Nie może być tak, że przedsiębiorcy działający na tradycyjnym rynku medialnym muszą podporządkować się wielu przepisom, podczas gdy giganci funkcjonujący w internecie są poza prawem. Do takich wniosków doszli unijni decydenci i postanowili znowelizować dyrektywę audiowizualną
Dziennik Gazeta Prawna
Kilka tygodni temu Parlament Europejski, Komisja Europejska oraz Rada Unii Europejskiej zawarły porozumienie. Oznacza to, że nowe regulacje w szczegółach będą jeszcze opracowywane, ale ich trzon pozostanie już niezmieniony. A to z kolei oznacza, że najprawdopodobniej pod koniec 2018 r. zostaną uchwalone nowe przepisy, które zaczną obowiązywać, jak się przypuszcza, w 2020 r. Obowiązująca obecnie dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady 2010/13/UE w sprawie koordynacji niektórych przepisów ustawowych, wykonawczych i administracyjnych państw członkowskich dotyczących świadczenia audiowizualnych usług medialnych, nazywana potocznie dyrektywą audiowizualną (Dz.Urz. UE z 2010 r. L 95, s. 1), została stworzona na początku 2010 r. W mediach to cała wieczność.
Nikt wówczas nie podejrzewał, że usługa wideo na żądanie (VoD – video on demand), odpłatne serwisy oferujące dostęp do ogromnych baz seriali i filmów oraz serwisy streamingowe rozwiną się tak szybko i w tak dużym stopniu. A odpływ od tradycyjnej telewizji będzie tak duży. „Krajobraz mediów w ciągu dekady zmienił się gwałtownie. Miliony Europejczyków już nie siedzą całymi rodzinami przed telewizorami. Ludzie, szczególnie ci młodzi, oglądają wideo online, często korzystają z usługi wideo na żądanie, a podstawowym nośnikiem stały się urządzenia mobilne” – uzasadnia potrzebą wprowadzenia nowych przepisów Komisja Europejska.
– Nowe przepisy odzwierciedlają postęp cyfrowy i uwzględniają to, że obecnie oglądanie filmów odbywa się w inny sposób niż dotychczas. Wspierają one usługi innowacyjne oraz popularyzują europejskie filmy, ale również w lepszy sposób chronią dzieci i zwalczają mowę nienawiści – wyjaśniał w kwietniu 2018 r., szykując się do podpisania porozumienia unijnych instytucji, Andrus Ansip, wiceprzewodniczący komisji do spraw jednolitego rynku cyfrowego.
Słowa podbudowywane są statystykami. Jeszcze w 2014 r. globalny udział wideo w całym konsumenckim ruchu internetowym wynosił 64 proc. W 2019 r. będzie to już 80 proc. Dyrektywa w nowym brzmieniu jest potrzebna również dlatego, że na rynku medialnym granice stały się iluzją. Co trzeci przedsiębiorca zajmujący się medialnym biznesem prowadzi go w innym kraju niż ten, z którego pochodzi. Unijni decydenci uważają więc, że zasady panujące na europejskim rynku należy w miarę możliwości zrównać. A biznesmenów zza oceanu przymusić do stosowania panujących w UE zasad. Eksperci, którzy śledzą prace nad nową wersją dyrektywy, przyznają, że będzie ona utrzymana w europejskim duchu: czyli mało konkretna, oparta na zasadzie „róbcie, jak chcecie, oby osiągnąć założone cele”. Niemal wszyscy prawnicy, z którymi rozmawialiśmy, podkreślają, że w obliczu takiej konstrukcji przepisów kluczowe będzie podejście krajowych organów regulacyjnych. W Polsce najważniejsze będzie to, jakie zasady gry ustali i dokładnie jak bardzo będzie pilnować ich stosowania Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Eksperci zaznaczają zarazem, że w Polsce zmiany będą miały charakter ewolucyjny. To za sprawą, co prawda, często krytykowanej, ale na tle europejskim całkiem nowoczesnej, ustawy z 29 grudnia 1992 r. o radiofonii i telewizji (t.j. Dz.U. z 2017 r. poz. 1414 ze zm.). Wreszcie większość nowych obowiązków w projekcie dyrektywy jest ujęta w ten sposób, że szczegóły ich realizacji ustalić powinni między sobą sami przedsiębiorcy w ramach samoregulacji. A upoważniony organ jedynie będzie strzec tego, czy realizowane są cele dyrektywy.
Obecna dyrektywa obejmuje tradycyjne usługi telewizyjne oraz wideo na żądanie. Przy czym to drugie bardziej w teorii niż w praktyce.
CZEGO CHCE KOMISJA EUROPEJSKA?
doprecyzowania obowiązujących zasad do postępu technologicznego
stworzenia równych szans dla nowo powstających mediów
zachowania różnorodności kulturowej
ochrony dzieci i konsumentów
ochrony pluralizmu mediów
zwalczania nienawiści rasowej i religijnej
zagwarantowania niezależności krajowym regulatorom rynku
– W wersji dyrektywy z 2010 r. oczywiście pojawiają się platformy VoD, jednak ich obecność wygląda na nieomal przypadkową, jakby ludzie piszący tę regulację przypomnieli sobie w ostatniej chwili, że istnieje jeszcze coś takiego jak VoD. Jeśli ktokolwiek piszący tę dyrektywę w 2010 r. myślał, że VoD pozostanie dodatkiem do głównej konsumpcji telewizji za pomocą teleodbiornika, można dzisiaj śmiało powiedzieć, że się grubo pomylił. VoD z roku na rok rośnie w siłę i zaskarbia sobie coraz więcej serc współczesnych konsumentów, zwłaszcza tych młodszych – spostrzega Katarzyna Piórecka z branżowego portalu NaEkranie.pl.