Zgodnie z założeniami reformy emerytalnej z 1999 r., wysokość pobieranych przez nas świadczeń po zakończeniu aktywności zawodowej, miała zależeć od tego, ile w ciągu naszego życia wpłaciliśmy do systemu. Od jej wprowadzenia z naszego wynagrodzenia co miesiąc pobierana jest zdefiniowana obowiązkowa składka w wysokości 19,52 proc. podstawy wymiaru. Początkowo była ona dzielona na dwie części. Trochę ponad 3/5 wpłacano do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (ZUS), z której wypłacano bieżące emerytury (I filar). Pozostałe niecałe 2/5 lądowało w Otwartych Funduszach Emerytalnych (OFE), gdzie były one inwestowane w aktywa finansowe, przede wszystkim obligacje skarbowe i spółki notowane na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych (II filar). Dodatkowo wprowadzono także możliwość preferencyjnego pod względem podatkowym oszczędzania emerytalnego (III filar) w instrumenty takie jak Indywidualne Konta Emerytalne (IKE).
W późniejszych latach system był kilkukrotnie zmieniany, czego ofiarą padał przede wszystkim II filar. Najpierw ograniczono skierowaną do niego składkę z 7,3 proc. podstawy wymiaru do 2,3 proc. w roku 2011, kierując różnicę na specjalnie w tym celu utworzone subkonto ZUS. Następnie, w roku 2014, zupełnie umorzono wszystkie obligacje w portfelach OFE przeksięgowując je na indywidualne konta w ZUS. Do tego dano ubezpieczonym możliwość całkowitej rezygnacji z wpłacania składki do II filara. Miało to na celu redukcję rosnącego po kryzysie gospodarczym 2009 r. długu publicznego.
Czas decyzji
Według ostatniego projektu ustawy przyjętej przez rząd, w 2020 r. ten segment systemu zostanie całkowicie zlikwidowany. Pojawia się jednak problem, co zrobić z kapitałem już zgromadzonym w ramach funduszy, a jest to obecnie 162 mld zł ulokowane niemal wyłącznie w akcjach spółek.
Rząd daje nam tutaj dwie możliwości – albo zostanie on doliczony do kapitału przypisanemu nam w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych, albo zostanie wpłacony na specjalnie w tym celu założone Indywidualne Konto Emerytalne Plus, by odróżnić je od Kont obecnie istniejących w III filarze systemu emerytalnego. Opcja druga jest tutaj domyślna, co oznacza, że w przypadku braku decyzji ubezpieczonego, środki zostaną przekazane do IKE Plus.
Druga możliwość wydaje się kosmetyczna, bowiem środki wciąż będą inwestowane na rynkach finansowych i to często przez te same firmy, jednak przeniesienie ich z II do III filara będzie mieć istotne konsekwencje prawne. Zgodnie z decyzją Trybunału Konstytucyjnego z 4 listopada 2015 r. środki zgromadzone w OFE są częścią powszechnego publicznego systemu emerytalnego, więc mogą być dowolnie dysponowane przez rząd. Po przeniesieniu do IKE mają być one całkowicie prywatne, a więc poza zasięgiem Rady Ministrów.
Przeniesienie to nie będzie jednak darmowe. Emerytury wypłacane z ZUS są obłożone podatkiem dochodowym od osób fizycznych (PIT), wynoszącym obecnie 17 proc. Emerytury wypłacane z IKE są już w posiadaniu przyszłych emerytów, co oznacza, że ich wypłata nie podlega opodatkowaniu. By zniwelować tę przewagę opcji numer dwa, przeniesienie aktywów z OFE do IKE będzie wiązało się z pobraniem tzw. opłaty przekształceniowej w wysokości 15 proc. zgromadzonych środków. To oznacza, że za każdą złotówkę zgromadzoną w OFE, w IKE zostanie zapisane 85 gr. Rząd planuje, że przyniesie to budżetowi dodatkowe 30 mld zł. Z punktu widzenia przyszłych wypłat nie będzie to mieć większego znaczenia, pozwala nam jedynie wybrać, czy wspieramy budżet teraz opłatą przekształceniową, czy później w postaci podatku dochodowego od wypłaconej emerytury.
Suche dane nie mają litości
W sytuacji, gdy zostajemy postawieni przed wyborem, pojawia się naturalne pytanie – która z opcji będzie bardziej opłacalna dla nas. W tym celu warto się przyjrzeć co dzieje się z kapitałem zapisanym w ZUS i zgromadzonym w IKE. Zakład Ubezpieczeń Społecznych przypisany nam kapitał każdego roku waloryzuje według stawki wyliczonej na postawie inflacji, wzrostu liczby ubezpieczonych (zatrudnionych) i dynamiki wynagrodzeń na koncie głównym oraz według dynamiki PKB na subkoncie.
Fundusze Emerytalne inwestujące zgromadzone środki na rynkach finansowych nie mają takiego łatwego zadania i nie mogą po prostu pomnożyć zapisu księgowego przez wskaźnik wynikający z danych przesłanych przez Główny Urząd Statystyczny. W tym wypadku nasze składki są lokowane w aktywa finansowe reprezentujące własność (akcje) lub roszczenia (obligacje) w polskiej, ale też światowej gospodarce. Oznacza to, że kapitał w IKE jest wart tyle, ile ktoś jest w stanie za niego zapłacić, czyli wymaga wypracowania odpowiedniej stopy zwrotu.
Jeśli spojrzymy na historyczne wyniki funduszy inwestycyjnych i stopę waloryzacji w ZUS, okaże się, że pierwszy filar zdecydowanie wygrywa. Złotówka pobrana przez ZUS w formie składki 1 stycznia 2000 r. po 19 latach miała wartość 3,34 zł. Relatywnie najlepiej radząca sobie w tym okresie grupa funduszy inwestycyjnych, polskich obligacji skarbowych, według wyliczeń serwisu analizy.pl zwiększyła wartość zainwestowanej złotówki średnio do 3,10 zł, natomiast dla funduszy akcji polskich było to 2,42 zł.
Wciąż nie wiadomo, czy środki wpłacone na ZUS trafią na konto podstawowe, czy subkonto. To drugie istnieje dopiero od połowy 2011 r., więc nie posiadamy informacji dotyczących waloryzacji tej części systemu od 2000 r. Jeśli spojrzymy na ostatnie siedem lat, dla których dane mamy, okaże się, że waloryzacja subkonta ZUS nie była tak hojna jak konta podstawowego, ale wciąż bardziej niż rynkowe stopy zwrotu. Złotówka wpłacona na początku 2012 r. na subkont była warta 1,38zł, w porównaniu do 1,48 zł dla konta ZUS i 1,25 zł średnio da funduszy akcji polskich i 1,31 zł średnio dla funduszy długoterminowych obligacji skarbowych polskich. Warto tutaj jednak zwrócić uwagę, że dane te obejmują tylko jeden cykl koniunkturalny i to jeszcze nie cały.
Oczywiście kierowanie się historycznymi stopami zwrotu jest obarczone pewnymi błędami i nigdy nie powinno być wyłącznym kryterium decyzyjnym. Nie jest przecież powiedziane, że świat w przyszłości będzie zachowywał się dokładnie tak samo jak w przeszłości. Widać jednak, że choć w krótkim okresie zarządzającym funduszy inwestycyjnych nie brak sukcesów, to jednak w długim okresie mają oni problem z pobiciem arbitralnie przyjętej przez urzędników stopy waloryzacji.
Stopa zwrotu to nie wszystko
Proste wyliczenia historycznych stóp zwrotu dają nam pewne pojęcie na temat tego, gdzie lepiej ulokować środki, ale nie dają odpowiedzi na pytanie czy lepiej wybrać ZUS, czy IKE. Sytuację przede wszystkim komplikuje emerytura minimalna. W pewnym uproszczeniu jest to świadczenie, które przysługuje kobietom płacącym składki przez 22 lata i mężczyznom przez 25 lat niezależnie od wysokości kwot wpłacanych do ZUS. W przyszłym roku wynosić będzie ono 1200 zł i każdego roku będzie waloryzowane, ostatnio coraz szybciej.
Ekonomiści z GRAPE UW szacują, że przy obecnym wieku emerytalnym wynoszącym 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn, świadczenie minimalne będzie pobierać nawet 70 proc. osób urodzonych po roku 1980. Dla tych osób tak naprawdę nie ma znaczenia jak wiele kapitału zostanie im przypisane w ZUS, bo i tak otrzymają takie samo świadczenie. W tej sytuacji może się okazać, że dokładanie kolejnych środków do I filara nie ma sensu i lepiej odłożyć je w IKE, by choć trochę podwyższyć świadczenie minimalne. To kryterium powinny przemyśleć przede wszystkim kobiety, osoby mające przerwy w aktywności zawodowej oraz wszyscy, którzy płacą składki tylko od płacy minimalnej, a większość wynagrodzenia pobierają "pod stołem".
Ryzyko polityczne kontra rynkowe
Powyższe analizy opierają się na założeniu, że w najbliższych dziesięcioleciach system emerytalny nie będzie podlegał większym zmianom. Jest dość śmiałe przypuszczenie w kraju, który doświadcza trzeciej dużej reformy w ciągu dekady. Zasadnym wydaje się więc analiza wyboru pomiędzy OFE i ZUS pod kątem ryzyka politycznego.
Na chwilę obecną najbardziej prawdopodobne wydaje się, że prędzej czy później zostanie podniesiony wiek emerytalny, co sprawi, że mniejszy odsetek społeczeństwa będzie pobierał świadczenie minimalne. Zmienić się też mogą same warunki przyznawania najmniejszej emerytury na mniej korzystne. W tym wypadku wiele osób, których tok myślenia odpowiadał temu z poprzednich akapitów może czuć rozczarowanie.
Z drugiej strony istnieje szansa, że któryś z kolejnych rządów zdecyduje się na wprowadzenie emerytury obywatelskiej, czyli takiej samej dla każdego, niezależnie od tego ile wpłacił do systemu. W tym wypadku każdy, kto wybrałby IKE, mógłby pogratulować sobie dobrej decyzji.
Rzecz jasna ryzyko polityczne nie pomija także samego IKE. Wielu z nas obawia się, że może on podzielić los OFE, a kapitał w nim zgromadzony, po prostu zostać znacjonalizowany. Rząd nas zapewnia, że IKE są całkowicie prywatne i możemy być spokojni, że taki scenariusz go nie spotka. Premier Mateusz Morawiecki zaproponował nawet wpisanie prywatności środków z IKE do konstytucji, byśmy mieli pewność, że wszystkie kolejne rządy będą podzielały ten punkt widzenia. To jednak nie przekonuje niedowiarków.
Nawet jeśli wydaje się, że większe ryzyko polityczne jest po stronie OFE, to kapitał zgromadzony w IKE podlega ryzyku rynkowemu. Ceny akcji i obligacji rosną i spadają, zależnie od koniunktury i czynników specyficznych dla danych spółek. Nie każdy może chcieć, by coś tak ważnego, jak wysokość jego przyszłej emerytury zależało od tego, jak będzie zachowywał się rynek i jak dobrze z tymi zachowaniami będą sobie umieli poradzić zarządzający funduszami inwestycyjnymi.
Z drugiej strony inni mogą mieć więcej zaufania do realnych aktywów dających prawa własności lub wypłaty odsetek przez prawdziwe spółki niż nieco abstrakcyjnych zapisów w ZUS. Tak czy inaczej wybór między ZUS i IKE nie jest prosty i w dużej mierze zależy od tego komu w tym dynamicznie zmieniającym się świecie bardziej ufa każdy z nas.