Dekoncentracja miała być kolejnym krokiem pisowskiej rewolucji. Ustawa została jednak odłożona do szuflady. Teraz mówi się o gotowości do jej uchwalenia.



Projekt przewiduje nie tylko uderzenie w nadmierną obecność zagranicznego kapitału, ale i regulacje antymonopolistyczne. Miałyby one zakazywać kontrolowania nadmiernej części rynku przez jeden podmiot. Politycy PiS nie ukrywają, że chodzi o TVN, które dzięki odgrywaniu roli brokera wobec innych stacji przejmuje znaczącą część reklam, a równocześnie zachowuje postawę niezmiennie wrogą wobec rządu. To samo dotyczy bardziej neutralnego wobec obecnej władzy Polsatu.
Czy decyzję podjęto ostatecznie? Zapowiadają ją współpracownicy Kaczyńskiego. Ale w Ministerstwie Kultury o niej nie słyszano. – Według mojej wiedzy temat odłożono do końca kadencji. Ale oczywiście ten projekt można uruchomić w każdej chwili – mówi członek kierownictwa tego resortu.
Wcześniej jako powód zatrzymania toczącego się już walca dekoncentracji podawano obawy przed prezydenckim wetem. I nadzieje na kompromis z Unią Europejską, w końcu po to powołano premiera Mateusza Morawieckiego. Teraz na pytanie o konsekwencje w relacjach z Unią Europejską wtajemniczeni politycy odpowiadają: – Wojna i tak się toczy. Od miesięcy próbujemy się dogadać z Fransem Timmermansem w sprawie ustaw sądowych i nic.
Był moment, kiedy zdawało się, że kompromis z wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej jest bliski. Miały temu służyć poprawki do sądowego pakietu. Nieco ograniczyły one władzę ministra sprawiedliwości nad prezesami sądów. Deklaratywnie rozmiękczyły inne kontrowersyjne przepisy, choćby instytucję skargi nadzwyczajnej. Zdawało się, że holenderski polityk czeka tylko na kosmetykę. Teraz znów formułuje coraz twardsze żądania. Wrócił do sporu o dobór członków Krajowej Rady Sądownictwa przez parlament. I do krytyki wymiany znacznej części sędziów Sądu Najwyższego, co ma nastąpić niebawem. Rezygnacja z tych punktów oznaczałaby podważenie całej zmiany.
Rozmawiający z Timmermansem urzędnicy rządowi mają swoje teorie na temat tego utwardzenia stanowiska. Polityk zdecydował się kandydować do Komisji Europejskiej na kolejną kadencję. Chce więc pozyskać polityków największych frakcji, a one po bolesnych porażkach projektu federalizacji Europy czy otwartej polityki wobec imigrantów szukają ideowego paliwa w „pedagogice” wobec państw o innym niż liberalny modelu demokracji. Dodatkowym bodźcem zmiany stanowiska jest silny lobbing środowisk prawniczych. Nawet amerykańscy juryści nie akceptują kierunku polskich zmian.
Można tłumaczyć, że także w Hiszpanii ich odpowiednik Krajowej Rady Sądownictwa powołuje parlament – dziś wyłącznie z rekomendacji sędziów, ale całkiem niedawno z woli polityków. Trudniej objaśnić, także Amerykanom, usunięcie niemal całego ciała sądowego. W pracach nad ustawą było widać wysiłki PiS, aby przeprowadzić personalną korektę w kierunku najbardziej dla siebie korzystnym.
Podobnie będzie z dekoncentracją mediów. Można się powoływać na ustawy wielu krajów zachodnich, rzeczywiście w wielu punktach bardziej rygorystycznie niż polskie prawo pilnujące, aby w mediach nie było nadmiernej koncentracji własności. Tyle że gołym okiem widać cel doraźny: osłabienie mediów bijących w rząd. To, że bijących bardzo agresywnie, to jeszcze inna sprawa.
Podjęcie tego tematu oznaczałoby w każdym razie zerwanie z ułudą dogadania się z Unią. I zwycięstwo radykałów wewnątrz obozu rządowego, typu ministra Ziobry, którzy zamilkli na czas rozmów z Timmermansem. Choć możliwa jest i inna interpretacja. Może zapowiedzi powrotu dekoncentracji to wciąż grożenie palcem. Samym mediom, aby były łagodniejsze w krytyce. I Komisji Europejskiej, aby wycofała się z karcenia Polski za „brak praworządności”.
Tyle że taki instrument uprawiania polityki łatwo zmienia się w samoistny cel. Zmieni to też język i naturę prawicowego obozu w przededniu wyborów samorządowych, a potem europejskich.
Gołym okiem widać cel doraźny: osłabienie mediów bijących w rząd