Fakt, że jeden z bohaterów materiału dziennikarskiego został w nim pokazany w fatalnym świetle, a następnie utracił ważne stanowisko urzędnicze, nie oznacza, że doszło do bezprawności naruszenia dóbr osobistych. Nie bez znaczenia jest bowiem fakt, że uznany lekarz, szef powiatowej stacji sanepidu, płacił małoletniej dziewczynie za seks. Tak można skonkludować wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie.

Sprawa dotyczyła materiału dziennikarskiego opublikowanego w jednym z telewizyjnych programów interwencyjnych. Ukazano w nim, że grupa lokalnie znanych mężczyzn piastujących istotne stanowiska (policjanci, biznesmeni i wysoko postawieni urzędnicy) płaciła za seks małoletnim dziewczynom, w tym wychowankom domu dziecka. Choć w reportażu nie wymieniono nikogo z nazwiska, kilka osób bez trudu dało się ustalić po wskazaniu ich pozycji zawodowej. Tak było z szefem powiatowego inspektoratu sanitarnego, który po emisji reportażu został odwołany ze stanowiska.
Mężczyzna poczuł się dotknięty materiałem m.in. z tego względu, że znajdowały się w nim takie określenia jak „pedofile” i „przestępcy”, podczas gdy – co nastąpiło już po emisji – sprawa karna zakończyła się uniewinnieniem lekarza. Mężczyzna złożył więc powództwo przeciwko nadawcy programu, w którym zażądał publicznych przeprosin oraz 100 tys. zł zadośćuczynienia.
Sąd okręgowy powództwo oddalił, a rozstrzygnięcie to podtrzymał sąd apelacyjny.
Zauważył on, że skarżący słuszność wniesionej sprawy wywodzi z faktu, że został uniewinniony od zarzucanych mu w postępowaniu karnym czynów obcowania płciowego z małoletnimi, czyli czynów z art. 199 par. 3 kodeksu karnego. Szkopuł w tym, że przyczyną uniewinnienia nie był fakt braku uprawiania seksu z małoletnimi za pieniądze, lecz to, że w dacie popełnienia czynów zabronionych obowiązująca ustawa karna, odmiennie od obecnej, nie uznawała za czyn zabroniony obcowania płciowego z małoletnimi w zamian za udzielenie korzyści majątkowej. W materiale dziennikarskim zaś nawet nie zasugerowano, że powód jest lub powinien być karany, lecz skupiono się na aspektach moralnych jego postępowania.
„Jak słusznie wskazuje pozwana, przyczyną regresu zawodowego i reputacyjnego w życiu powoda są bez wątpienia czyny, jakich się dopuścił, a nie fakt poinformowania o nich opinii publicznej. Jeżeli powód zdecydował się korzystać z usług seksualnych świadczonych przez podopieczne Placówki Opiekuńczo-Wychowawczej, będąc znanym lekarzem ginekologiem i urzędnikiem administracji państwowej, to publikacje na jego temat mogły stać się obowiązkiem dla przedstawicieli prasy” – zauważył sąd apelacyjny.
Nie zgodził się też z zarzutem, jakoby powód został określony mianem pedofila i przestępcy. Raz, że określeń tych użyły osoby komentujące w reportażu, a nie dziennikarz, a dwa – używano tych słów nie bezpośrednio w odniesieniu do powoda, lecz do ogółu niewłaściwie postępującej grupy mężczyzn.
„Nie można uznać, aby te wypowiedzi odnosiły się personalnie do powoda. Albowiem są to wypowiedzi, które w gruncie rzeczy nie odnoszą się bezpośrednio do powoda, ale do zdarzenia, które oczywiście nastąpiło z udziałem powoda, który niewątpliwie był jedną z postaci tego zdarzenia. Nie mają jednak one charakteru osobistego, tzn. nie opisują powoda lub jego cech ani nie określają go w pewien sposób (...), lecz zawierają jedynie opis i charakterystykę jego czynu, aczkolwiek jest to niewątpliwie ocena negatywna, wskazująca, że ten czyn stanowi przestępstwo” – uznał sąd.
Podkreślił wreszcie też, że informowanie o patologicznych działaniach osób publicznych jest powinnością mediów, więc jako takie – gdy nie dochodzi do naruszenia standardów dziennikarskiej rzetelności – nie powinno być karane. Politycy oraz urzędnicy na wysokich stanowiskach muszą zaś akceptować zainteresowanie mediów ich postępowaniem, gdyż inaczej niż osoby prywatne wystawiają świadomie każde swoje słowo i działanie na dogłębną kontrolę dziennikarzy i opinii publicznej. Zdaniem sądu każda osoba podejmująca działalność publiczną musi się liczyć z faktem, że wypowiedzi ją oceniające będą formułowane ostrzej, a nawet z pewną przesadą.

orzecznictwo

Wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 10 września 2020 r., sygn. akt I ACa 695/19. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia