Pozew przeciwko Fakt24.pl dotyczył artykułu pt. "Skandal. Ogromne emerytury stalinowskich sędziów" z 2016 r., który w głównej mierze opowiadał o Henryku Kostrzewie - określanym mianem "zbrodniarza komunistycznego" generale brygady Wojska Polskiego, naczelnym prokuratorze wojskowym - zastępcy prokuratora generalnego w latach 1984-1990 i zastępcy członka Trybunału Stanu w latach 1985-1989.
Treść artykułu dotyczyła Kostrzewy, ale zdjęcie umieszczone tuż pod tytułem, przedstawiało Janusza Fatygę. W związku z naruszeniem swoich dóbr osobistych działacz ten pozwał koncern Ringier Axel Springer, czyli wydawcę serwisu, w którym ukazała się ta publikacja.
We wtorek krakowski sąd apelacyjny wydał w tej sprawie prawomocny wyrok. Zobowiązał pozwanego do publikacji przeprosin na swojej stronie internetowej przez okres jednego miesiąca. Ponadto nakazał mu zapłacenie Fatydze 25 tys. zł zadośćuczynienia.
W uzasadnieniu do wyroku sądu podkreślona została kwestia odpowiedzialności, którą pozwany - jak uznano - ponosi za zaistniałą sytuację. "Nie sposób przyjąć, żeby zamieszczenie wizerunku osoby trzeciej, w kontekście negatywnej wypowiedzi o kimś innym, (w sposób) pozwalający na identyfikację tej osoby trzeciej tak, jakby to jej dotyczył ten artykuł - i w związku z tym przypisywania tej osobie trzeciej pewnych cech negatywnych, wynikających z treści artykułu - było prawnie dozwolone" - uznał sąd. Ponadto wskazał, że jest oczywistym, iż tego typu działanie jest "wynikiem rażącego zaniedbania i ma charakter bezprawny".
Sąd uznał także, że ujawniony materiał dowodowy nie daje podstaw do przyjęcia, że działania te były intencjonalne - ocenił, że wynikły one "ze zwykłego niechlujstwa czy rażącego zawinienia, zaniedbania strony pozwanej". Wskazał także, że kontekst, w którym w publikacji przedstawiony został Fatyga jest zaprzeczeniem jego dotychczasowej działalności, więc stanowi element, który "zwiększa stopień krzywdy".
Reprezentująca działacza Monika Brzozowska-Pasieka podkreśliła, że jest zadowolona głównie z tego, że przeprosiny publikowane będą przez cztery tygodnie, czyli dłużej niż zdecydował sąd pierwszej instancji. "Zdajemy sobie sprawę z tego, że jest ogromnie długi okres czasu. Dlatego jesteśmy bardzo zadowoleni, bo to oznacza, że informacja o tym wyroku i o przeprosinach dotrze do bardzo dużego kręgu osób" - powiedziała w rozmowie z dziennikarzami po ogłoszeniu decyzji sądu.
Jednocześnie zaznaczyła, że w całej sprawie nie chodziło o kwotę zadośćuczynienia, a o reputację działacza. "Pan Janusz Fatyga to niezwykle przyzwoity człowiek; on wystąpił o swoje dobre imię, o to, żeby nie nazywać go zbrodniarzem, żeby nie pokazywać go jako zbrodniarza i żeby wielki koncern po prostu go przeprosił" - powiedziała adwokat.
Jako "wielki sukces" wtorkowy wyrok określił także Maciej Świrski, prezes Reduty Dobrego Imienia, która wspierała Fatygę w toczącym się postępowaniu.
"Nie ma mowy o tym, żeby w mediach bezkarnie odbywało się szkalowanie bohaterów i ludzi zasłużonych dla ojczyzny, pod pozorem informacji, publicystyki czy jakiegoś rodzaju sensacji, którą będzie się publikowało, uderzając nie tylko w wizerunek konkretnego człowieka, ale także Polski" - ocenił w rozmowie z PAP.
Świrski zwrócił także uwagę na decyzję o formie przeprosin, które mają pojawić się w serwisie. "Dla takiego koncernu to nie jest tylko kwestia przeprosin, wizerunku i tego, że wykazana jest ich nierzetelność, ale także kwestia konkretnych spraw finansowych, związanych z ograniczeniem ilości reklam na stronie głównej, które - jak wiadomo - są najdroższe" - wyjaśnił.
Sprawa publikacji ponownie trafiła na wokandę po tym, jak od wyroku, który zapadł przed krakowskim sądem okręgowym w połowie września ub.r., odwołały się obie strony. Pełnomocnik działacza apelowała o dłuższy okres zamieszczenia przeprosin i 50 tys. zł zadośćuczynienia.
Reprezentujący koncern Ringier Axel Springer Mateusz Sadłyk, podczas wtorkowej rozprawy przed sądem apelacyjnym argumentował, że w spornym artykule nie zostało wspomniane imię ani nazwisko Fatygi.
"Jego wizerunek został, zdaniem strony pozwanej, w odpowiedni sposób zanonimizowany. Jest on osobą publiczną, wykonywał funkcje publiczne, które rozumie się w sposób szeroki, rozciągając je również na funkcje społeczne, z którymi powód się identyfikował. I te wszystkie okoliczności, zdaniem strony pozwanej, wpływają na to, że w niniejszej sprawie nie doszło do naruszenia dobra osobistego w postaci wizerunku powoda" - wskazywał Sadłyk.
Adwokat argumentował także, że o publikacji Fatyga dowiedział się dopiero od jednego ze świadków, którzy później zeznawali w sprawie; wcześniej nie zgłaszał żadnych pretensji i nie domagał się usunięcia materiału. W ocenie pełnomocnika zasądzona przez sąd okręgowy kwota 25 tys. zł to suma zbyt wysoka.