Przedstawiciele Polskich Elektrowni Jądrowych (PEJ), czyli spółki odpowiedzialnej za realizację elektrowni nad Bałtykiem, oraz jej amerykańscy partnerzy: Westinghouse i Bechtel, podpisali wczoraj umowę pomostową (tzw. umowę o kontynuacji prac inżynieryjnych, z ang. engineering development agreement lub EDA), która obejmuje m.in. szczegółowe prace projektowe, udział w postępowaniach administracyjnych, rozwój łańcucha dostaw czy prace geotechniczne. Porozumienie określa warunki współpracy z amerykańskim konsorcjum na kolejne dziewięć miesięcy.
Nowa, lepsza umowa i partnerstwo energetyczne z USA
– Zależało nam na tym, żeby osiągnąć bardziej partnerskie warunki współpracy. Uważamy, że takie partnerstwo musi opierać się na precyzyjnie określonych zakresach odpowiedzialności, harmonogramach i specyfikacjach oraz na współdzieleniu ryzyka. I to w istotnej mierze udało się osiągnąć – powiedział DGP po ceremonii Wojciech Wrochna, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej. Złożenie podpisów przez przedstawicieli władz trzech spółek nastąpiło w obecności premiera Donalda Tuska i amerykańskiego sekretarza ds. energii Chrisa Wrighta.
– Nasza współpraca nabrała nowego impetu – stwierdził Tusk, oceniając, że wynegocjowany dokument jest lepszy zarówno z punktu widzenia interesów Polski, jak i jej partnerów. – Muszę powiedzieć z wielką satysfakcją – i za to chciałem też podziękować – że można z przyjaciółmi negocjować każdy szczegół twardo, bardzo solidnie – podkreślił. I dodał, że dzięki wysiłkowi obu stron można „z pełnym przekonaniem ogłosić”, że współpraca amerykańsko-polska w zakresie energetyki jądrowej „ma się bardzo dobrze, lepiej niż kiedykolwiek wcześniej”.
O otwarciu nowego etapu w polsko-amerykańskim partnerstwie mówił też Chris Wright. – Chcemy kooperacji, która jest oparta na partnerstwie, inwestycji, które wyprzedzają potrzeby o wiele lat – podkreślił polityk. Według niego umowa w sprawie elektrowni na Pomorzu to początek wieloletniej współpracy, dzięki której powstawać będą kolejne reaktory w Polsce i innych europejskich państwach.
PEJ: podział odpowiedzialność i "nowy model wynagradzania"
Według p.o. prezesa PEJ Piotra Pieli porozumienie wypracowane z Amerykanami jest „oparte na solidnych fundamentach, przemyślanej strukturze i jasnym podziale odpowiedzialności” i stanowi przykład „korzystnego dla obu stron kompromisu”. – Jestem przekonany, że wspólnie z naszymi amerykańskimi partnerami konsekwentnie zbliżamy się do zawarcia ostatecznego porozumienia na budowę tej elektrowni – oświadczył.
Inwestor podał, że podpisana wczoraj umowa wprowadzi szereg zmian w stosunku do obowiązującego wcześniej kontraktu na usługi inżynieryjne (ESC). Jak czytamy w komunikacie PEJ, chodzi m.in. o częściową zmianę modelu wynagradzania, usprawnienie nadzoru inwestora nad realizacją kontraktu oraz procedurami odbiorowymi zrealizowanych produktów. Zmiany te wynikać miały m.in. z doświadczeń z realizacji poprzedniej umowy.
Do szczegółów porozumienia nie odnosiły się w swojej komunikacji Westinghouse i Bechtel, które podkreśliły jedynie, że polski projekt wchodzi w kolejną fazę realizacji, a budowa elektrowni przyczyni się do bezpieczeństwa energetycznego, stworzenia licznych miejsc pracy oraz rozwoju polskiej gospodarki. Obie firmy odnotowały ponadto obecność na uroczystości premiera RP i amerykańskiego sekretarza energii, która – jak ocenił dostawca technologii – uwypukliła znaczenie "historycznego projektu", jakim jest budowa pierwszej polskiej elektrowni jądrowej.
W tle wątpliwości wobec poprzedniej umowy z Amerykanami
Jak słyszymy nieoficjalnie, negocjacje pozwoliły stronie polskiej poprawić warunki finansowe współpracy m.in. poprzez zapewnienie, że istotna część ujętych w kontrakcie prac będzie wynagradzana ryczałtowo, w oparciu o z góry uzgodnione, sztywne stawki, a nie, jak było do tej pory, w oparciu o stawki godzinowe. Zapewniono też m.in., że wiążący charakter będą miały obie wersje językowe umowy, a nie tylko angielska, jak było do tej pory.
Z naszych ustaleń wynika, że umowa zakłada ponadto m.in. wzmocniony nadzór nad wydatkowaniem środków publicznych. Jeden z naszych rozmówców zapewnia, że rząd nie ma poważniejszych zastrzeżeń wobec dotychczasowego przebiegu współpracy z amerykańskimi partnerami. – Ona do tej pory była dobra, nie doświadczaliśmy nadmiernego wykorzystywania uprawnień, jakie Amerykanie uzyskali na mocy dotychczasowej umowy. Natomiast trzeba mieć na uwadze, że im dalej w projekt, tym więcej ryzyk się pojawia, a my dysponujemy pieniądzem publicznym i musimy mieć możliwość zagwarantowania, że jest on wydawany w sposób rzetelny – dodaje.
Nowym elementem są też kary umowne za niedotrzymanie terminów czy uzgodnionych warunków współpracy. – Płacimy za ten projekt niemałe pieniądze, ponosimy związane z tym ryzyko i oczekujemy, że również partnerzy wezmą na siebie pewne ryzyko. Początkowo Amerykanie byli w szoku, że wymagamy od nich takich rzeczy – słyszymy. Kilka osób z branży, zastrzegając anonimowość, wskazuje, że brak kar, jeśli faktycznie nie było ich w poprzednim dokumencie, to coś zdumiewającego. – Widziałem w życiu różne umowy na realizację prac dla podmiotów państwowych, ale takiej, która nie miała kar umownych, to nie – komentuje jeden z naszych rozmówców.
Zarzuty odrzucają w rozmowie z DGP niektóre osoby zaangażowane w negocjacje ESC. Jedna z osób, które zasiadały we władzach PEJ, przekonuje, że krytyka ma podłoże polityczne. Powątpiewa też, by ostateczne uzgodnienia ze stroną amerykańską znacząco odbiegały od tych z poprzedniej umowy. – Realnie nic nowego się nie wydarzyło. Mamy kontynuację, która jest opóźniona o co najmniej osiem miesięcy – ocenia.
Koniec negocjacji w sprawie atomu? Raczej wstęp do kolejnej ich fazy
Inna osoba z poprzedniego rozdania jest ostrożniejsza. – Jeżeli udało się poprawić warunki, to świetnie. Najważniejsze, że projekt idzie do przodu. Mam nadzieję, że za tą umową pójdzie wkrótce kolejna, wykonawcza – słyszymy. – Wszyscy robimy to po raz pierwszy i w dużej mierze polegamy na wsparciu eksperckim z zagranicy. Z mojej wiedzy wynika, że poprzednia umowa została zrealizowana zgodnie z założonym terminem i budżetem – podkreśla nasz rozmówca. Mówi też, że kwestia kar umownych jest bardziej złożona, bo zakładanie ich na wczesnych etapach prac zwiększa ryzyko z punktu widzenia wykonawców, co z kolei może wpływać na ich wycenę projektu.
Osoba z aktualnej administracji przyznaje z kolei, że strona polska podniosła w toku rozmów różne oczekiwania, ale jednocześnie poszła na kompromisy, żeby zapewnić terminowe podpisanie umowy. – Obecny kształt kontraktu to jeszcze nie jest optimum. Ale też dzisiaj ryzyko z tym związane jest nadal stosunkowo niewielkie. Najważniejszym celem było danie jasnego sygnału przed rozmowami o kontrakcie na budowę, że pewnych rzeczy nie odpuścimy. Baliśmy się, że jak podpiszemy kolejną umowę, która nie nakłada na Amerykanów żadnych wymogów, to kiedy usiądziemy do rozmów o tej głównej pojawi się twardy opór, a my nie będziemy mieli w ręku żadnych kart – mówi. – Ta umowa nie załatwia wszystkiego, ale stanowi wyraźny krok w dobrą stronę. Cały ten projekt wygląda dziś znacznie lepiej niż jeszcze pół roku temu. Są podstawy do ostrożnego optymizmu – ocenia inny z naszych rozmówców z rządu. ©℗