Zabezpieczenie przed wzrostem kosztów obsługi kredytów zaczęło właśnie drożeć. Ale nadal opłaca się je kupić, bo zyskujemy spokój na 10–15 lat – oceniają eksperci.
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
Od kilku dni wyraźnie rosną stawki oferowane w kontraktach IRS, czyli swapach stopy procentowej. To najpopularniejsza forma zabezpieczania się kredytobiorców przed ryzykiem wzrostu stóp procentowych. Kupując wczoraj dziesięcioletni IRS, kredytobiorca zamieniłby zmienne oprocentowanie swojego kredytu liczone według stopy WIBOR (trzymiesięczny wynosił 2,74 proc., sześciomiesięczny 2,69 proc.) na stałe odsetki w wysokości około 4,36 proc.
To wartość przybliżona, w rzeczywistości stawka jest ustalana indywidualnie dla każdego kredytu (banki nie podają, jakie są faktyczne stawki oferowane klientom). Ale i ona pokazuje, jak bardzo zmieniły się parametry zabezpieczeń – jeszcze w połowie ubiegłego tygodnia banki były skłonne sprzedawać 10-letnie IRS z 3,7-proc. stopą stałą. Wszystko przez komunikat Fed z ubiegłego tygodnia zapowiadający zbliżający się koniec druku dolara. Doprowadziło to do wycofania się części kapitału zagranicznego z polskiego rynku obligacji i w efekcie wzrostu ich rentowności – a stawki IRS są z nią silnie powiązane.
– Jeśli ktoś chce się zabezpieczyć przed ryzykiem wzrostu stopy procentowej, to wciąż jest na to dość dobry moment. IRS zawiera się wyłącznie po to, żeby mieć pewność, że w długim terminie parametry, np. finansowania inwestycji, będą stałe – przekonuje Konrad Kopciuch, dyrektor departamentu sprzedaży rynków finansowych Raiffeisen Polbanku.
Wtóruje mu Marcin Mrowiec, główny ekonomista Pekao. – Nawet jeśli nie załapaliśmy się na najniższe stawki, to kupując zabezpieczenie teraz i tak zyskamy. Bo kupimy sobie spokój na 10–15 lat – podkreśla.
Ale kontrakty IRS nie są dla każdego. Indywidualny klient banku z kredytem hipotecznym rzędu 300 tys. zł raczej go nie kupi, bo instytucje finansowe ustalają limity na minimalną wartość takiej transakcji. Dlatego poza rynkiem zabezpieczeń są też mikrofirmy, które chciałyby ustalić sobie na stałe koszt obsługi kredytu poniżej 500 tys. zł. Banki przyznają, że obsługa operacyjna tak małych transakcji byłaby dla nich zbyt droga.
Jak mówi Marcin Jóźwiak, główny specjalista ds. instrumentów stopy procentowej BRE Banku, wśród jego klientów są zabezpieczający kredyt w wysokości kilkuset milionów złotych i ci z pożyczką w wysokości od pół miliona złotych wzwyż. W Raiffeisenie dolna granica wynosi 500 tys. euro. A w Pekao minimalna wartość transakcji w przypadku tego typu kontraktów to 1 mln zł (lub 1 mln euro, dolarów lub funtów).
Im większy kredyt do zabezpieczenia, tym większy wybór instrumentów. Przykład: opcja CAP. Żeby ją kupić, limit minimalnej wartości transakcji to w banku Pekao 5 mln zł lub 1 mln euro, dolarów, franków lub funtów. Opcja CAP polega na tym, że klient ustala, jaki poziom stopy procentowej jest w stanie w przyszłości zaakceptować. Jeśli wzrośnie ona ponad ten pułap, bank wystawiający opcję wypłaca mu różnicę. Ale przy kupnie opcji CAP klient płaci bankowi premię.
– Dla transakcji na okres trzech lat gwarantującej, że stawka WIBOR w tym okresie nie przekroczy poziomu 4 proc., koszt zabezpieczenia wynosi około 200 zł miesięcznie dla każdego zabezpieczonego miliona złotych – mówi Marcin Jóźwiak z BRE.