Wymóg posiadania 10- proc. wkładu własnego to poważna bariera dla popytu na produkty hipoteczne. Wniosków już jest mniej, a ci, którzy się zadłużają, pożyczają większe kwoty – wynika z danych Biura Informacji Kredytowej
W lutym banki złożyły w BIK niewiele ponad 32,6 tys. zapytań o osoby składające wnioski kredytowe. Rok wcześniej było ich 33,1 tys. Począwszy od czerwca ubiegłego roku, w każdym kolejnym miesiącu liczba zapytań była niższa niż rok wcześniej.
BIK zastrzega, że liczba wniosków to tylko jeden z elementów służących do oszacowania popytu na kredyt. Drugi to wartość kredytów, o które ubiegają się klienci banków. Z danych zebranych przez biuro wynika, że mimo spadku liczby nowych wniosków, wartość zaciągniętych kredytów zwiększyła się w 2014 r. o 3,9 proc. Przy czym popyt nie rozkładał się równomiernie w całym roku, dołek banki zaliczyły w ostatnim kwartale, kiedy udzieliły o 10 proc. mniej kredytów niż rok wcześniej. Widać to też w liczbie wniosków, np. w listopadzie było ich o 15 proc. mniej niż rok wcześniej.
Popyt na kredyt w syntetyczny sposób pokazuje specjalny indeks wyliczany przez BIK, który biuro publikuje od stycznia. Wnioski? Na razie nie widać wyraźnego przełamania negatywnej tendencji z końca ubiegłego roku.
Według analityków biura problemy z popytem na kredyt mogą wynikać z kilku czynników. Pierwszy: zaostrzyły się wymagania stawiane kredytobiorcom w formie podwyższonego do 10 proc. wkładu własnego. Nie każdy jest w stanie spełnić ten warunek. Drugi powód: rządowe programy wsparcia nie zostały w pełni wykorzystane pomimo dostosowania oferty deweloperów. Słaby popyt na kredyty to również efekt emigracji zarobkowej młodych ludzi.
Z drugiej strony mamy do czynienia z historycznie niskimi stopami procentowymi i dobrą sytuacją gospodarczą. Rosną PKB i płace realne, poziom bezrobocia jest stabilny. Te czynniki powinny stymulować zainteresowanie kredytami mieszkaniowymi. W sumie BIK oczekuje stabilizacji popytu na kredyty mieszkaniowe w 2015 r. na poziomie zbliżonym do roku poprzedniego.
Paweł Majtkowski, główny analityk Centrum Finansów Aviva, zwraca uwagę, że rzeczywiście dziś jest dobry moment na wzięcie kredytu hipotecznego. Przede wszystkim dlatego, że jest on tani ze względu na niskie stopy. Ale limit na minimalny wkład własny dla niektórych kredytobiorców może być nie do przeskoczenia. Zwłaszcza tych, którzy zadłużają się na zakup pierwszego mieszkania.
– W najbliższych latach raczej obstawiałbym dalszy spadek popytu na kredyt hipoteczny, bo limit na wkład własny będzie zwiększany. W przyszłym roku będzie to już 15 proc. wartości mieszkania, w 2017 – 20 proc. Już dziś powinna trwać jakaś akcja edukacyjna, która nakłaniałaby Polaków do oszczędzania na wkład własny. Póki co żadnej nie zauważyłem – mówi Majtkowski.
Według niego dostępność kredytów mogłaby wzrosnąć, gdyby powiązać generowanie nowej akcji kredytowej z długoterminowym oszczędzaniem. Zdaniem Majtkowskiego dobrym pomysłem mógłby być powrót do idei kas mieszkaniowych, które zbierałyby oszczędności od potencjalnych późniejszych kredytobiorców (taki kredyt mógłby być np. preferencyjnie oprocentowany). Dodatkowym impulsem byłoby jakieś rozwiązanie problemu kredytów we frankach. Dziś osoby, które mają takie kredyty, są niemal ich niewolnikami: nie są w stanie np. sprzedać nieruchomości ze względu na wzrost zadłużenia (bo frank się umocnił), przez co nie inwestują w kolejne, na które mogliby wziąć następny kredyt.
Michal Krajkowski, analityk DK Notus, też wskazuje na zwiększenie wkładu własnego jako przyczynę spadku zainteresowania kredytem hipotecznym. – Pamiętajmy, że 10-proc. wkład własny, jaki musi mieć kredytobiorca, to nie wszystko, bo jeszcze dochodzą różne opłaty związane z transakcją, np. koszty notarialne czy prowizje bankowe – mówi.
Inny powód: banki same nieco odpuściły kredyt hipoteczny. Główne miejsce walki konkurencyjnej między nimi to dziś kredyt konsumpcyjny, który z natury jest bardziej dochodowy (wyższe ryzyko, ale też wyższa marża przy znacznie krótszym okresie kredytowania).
Krajkowski jest zdania, że nawet jeśli nowych kredytów hipotecznych będzie mniej, to wcale nie musi to oznaczać załamania na rynku nieruchomości. – Coraz większa część transakcji jest dokonywana za gotówkę. Niskie stopy procentowe to również spadek atrakcyjności oszczędzania w bankach – część osób próbuje gdzie indziej ulokować pieniądze, np. w nieruchomości. To system naczyń połączonych. Bezpośrednich negatywnych skutków zmniejszenia akcji kredytowej dla rynku mieszkań raczej bym sie więc nie spodziewał – ocenia analityk.

365,6 mld zł wartość kredytów mieszkaniowych udzielonych przez banki i inne instytucje na koniec lutego 2015 r.

4 proc. średnie oprocentowanie złotowych kredytów mieszkaniowych w lutym

194 tys. kredytów mieszkaniowych udzieliły banki w 2014 r.