Zdaniem portalu internetowego Daily Caller, działanie nowej funkcji wyszukiwarki Google, której celem jest weryfikacja informacji, wymierzone jest w konserwatywne serwisy informacyjne.

Portal Daily Caller podał, że nowa funkcja najczęściej używanej wyszukiwarki internetowej - Google Fact Check - nie działa w jednakowy sposób w stosunku do liberalnych i konserwatywnych serwisów informacyjnych.

Daily Caller wyraził obawy, że funkcja weryfikacji prawidłowości informacji działa w sposób “wysoce stronniczy” i “najprawdopodobniej jest odbiciem liberalnych poglądów i opinii firmy Google”. Portal wskazał, że w niektórych przypadkach funkcja Fact Check działa niepoprawnie, komunikując na przykład, że strony internetowe podawały nieistniejące informacje.

Jako przykład nierównego traktowania Daily Caller podaje, że przy przeglądaniu wyników wyszukiwania dotyczących tego serwisu oprócz informacji o wydawcy i najczęściej poruszanych w serwisie tematach pojawia się również okienko “Fact Check”, co nie ma miejsca w przypadku portali o liberalnym charakterze, takich jak Vox czy Gizmodo; w wynikach wyszukiwania na ich temat pojawiają się jedynie informacje dotyczące wydawcy oraz tematyki. Nieobecna natomiast jest zakładka sprawdzania prawdziwości informacji.

Serwis Daily Caller poinformował, że sprawdził wyniki wyszukiwania Google dla różnych stron informacyjnych. Zdaniem serwisu, eksperyment potwierdził, że media i portale liberalne nie są poddawane sprawdzaniu wiarygodności informacji, konserwatywne natomiast - tak. Daily Caller zauważył również, że przy wyszukiwaniu tytułów gigantów prasy liberalnej (“New York Times”, “Washington Post”, “Los Angeles Times”) pojawia się w oknie wyszukiwarki dodatkowa zakładka informująca o otrzymanych przez te media w ciągu ostatnich lat nagrodach.

Innym przykładem, na który powołuje się konserwatywny serwis, jest artykuł umieszczony na łamach Daily Caller, który dotyczył zespołu dochodzeniowego prokuratora specjalnego Roberta Muellera. W treści artykułu znalazło się twierdzenie, że Mueller zatrudnia osoby, “które wspierają Hillary Clinton”. Według Fact Check Google jest to nieprawda. Tymczasem, jak argumentuje Daily Caller, artykuł wskazuje jedynie, że prokurator specjalny zatrudnił byłego darczyńcę Hillary Clinton.

Portal twierdzi, że partnerami Google, którzy współpracowali przy module sprawdzania wiarygodności treści Fact Checking, są podmioty takie, jak Snopes.com oraz Climate Feedback, powszechnie znane z braku obiektywności.

W ostatnich latach giganci internetowi tacy jak Facebook, Twitter czy Google wielokrotnie byli oskarżani przez konserwatystów o dyskryminację portali informacyjnych o takich tendencjach światopoglądowych oraz o promowanie wyłącznie liberalnych doktryn. Według zwolenników partii konserwatywnej wielkie serwisy internetowe mają również blokować konta konserwatywnych aktywistów bądź całkowicie uniemożliwiać im dostęp do kanałów społecznościowych za “nieodpowiednie treści”, które są niezgodne z regulaminem serwisów. Jak argumentują konserwatywni internauci, w rzeczywistości treści, o których mowa, są niewygodne dla liberalnych mediów, a zwolennicy poglądów liberalnych nie podlegają w mediach społecznościowych podobnym obostrzeniom.

Jednocześnie w poniedziałek głośna stała się ponownie sprawa Jamesa Damore’a, który złożył pozew przeciwko Google, zarzucając mu “dyskryminację białych mężczyzn o konserwatywnych poglądach”. Wcześniej Damore został zwolniony z pracy w koncernie po tym, gdy opublikował w wewnętrznej sieci pracowniczej notatkę zawierającą twierdzenia krytykujące stosowanie równościowej polityki zatrudnienia.

Facebook natomiast w styczniu przyznał, że media społecznościowe borykają się z problemem utrzymania równowagi pomiędzy wolnością słowa a koniecznością blokowania nieodpowiednich treści, co może prowadzić do oskarżeń o cenzurę.