Wszyscy podejrzewają od kilku miesięcy co w nim będzie i także rynek od paru miesięcy już na te orzeczenie reaguje. Jeśli więc ktoś zastanawia się jaka będzie reakcja rynku, to może zobaczyć tę reakcję już teraz. Na przykład akcje Banku Millennium, w którym kredyty frankowe stanowią największą część portfela kredytowego od czerwca spadły o ponad 40 procent. A mBanku o około 30 procent. Euro w czerwcu było po 4,25 zł, a teraz jest prawie po 4,40 zł. Bardzo możliwe, że osłabianie złotego i akcji polskich banków będzie dodatkowo przybierać na sile im bliżej będziemy 3 października, bo kapitał spekulacyjny widząc trend na rynku i widząc przyczynę umiejscowioną precyzyjnie w czasie będzie się do tego trendu dołączać, tym samym go potęgując.
Ale kiedy orzeczenie zostanie zaprezentowane, jednocześnie przyjdzie pora na realizowanie zysków z tej spekulacji, bo zniknie jej powód i sytuacja na rynku przestanie być zero-jedynkowa. Taka realizacja będzie działać odwrotnie do tego, co widzimy dziś, więc niewykluczone, że 3 października nie tylko złoty nie straci na wartości, ale może wręcz nawet na niej zyska. Na zasadzie krótkiego rynkowego odreagowania, które może być tym silniejsze im większe będzie osłabienie złotego i banków tuż przed 3 października.
Najciekawsze w najbliższych dniach moim zdaniem nie będzie to, co się stanie po ogłoszeniu orzeczenia, ale właśnie to, co się będzie działo przed nim – czy te spadki, które już zobaczyliśmy są wystarczające, czy jednak rynek będzie nas dalej dociskał i na przykład euro przekroczy 4,50 zł, co mu się w ostatnich latach zdarza bardzo rzadko.
Bardzo ciekawe będzie też to, co się będzie dziać po 3 października w nieco dłuższej perspektywie, kiedy tę początkową, krótkotrwałą reakcję rynku będziemy mieć już za sobą. Generalnie bowiem cały problem, na który reagują rynki polega na tym, że banki mogą stracić dużo pieniędzy. Na tyle dużo, że niektóre z nich mogą wpaść w bardzo poważne tarapaty. Szacuje się, że straty w systemie bankowym mogą sięgać kilkudziesięciu miliardów złotych. Ale z drugiej strony straty te wcale nie muszą się pojawić. I tej niepewności orzeczenie TSUE nie usunie. Bo wprawdzie zwiększy ono szanse na wygraną z bankiem w sądzie i zapewne zwiększy przez to liczbę spraw klient vs. bank w sądach, ale przecież nie będzie to oznaczać, że automatycznie każdą sprawę bank przegra. Nie da się przewidzieć z wyprzedzeniem konkretnych wyroków w konkretnych sprawach.
Nie wiadomo też, co zrobią same banki. Czy z pobudek ostrożnościowych postanowią przyjąć scenariusz najgorszy z możliwych i z wyprzedzeniem zawiążą rezerwy, czyli zaksięgują sobie straty, tak jakby te procesy już przegrały? A może założą, że przegrają tylko co drugi proces? Im bardziej restrykcyjne założenie wstępne, tym większa strata wyjdzie na końcu. Nie wiemy, czy banki poinformują o tym, co zrobią od razu po orzeczeniu TSUE, czy może poczekają z tym do momentu publikacji wyników finansowych za trzeci kwartał, czyli aż do połowy listopada. Jeśli rynek nie dostanie konkretów i będzie się opierał na domysłach, to może znów zacząć się bać i złoty znów będzie mógł zacząć się osłabiać. Dlatego lepiej będzie jeśli banki usuną tę niepewność jak najszybciej, bo po orzeczeniu TSUE inwestorzy zwrócą się właśnie w ich stronę i będą czekać na to, jak one zamierzają reagować w nowej sytuacji.
Ale sporo będzie też zależeć od Komisji Nadzoru Finansowego. Jeśli banki zaksięgują straty w związku z tym, że kredyty frankowe staną się kredytami de facto złotowymi, to wtedy jednocześnie kredyty frankowe przestaną istnieć w naszym systemie bankowym. A skoro tak, to banki nie będą musiały dłużej utrzymywać dodatkowych, dość sporych buforów kapitałowych nałożonych na nie przez KNF dlatego, że część ich aktywów to były kredyty walutowe. Pojawi się pytanie, czy zatem KNF te bufory z nich zdejmie. Bo jeśli tak, to trudna sytuacja banków stanie się nieco mniej trudna i skala problemu nieco zmaleje.
Z drugiej strony jeśli mimo to niektóre banki na skutek zaksięgowanych strat przestaną spełniać wymogi dotyczące wielkości kapitałów, to czy KNF będzie to tolerować (tak jak na przykład tolerował to i nadal toleruje to w bankach Leszka Czarneckiego, których problemy wynikały z innych przyczyn), czy nie. A jeśli tak, to jak długo i na jakich warunkach? Generalnie KNF będzie mógł w tej sytuacji bardzo dużo zepsuć, ale też bardzo skutecznie pomóc. A na to jaką przyjmie postawę reagować będzie rynek walutowy.
Jest też kwestia bezpośredniego wpływu banków z kredytami frankowymi na rynek. Dziś banki te zabezpieczają się przed ryzykiem walutowym. Jeśli więc w aktywach mają kredyty, których raty zależą od notowań franka, to podobne elementy zależne od franka starają się mieć też w pasywach. Czyli mówiąc wprost, jeśli pożyczyły nam franki (a dokładniej złote, ale skoro rata zależy od kursu franka to z księgowego punktu widzenia to tak, jakby to były franki), to same też pożyczają franki od kogoś na rynku międzybankowym. Ich pożyczka jest niżej oprocentowana niż nasz kredyt, zarabiają więc na różnicy i jednocześnie pozbawiają się ryzyka walutowego, zostawiając je w całości na plecach kredytobiorcy. Wtedy gdy frank drożeje, dostają większe raty, ale z drugiej strony muszą też same więcej płacić komuś, od kogo pożyczyły obcą walutę.
I teraz zmiana o której mówimy będzie polegać na tym, że z aktywów banku zniknie ta część zależna od franka. A skoro tak, to powinna też zniknąć odpowiednia część z pasywów. Czyli banki będą musiały pospłacać te franki, które pożyczyły na rynku. W tym celu będą musiały je kupić, czyli jednocześnie będą musiały sprzedać złote. Każda taka transakcja będzie zwiększać presję na rynku walutowym działając w stronę osłabienia złotego. Można przypuszczać, że banki nie spłacą w ten sposób wszystkich swoich frankowych zobowiązań jednocześnie. Zapewne będą to robić sukcesywnie, w ślad za kolejnymi przegrywanymi procesami. To będzie powodować, że ta presja na osłabianie złotego może nie będzie zbyt silna, ale za to będzie długotrwała. Bo te procesy pewnie będą trwać jeszcze wiele lat. Czyli złoty 3 października natychmiast po ogłoszeniu orzeczenia może się nawet i umacniać, ale potem przez kolejne miesiące będzie mu trudniej zyskiwać na wartoci.
Ale to też wcale nie jest pewne. Bo jest jeszcze Narodowy Bank Polski, który może uznać, że presja na złotego ze strony przegrywających procesy banków jest zbyt duża i wtedy postanowi wyręczyć rynek walutowy. Czyli może samodzielnie pożyczyć od szwajcarskiego banku centralnego odpowiednią kwotę franków poza rynkiem walutowym, a następnie udostępniać te franki polskim bankom tak, aby te nie musiały swoimi zleceniami osłabiać złotego. NBP może też bankom udostępnić złote, jeśli zauważy, że przez całą tę hecę z frankami istnieje ryzyko utraty przez nie płynności. Bank centralny ma też oczywiście w zanadrzu zwykłe interwencje walutowe, jeśli tylko uzna, że należy je wprowadzić. Czyli NBP, podobnie jak KNF, będzie mógł bardzo dużo zmienić w sytuacji na rynku.
Jeśli obydwie instytucje będą dobrze współpracowały ze sobą i z konkretnymi bankami, w sposób precyzyjnie skoordynowany, to powinniśmy się obejść bez większych problemów, co do których też nie wiemy czy w ogóle się pojawią i w jakiej skali, bo to z kolei będzie zależeć od tego co zrobią sądy i przede wszystkim kredytobiorcy.
Będziemy więc mieć bardzo złożoną sytuację, która będzie mogła się zmieniać w zależności od zachowań i wzajemnych relacji w wykonaniu: banków, kredytobiorców, sądów, KNF i NBP. A nie wspomniałem tu jeszcze o politykach, którzy w dowolnym momencie mogą uznać, że sytuacja wymaga na przykład uregulowania jakąś nową ustawą, w której może znajdować się cokolwiek. I wtedy znów wszystko się pozmienia.
Takie mocno złożone sytuacje zwykle nie zachęcają rynkowych spekulantów, którzy zdecydowanie wolą sytuacje łatwe i jednostronne: tak zwaną grę do jednej bramki. Właśnie taką, jaką mamy dziś: wszyscy wiedzą, że skoro złoty osłabia się w oczekiwaniu na TSUE, to zapewne będzie się dalej osłabiał aż do 3 października. Ale po tym wyroku wbrew pozorom grać przeciwko złotemu będzie już trudniej.