Netflix należał do nielicznych spółek, które pod koniec lutego oparły się tendencji spadkowej na giełdach. W ciągu tygodnia indeks S&P 500 dla 500 największych firm z nowojorskiej giełdy spadł w ostatnim tygodniu poprzedniego miesiąca – najgorszym od światowego kryzysu finansowego w 2008 r. – o 11,5 proc.
Marzec zaczął się na Wall Street dużo lepiej, giełda zaczęła rosnąć, nie oznacza to jednak końca kłopotów, bo skutki gospodarcze będą długofalowe. Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju obniżyła prognozę globalnego wzrostu PKB w tym roku z 2,9 proc. do 2,4 proc.
Długofalowe będą też zyski tych, którzy mogą na nie liczyć. – Na rozprzestrzenianiu się koronawirusa zyskają dostawcy usług zdalnych, z których można korzystać bez fizycznego kontaktu z innymi ludźmi – mówi Michał Kreczmar, dyrektor ds. transformacji cyfrowej w PwC. – Dotyczy to zarówno rozrywki internetowej, jak i platform umożliwiających interakcję bez konieczności przebywania w tym samym miejscu. Są to wszelkie modele chmurowe, telekonferencje itp. W sferze rozrywki szanse wzrostu serwisów wideo są z tej perspektywy jeszcze większe niż przed epidemią: z obawy przed zarażeniem się ludzie ograniczają chodzenie do kin, teatrów, na mecze, koncerty i inne imprezy masowe, więc ten czas wolny z dużym prawdopodobieństwem przypadnie właśnie streamingowi – stwierdza ekspert. W jego ocenie zyska też rynek informacji, bo rośnie zapotrzebowanie na bieżące wiadomości.
Serwisy oferujące filmy i seriale w sieci miały dobre perspektywy i bez koronawirusa. Efektów epidemii nie uwzględnia np. opublikowana w poniedziałek prognoza dla platform z subskrypcjami wideo (SVOD) w USA. Firma analityczna Digital TV Research przewiduje w niej, że liczba abonentów wzrośnie z 199 mln w ubiegłym roku do 307 mln w 2025 r. – i to nie licząc serwisów sportowych. Przeciętne gospodarstwo domowe w Stanach będzie miało do tego czasu już ponad trzy (3,28) subskrypcje wideo – czyli dokładnie jedną więcej niż na koniec ub.r. Liderem pozostanie Netflix, który na rodzimym rynku zgromadzi prawie 65,7 mln subskrypcji, liczba użytkowników Amazon Prime Video przekroczy 60 mln, a uruchomiony w końcu ub.r. Disney+ osiągnie niemal 48 mln umów.
Ta ostatnia platforma trafiła zresztą na sprzyjający moment ze swoimi planami ekspansji. Obecnie jest dostępna tylko w Australii, Holandii, Kanadzie, Nowej Zelandii, Portoryko i USA. Ale 24 marca pojawi się w Austrii, Francji, Irlandii, Hiszpanii, Niemczech, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii – oraz w najsilniej obecnie dotkniętym koronawirusem kraju europejskim – we Włoszech. Dobre wyniki wróżono serwisowi Disneya jeszcze przed epidemią.
Jednak nie cały sektor mediów i rozrywki może skorzystać w równie dużym stopniu co serwisy subskrypcyjne. – Wpływ wirusa na świat reklamy może być negatywny – zwraca uwagę Michał Kreczmar. – Trudno reklamować produkty, jeśli nie ma ich już w magazynach. Popyt na takie środki higieny, żywność i towary pierwszej potrzeby i tak rośnie – nie trzeba więc inwestować w promocję. Jednocześnie ludzie mogą w obliczu epidemii ograniczyć wydatki niezwiązane z codziennymi potrzebami i reklama tej ostrożności nie przełamie. Liczę jednak, że ten efekt może być krótkotrwały – dodaje.
Spowolnienie rynku reklamy może więc sprawić, że wśród beneficjentów przymusowej izolacji nie będzie Facebooka i innych serwisów społecznościowych. Bez inwestycji reklamodawców nie będą bowiem w stanie zmonetyzować wzmożonego zainteresowania internautów.
Dlatego o ile Netflixa w analizie serwisu Nasdaq.com zaliczono do trzech spółek, które cudownie wyrosły ponad rynek w tygodniu załamania giełdy, o tyle Facebook znalazł się w drugiej trójce – mającej „większą niż przeciętna szansę na przetrwanie epidemii COVID-19”.
51 mln płacących subskrybentów przybędzie Netflixowi na świecie do 2025 r. według firmy Digital TV Research
105 mln abonentów zdobędzie w ciągu pięciu najbliższych lat nowy serwis Disney+