozwój kanałów i platform informacyjnych (m.in. audycji radiowych i telewizyjnych, portali internetowych)”, realizację „projektów służących analizie treści pojawiających się w mediach, w szczególności cyfrowych” czy „promowanie dziedzictwa narodowego”. – Oznacza to, że część wpływów ze składek od największych dystrybutorów reklam wróci do mediów, które podejmą się m.in. realizacji szczególnie istotnych społecznie projektów – tłumaczy rząd.
Media publiczne nie tylko nie dołączyły do protestu, ale ostro go potępiły. „Koncerny medialne traktują Polskę jak kolonię”, „Koncerny medialne nie chcą się dzielić z Polakami swoimi wielomilionowymi zyskami” – to przykłady pasków, które pojawiały się wczoraj w TVP Info.
Choć rząd zastrzega, że to dopiero początek prac nad ustawą, wątpliwości wokół projektowanych regulacji już nabierają koalicjanci PiS. „Projekt ten na żadnym etapie nie był z nami konsultowany. Jednocześnie z uwagą wsłuchujemy się w głos mediów i obywateli. Finalne stanowisko Porozumienia Jarosława Gowina przedstawi w najbliższych dniach zarząd partii” – wynika z oświadczenia koalicjanta.
Podobne sygnały napływają ze strony Solidarnej Polski. – Podatek medialny to inicjatywa premiera. My tego projektu nie widzieliśmy. Ale nie jesteśmy z założenia na „nie”, od pierwszej kadencji zwracaliśmy uwagę na konieczność regulacji rynku medialnego – mówi nam jeden z wpływowych polityków tego ugrupowania. ©℗