Za oceanem rozpoczyna się właśnie kolejna technologiczna rewolucja, która może zadać ostateczny cios tradycyjnej telewizji. Sprawcą całego zamieszania jest Netflix – do niedawna jeden z wielu serwisów VOD. Dziś – telewizyjny hegemon.

„Odcięci” od kablówki

„Telewizja umiera” – takie nagłówki przewijały się przez cały ubiegły rok w amerykańskich mediach. Dziś za oceanem nikt nie zastanawia się już nad tym, jaka będzie przyszłość tego medium, ale kiedy dokładnie nastąpi jego koniec.

W ostatnich latach w Stanach Zjednoczonych – gdzie jeszcze niedawno „kablówka” stanowiła podstawowe wyposażenie każdego domu – następuje masowy odwrót od usług płatnej telewizji. Ze statystyk przytoczonych przez serwis „Business Insider” wynika, że tylko w trzecim kwartale 2013 roku z usług najważniejszych operatorów telewizji kablowej zrezygnowało ponad 113 tysięcy subskrybentów. Ogółem, od początku 2010 roku do 2013 roku, „kablówka” straciła natomiast ponad 5 milionów klientów. W rozmowie z dziennikiem „The Wall Street Journal”, Tom Rutledge, CEO Charter Communications (jeden z największych operatorów w USA) powiedział niedawno, że już 1,3 mln spośród 5,5 mln klientów jego firmy nie chce płatnej telewizji i ogranicza się jedynie do korzystania z szerokopasmowego internetu.

Nikt nie ma wątpliwości, co do tego, jakie przyczyny stoją za odwrotem Amerykanów od tradycyjnej telewizji. Wszystkiemu winien jest internet, a raczej płatne serwisy VOD, na czele ze słynnym Netfliksem, który określany jest często mianem „pogromcy kablówki”. Ekspansja serwisu stworzonego przez Reeda Hastingsa to jeden z największych technologicznych fenomenów ostatnich lat. W trzecim kwartale 2013 roku Netflix miał w USA już 31,2 mln subskrybentów (40,4 mln na całym świecie) i powoli staje się swoistym hegemonem, który wprowadza tradycyjną telewizję w nową erę. Co więcej Netflix już dawno wyszedł poza ramy serwisu VOD. Ambicje Hastingsa są zdecydowanie większe. Już 14 lutego odbędzie się wielka premiera drugiego sezonu serialu „House Of Cards”, który jest pierwszą produkcją stworzoną w całości przez Netfliksa. O sukcesie serialu opowiadającego o przygodach kongresmena Franka Underwooda (w tej roli rewelacyjny Kevin Spacey) mogą świadczyć choćby 4 nominacje do tegorocznych „Złotych Globów”. Sporo mówi się już również o kolejnych produkcjach, które jeszcze bardziej uniezależnią Netfliksa od amerykańskich nadawców. Jedną z nich ma być seria „The Defenders”, której głównym bohaterem będzie komiksowy heros – Daredevil. Po drodze Netflix „zaliczył” również pierwszą nominację do Oscara za film dokumentalny „The Square”. Całkiem nieźle, jak dla serwisu, który zaczynał jako jedna z wielu cyfrowych wypożyczalni filmów.

Era Netfliksa

Dziś Netflix jest gotowy do kolejnej rewolucji. Podczas targów CES 2014 w Las Vegas Reed Hastings zadeklarował, że jego serwis będzie jednym z głównych piewców technologii 4K. Oznacza to nie tylko ścisłą współpracę z producentami telewizorów (tu na pierwszy plan wysuwa się główny partner Netfliksa – Sony), ale również produkcję własnych treści w ultrawysokiej rozdzielczości. W 4K został nakręcony m.in. drugi sezon serialu „House Of Cards”. Kolejne produkcje są tylko kwestią czasu.

4K – wysokiej jakości standard rozdzielczości filmów cyfrowych oraz grafiki komputerowej. Z technologicznego punktu widzenia dotyczy on jedynie rozdzielczości 4096x2160 pikseli. Zwyczajowo mianem 4K określa się jednak również obraz o nieco mniejszej rozdzielczości, oscylującej wokół 4 megapikseli – na przykład ten oferowany przez telewizory i projektory Ultra HD (3840x2160).

Misterny plan utkany przez założyciela Netfliksa jest prosty: już wkrótce Amerykanie – ogarnięci technologicznym szałem – ruszą tłumnie do sklepów po nowe telewizory 4K. Następnie podłączą je do dekodera „kablówki” i… bardzo się rozczarują. Wątpliwe bowiem, aby w najbliższym czasie któryś z większych nadawców zdecydował się na emisję treści 4K. Do tego potrzebny jest czas i ogromne pieniądze. W tym momencie na scenie pojawi się Netflix z gotową ofertą 4K.

Oczywiście wymarzony dla Hastingsa scenariusza wcale nie musi się sprawdzić. Wystarczy przypomnieć zachwyty nad technologią 3D, która na nowo miała zdefiniować przyszłość telewizji. Wówczas również snuto rozmaite scenariusze, a telewizory 3D rozchodziły się „na pniu”. Dziś 3D to jedynie technologiczny „gadżet”, od którego coraz częściej odwracają się zarówno producenci telewizorów, jak również sami nadawcy. Czy 4K podzieli ten los? Takiego scenariusza nie wyobraża sobie zarówno Hastings, jak również CEO Sony, Kaz Hirai, który w Las Vegas zapowiedział, że w ciągu kilku najbliższych lat 4K osiągnie status obowiązującego standardu.

Innym problem związanym z wdrożeniem 4K jest szybkość łączy internetowych. Aby swobodnie „streamować” treści w tej technologii użytkownik potrzebowałby łącza o szybkości co najmniej 15 Mb/s. Według danych NCTA (jeden z głównych operatorów w USA) szybkość internetu w przeciętnym amerykańskim gospodarstwie domowym wynosiła w 2013 roku ok. 7,4 Mb/s. Obecnie może to być to więc istotna bariera dla popularyzacji technologii 4K.

Pomimo wielu przeszkód do pokonania, nikt nie ma dziś jednak wątpliwości, że jeśli ktoś może zadać ostateczny cios tradycyjnej telewizji, to jest to właśnie Netflix. Jeśli Hastings i spółka dobrze rozegrają tę decydującą partię, to już wkrótce Netflix zrobi na rynku płatnych usług telewizyjnych jeszcze większe zamieszanie od tego, którego byliśmy świadkami w latach 90., gdy swoją potęgę budowało HBO.