Choć eksperci straszą, że nasze długi szybko rosną, okazuje się, że wolimy oszczędzać. Statystyczny mieszkaniec naszego kraju (wliczając niemowlaki i emerytów) ma 14,2 tys. zł kredytów oraz 24,5 tys. zł odłożone na lokacie.
Choć eksperci straszą, że nasze długi szybko rosną, okazuje się, że wolimy oszczędzać. Statystyczny mieszkaniec naszego kraju (wliczając niemowlaki i emerytów) ma 14,2 tys. zł kredytów oraz 24,5 tys. zł odłożone na lokacie.
Komisja Nadzoru Finansowego pilnuje, abyśmy się nadmiernie nie zapożyczali, same banki znacząco zmniejszyły skalę kredytowej działalności, a mimo to kwota zaległych płatności niebezpiecznie szybko rośnie. Z najnowszego raportu Biura Informacji Gospodarczej InfoMonitor wynika, że na koniec 2011 roku wynosiła 35,4 mld zł i była o 40 proc. wyższa niż rok temu. Na statystycznego dłużnika przypada 17 tys. zł zaległych zobowiązań, podczas gdy rok temu było to 10 tys. zł. Eksperci nie mają wątpliwości – to pokłosie boomu kredytowego z lat 2006 – 2008, kiedy to banki rozdawały na prawo i lewo karty kredytowe i pożyczały pieniądze praktycznie każdemu zainteresowanemu.
Poprzedni kryzys utemperował banki i sprawił, że stały się mniej hojne. Od trzech lat zaostrzają politykę kredytową i zapewniają, że to koniec wysokich wzrostów wartości niespłaconych zobowiązań. Teraz mamy zaciskać pasa. I już widać to po ostatnich danych Związku Banków Polskich. Wynika z nich, że od kilku miesięcy spada zarówno liczba, jak i wartość nowo podpisywanych umów kredytowych. Suma 540 mld zł, na jaką opiewają wszystkie zaciągnięte przez Polaków kredyty, w tym roku ma urosnąć o zaledwie kilka procent, podczas gdy dotychczas galopowała w tempie kilkunastu, a nawet – w rekordowym 2007 roku – 30 proc. Wolniejszy wzrost to także efekt rekomendacji KNF, trudnej sytuacji na rynku pracy oraz niezbyt optymistycznych perspektyw na przyszłość.
Już dziś Polacy należą do najmniej skredytowanych narodów w Europie. Wskaźnik naszego zadłużenia w stosunku do PKB nie przekracza 20 proc., podczas gdy średnia unijna to 35 proc. Mniej zadłużeni od nas są tylko Bułgarzy (12,4 proc.), Węgrzy (16 proc.) i Słowacy (16 proc.). Na drugim biegunie są Duńczycy, których zobowiązania tylko z tytułu hipotek przekraczają 115 proc. PKB. Nieco lepiej sytuacja wygląda w Portugalii, gdzie kredyty stanowią 67 proc. PKB, oraz w Hiszpanii (63 proc.).
Innymi słowy, życie na kredyt jest nie dla nas. Wolimy oszczędzać. Wartość zgromadzonych przez Polaków środków na lokatach bankowych, funduszach emerytalnych i inwestycyjnych, a także w akcjach i polisach ubezpieczeniowych przekracza obecnie 930 mld zł i jest najwyższa w historii polskiej gospodarki. – Byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie spadki na giełdzie, a także zmniejszenie wpływów do OFE – zaznacza jednak Michał Duniec, ekspert z firmy Analizy Online. Wartość indeksów giełdowych od początku roku spadła o blisko 20 proc., natomiast w wyniku wprowadzonych zmian w systemie emerytalnym do OFE trafia tylko 9 mld zamiast 23 mld zł rocznie. Gdyby nie to wszystko, nasze oszczędności obecnie przekraczałyby już bilion złotych.
Bessa na giełdzie spowodowała również, że przeprosiliśmy się z lokatami. W ostatnim kwartale roku stan depozytów gospodarstw domowych zwiększał się w tempie 5 – 6 mld zł miesięcznie wobec średniego wzrostu na poziomie 700 mln zł w pierwszym kwartale roku.
Wszystkie te liczby imponują, ale okazuje się, że są znacznie lepsi w oszczędzaniu od nas. Nasze zaskórniaki stanowią ok. 63 proc. PKB, podczas gdy w Niemczech, we Włoszech czy w Belgii oszczędności obywateli stanowią 200 proc. rocznego PKB. Rekordzistką jest Szwecja, gdzie wskaźnik ten wynosi 500 proc. Jednak biorąc pod uwagę to, że oszczędzamy i zadłużamy się na wolnym rynku od zaledwie dwóch dekad, mamy prawo czuć się zadowoleni zarówno z tego, ile mamy na lokatach, jak i z tego, ile kredytów musimy spłacać.
Nasze zaskórniaki to ok. 63 proc. rocznego PKB, Niemców – 200 proc.
DGP przypomina
O zmianie przepisów 1 stycznia weszła w życie nowelizacja rekomendacji S wydana przez KNF.
Zobowiązuje ona instytucje finansowe do bardziej restrykcyjnego badania zdolności kredytowej klientów. Banki będą wyliczały ją tak, jakby klient kupujący mieszkanie zadłużał się na 25 lat (wcześniej rozkładały spłaty na 30 czy 40 lat).
Przy tym łączna wartość rat zarabiającego średnią krajową klienta nie może przekroczyć 42 proc. jego miesięcznych dochodów (do tej pory było to 65 proc.). Przy kredytach w euro kwota pożyczki może zmniejszyć się nawet o 40 proc.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama