Minister sprawiedliwości chce, aby serwisy społecznościowe, które nie będą realizowały rozstrzygnięć nowo powołanej Rady Wolności Słowa, musiały płacić nawet do 50 mln zł tytułem nakładanych na nie administracyjnych kar pieniężnych. To jedno z rozwiązań projektu ustawy o ochronie wolności słowa w internetowych serwisach społecznościowych, której założenia – już po raz drugi – zostały w piątek zaprezentowane.

– Serwisy społecznościowe nie będą mogły usuwać wpisów ani blokować kont polskich użytkowników, jeśli zamieszczone w nich treści nie łamią polskiego prawa – zapowiedział Zbigniew Ziobro.
Dodał, że dziś serwisy społecznościowe same decydują o usuwaniu wpisów, a nawet blokowaniu kont użytkowników. I nie ma skutecznej możliwości odwołania się od takiej decyzji, nawet jeśli użytkownik wykaże, że nie złamał żadnego prawa, a działanie serwisu łamie wolność wypowiedzi.
Schemat, zgodnie z zaprezentowanymi założeniami, ma wyglądać następująco: gdy serwis zablokuje dostęp użytkownika do profilu, ten będzie mógł wnieść reklamację do usługodawcy. W razie odrzucenia reklamacji, obywatel będzie mógł odwołać się w ciągu siedmiu dni do Rady Wolności Słowa. Nowy organ będzie miał siedem dni na rozstrzygnięcie: albo nakaże przywrócenie treści (serwis, który tego nie zrobi, będzie mógł zostać ukarany), albo stwierdzi, że decyzja przedsiębiorcy była właściwa. Wówczas skarżący obywatel będzie miał 30 dni na wniesienie skargi do wojewódzkiego sądu administracyjnego.
Rada Wolności Słowa ma składać się z pięciu członków powołanych na sześcioletnią kadencję większością trzech piątych głosów przez Sejm. Zbigniew Ziobro zapowiedział, że mają to być eksperci w dziedzinie prawa i nowych mediów.
Wprowadzona ma zostać również instytucja pozwu ślepego, czyli możliwość złożenia powództwa o ochronę dóbr osobistych bez wskazania danych pozwanego. Obowiązek ustalenia, kto był autorem wpisu, który będzie podlegał analizie, spoczywał będzie na sądzie.
Prawnicy w mediach społecznościowych, po zapowiedzi ministra, sceptycznie odnieśli się do jego inicjatywy. Po pierwsze, krytykowano sam pomysł powołania rady, wskazując, że może to być twór upolityczniony. Po drugie, wskazane terminy na rozpoznawanie spraw wydają się mało realne, biorąc pod uwagę tempo działania organów administracji publicznej i sądów. ©℗