Wprowadzenie obowiązkowej karty produktu w polisach z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym to dobry krok. Ale tylko jeden z wielu, jakie są potrzebne do ucywilizowania tego rynku. Ucywilizowania, bo w mało którym segmencie finansów dochodzi do takich nadużyć, których ofiarą padają często zwykli ciułacze.
Oczywiście powinni czytać umowy, jakie podpisują. Powinni zachować dużo więcej zdrowego rozsądku i, jak mówi podstawowa zasada inwestowania, zdywersyfikować ryzyko, czyli nie dopuszczać do sytuacji, w której całość pieniędzy lokują w jeden produkt jednej firmy (stąd przecież biorą się głośne historie o straconych w polisie z UFK oszczędnościach całego życia). Ale też powinni być obsłużeni w taki sposób, który ograniczy ich ryzyko w kontaktach z ubezpieczycielami.
Ale ograniczenie ryzyka powinno polegać nie tylko na przedstawieniu karty produktu (tak naprawdę kilku kartek, zobaczymy, na ile przystępny okaże się język tych informacji). Powinna za tym pójść zmiana podejścia w sprzedaży takich produktów – w zamyśle przecież wiążących klienta z firmą na wiele lat. Sprzedaż z myślą, że ważne są wyniki najbliższego roku, bo od tego zależy wysokość premii dla sprzedawcy, kimkolwiek by on był, daleko nie zaprowadzi.
Marzycielstwo? Być może. Ale, jak widać, sytuacja już zmusiła ubezpieczycieli do pewnych zmian. A gdyby ich podejście było nieco inne już wcześniej, niewykluczone, że skorzystaliby i oni sami. A tak wszystkie firmy na naszym rynku mogą pochwalić się 6,2 tys. nowych polis z UFK w 2013 r., co oznacza oszałamiający wzrost o 0,21 proc. w skali roku.