Sprawa dotyczyła materiału dziennikarskiego opublikowanego w jednym z telewizyjnych programów interwencyjnych. Ukazano w nim, że grupa lokalnie znanych mężczyzn piastujących istotne stanowiska (policjanci, biznesmeni i wysoko postawieni urzędnicy) płaciła za seks małoletnim dziewczynom, w tym wychowankom domu dziecka. Choć w reportażu nie wymieniono nikogo z nazwiska, kilka osób bez trudu dało się ustalić po wskazaniu ich pozycji zawodowej. Tak było z szefem powiatowego inspektoratu sanitarnego, który po emisji reportażu został odwołany ze stanowiska.
Mężczyzna poczuł się dotknięty materiałem m.in. z tego względu, że znajdowały się w nim takie określenia jak „pedofile” i „przestępcy”, podczas gdy – co nastąpiło już po emisji – sprawa karna zakończyła się uniewinnieniem lekarza. Mężczyzna złożył więc powództwo przeciwko nadawcy programu, w którym zażądał publicznych przeprosin oraz 100 tys. zł zadośćuczynienia.
Sąd okręgowy powództwo oddalił, a rozstrzygnięcie to podtrzymał sąd apelacyjny.
Zauważył on, że skarżący słuszność wniesionej sprawy wywodzi z faktu, że został uniewinniony od zarzucanych mu w postępowaniu karnym czynów obcowania płciowego z małoletnimi, czyli czynów z art. 199 par. 3 kodeksu karnego. Szkopuł w tym, że przyczyną uniewinnienia nie był fakt braku uprawiania seksu z małoletnimi za pieniądze, lecz to, że w dacie popełnienia czynów zabronionych obowiązująca ustawa karna, odmiennie od obecnej, nie uznawała za czyn zabroniony obcowania płciowego z małoletnimi w zamian za udzielenie korzyści majątkowej. W materiale dziennikarskim zaś nawet nie zasugerowano, że powód jest lub powinien być karany, lecz skupiono się na aspektach moralnych jego postępowania.
„Jak słusznie wskazuje pozwana, przyczyną regresu zawodowego i reputacyjnego w życiu powoda są bez wątpienia czyny, jakich się dopuścił, a nie fakt poinformowania o nich opinii publicznej. Jeżeli powód zdecydował się korzystać z usług seksualnych świadczonych przez podopieczne Placówki Opiekuńczo-Wychowawczej, będąc znanym lekarzem ginekologiem i urzędnikiem administracji państwowej, to publikacje na jego temat mogły stać się obowiązkiem dla przedstawicieli prasy” – zauważył sąd apelacyjny.
Nie zgodził się też z zarzutem, jakoby powód został określony mianem pedofila i przestępcy. Raz, że określeń tych użyły osoby komentujące w reportażu, a nie dziennikarz, a dwa – używano tych słów nie bezpośrednio w odniesieniu do powoda, lecz do ogółu niewłaściwie postępującej grupy mężczyzn.
„Nie można uznać, aby te wypowiedzi odnosiły się personalnie do powoda. Albowiem są to wypowiedzi, które w gruncie rzeczy nie odnoszą się bezpośrednio do powoda, ale do zdarzenia, które oczywiście nastąpiło z udziałem powoda, który niewątpliwie był jedną z postaci tego zdarzenia. Nie mają jednak one charakteru osobistego, tzn. nie opisują powoda lub jego cech ani nie określają go w pewien sposób (...), lecz zawierają jedynie opis i charakterystykę jego czynu, aczkolwiek jest to niewątpliwie ocena negatywna, wskazująca, że ten czyn stanowi przestępstwo” – uznał sąd.
Podkreślił wreszcie też, że informowanie o patologicznych działaniach osób publicznych jest powinnością mediów, więc jako takie – gdy nie dochodzi do naruszenia standardów dziennikarskiej rzetelności – nie powinno być karane. Politycy oraz urzędnicy na wysokich stanowiskach muszą zaś akceptować zainteresowanie mediów ich postępowaniem, gdyż inaczej niż osoby prywatne wystawiają świadomie każde swoje słowo i działanie na dogłębną kontrolę dziennikarzy i opinii publicznej. Zdaniem sądu każda osoba podejmująca działalność publiczną musi się liczyć z faktem, że wypowiedzi ją oceniające będą formułowane ostrzej, a nawet z pewną przesadą.

orzecznictwo

Wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 10 września 2020 r., sygn. akt I ACa 695/19. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia