PAP dostanie w tym roku z budżetu państwa ponad trzy razy większą dotację niż w latach poprzednich, ale na ZUS i ratowanie płynności musiała pożyczać w banku.
Finanse Polskiej Agencji Prasowej / Dziennik Gazeta Prawna
Nowy zarząd Polskiej Agencji Prasowej uważa, że po odejściu Artura Dmochowskiego sytuacja „nie jest ciekawa” – tak na spotkaniu z przedstawicielami załogi powiedziała Hanna Myjak, która do zarządu weszła 12 października, gdy Dmochowski zrezygnował. Wcześniej Myjak była wiceprezesem Agencji Nieruchomości Rolnych. Rada nadzorcza rekomendowała ją do zarządu PAP (wyboru formalnie dokonała Rada Mediów Narodowych), bo zna się na finansach, co jest teraz agencji potrzebne. To właśnie za sytuację materialną prezes Dmochowski, zanim złożył rezygnację, został przez radę nadzorczą zawieszony.
– W spółce wzrosły wynagrodzenia i zatrudnienie. Byłoby to uzasadnione, gdyby PAP dysponowała rezerwami finansowymi, ale nie w obecnej sytuacji – powiedział serwisowi Dziennik.pl przewodniczący rady nadzorczej PAP Janusz Niedziela.
Obecna sytuacja jest taka, że spółka musiała zaciągnąć 2 mln zł kredytu na bieżące wydatki, w tym pensje i ZUS. Tymczasem budżet ma odłożone dla agencji prawie 9 mln zł, których ciągle nie otrzymała. – Dotacje zazwyczaj wpływały w okolicach września. W tym roku jest opóźnienie, gdyż PAP spod kurateli Ministerstwa Skarbu przeszła do resortu kultury. Zaciągnęliśmy więc krótkoterminowy kredyt. Jego wysokość jest nieznaczna wobec obrotów spółki – wyjaśniał nam Artur Dmochowski.
Zgodnie z ustawą o PAP dotacje z budżetu na bieżącą działalność mogą dotyczyć tylko działań PAP jako publicznej agencji informującej o wydarzeniach w kraju i za granicą oraz upowszechniającej stanowiska organów państwa. – W tym roku znacznie zwiększyliśmy dotację, bo PAP ma więcej zadań – mówi wiceminister kultury Paweł Lewandowski. – Chodzi przede wszystkim o stworzenie anglojęzycznego serwisu, przekazującego międzynarodowym odbiorcom informacje o polskiej gospodarce i jej sukcesach, kulturze, ważnych wydarzeniach, a także rocznicach historycznych – dodaje. Nowy zarząd PAP – drugim jego członkiem jest oddelegowany z rady nadzorczej Tomasz Giziński – zapowiedział ukończenie tego zadania.
Pracownikom agencji powiedziano, że mimo zwiększonej dotacji PAP zakończy rok na minusie. „Strata będzie znacząca” – poinformowała wiceprezes Myjak. Jak podał „Presserwis”, załogę PAP zapewniono jednak, że październikowe pensje wpłyną w terminie. Z naszych informacji wynika, że zarząd zadeklarował też, iż nie wchodzi w rachubę zmniejszanie zarobków. Zapowiedziano za to „racjonalną redukcję zatrudnienia”, w tym weryfikację sieci korespondentów zagranicznych pod względem kosztów i sensu utrzymywania wszystkich placówek – z zastrzeżeniem, że w głównych stolicach świata PAP powinna mieć korespondentów. Nowy zarząd podał, że w ostatnim czasie zatrudnienie, które w ub.r. wynosiło 371 osób, wzrosło o ok. 70 osób. Artur Dmochowski podaje, że o 47. – Zgodnie ze strategią przyjętą w ubiegłym roku miałem agencję, niezwykle ważną dla kraju instytucję, rozwijać, a nie zwijać, a to wymaga inwestycji w sprzęt i ludzi – argumentuje Dmochowski.
Jego następcy mają jednak więcej zarzutów. Latem tego roku Dmochowski podpisał umowę wynajmu trzeciego piętra budynku u zbiegu ulic Brackiej i Mysiej (do agencji należy tylko część tej nieruchomości, reszta to własność prywatnej firmy), z przeznaczeniem na nowy newsroom. Nowy zarząd uznał to za kontrowersyjny wydatek: dzierżawę podpisano na 10 lat i to tak, że nie można się wycofać wcześniej niż za 5 lat. Roczny koszt to ponad 1 mln zł rocznie, co w sumie daje 10 mln zł. – Umowa w mojej ocenie jest korzystna dla PAP – mówi Artur Dmochowski, zaprzeczając, jakoby opiewała na 10 mln zł. – Nie mogę ujawnić dokładnej kwoty ze względu na tajemnicę handlową, ale zapewniam, że wynegocjowaliśmy stawkę poniżej rynkowej – stwierdza. Postawiony przed faktem dokonanym nowy zarząd zapowiedział, że wynajętą powierzchnię zagospodaruje. Kiedy redakcja zajmie nową przestrzeń? Nie wiadomo. PAP ma też kłopot ze swoją nieruchomością przy Mińskiej, która przynosi straty, a inspektor budowlany nakazał tam remont szacowany na 700 tys. zł. Hanna Myjak stwierdziła jednak, że teraz sprzedaż Mińskiej byłaby niekorzystna.
„Mówimy, że obecnie sytuacja jest zła, ale to jest sytuacja do uratowania” – powiedziała pracownikom agencji wiceprezes ds. finansowych. Być może w ratowaniu zarządowi pomoże, tym razem jako doradca, Artur Dmochowski. – Nie potwierdzam, nie zaprzeczam – ucina były prezes PAP.