Teoretycznie polityka energetyczna administracji Donalda Trumpa to „wszystkie źródła na pokład” (wyjątek to nielubiana przez prezydenta USA energetyka wiatrowa). To klucz do zaspokojenia spodziewanego wzrostu zapotrzebowania związanego z rozwojem nowych energochłonnych technologii (zwłaszcza sztucznej inteligencji) oraz odbudową krajowego przemysłu.

Atom wysoko na agendzie

Wysoki priorytet dostać miała energia jądrowa. Jej renesans zapisano w formalnie obowiązującej od lutego strategii „złotego wieku energetycznej dominacji USA”. – Prezydent Trump jest zdeterminowany, żeby renesans jądrowy, o którym mówi się od lat, ruszył wreszcie z miejsca – powtarzał kilka dni temu w Fox News sekretarz ds. energii Chris Wright. – Mamy nadzieję, że za kadencji prezydenta Trumpa zostanie uruchomiony mały modułowy reaktor jądrowy (SMR – red.), a na pewno kilka będzie na etapie budowy – dodał polityk.

Jakby na potwierdzenie tych słów pod koniec zeszłego tygodnia Kanadyjska Komisja ds. Bezpieczeństwa Jądrowego poinformowała o warunkowym zezwoleniu na budowę pierwszego reaktora amerykańskiej technologii BWRX-300 w Darlington, w stanie Ontario (ten sam model reaktora chce wdrażać w Polsce spółka Orlen Synthos Green Energy). Kanadyjska licencja usuwa z drogi jedną z kluczowych barier na drodze do budowy pierwszego obiektu SMR w kraju G7.

Kanadyjczycy przeciwko małym reaktorom (z USA)

Projekt w Darlington idzie do przodu mimo napięć w relacjach handlowych i politycznych, związanych z obowiązującymi od ponad miesiąca amerykańskimi taryfami na import i mimo pojawiających się w kanadyjskiej debacie postulatów anulowania lub przynajmniej zawieszenia jego realizacji. Podnoszące go grupy, wśród nich są zarówno „Kanadyjczycy za Energią Jądrową” (Canadians for Nuclear Energy), jak i antyatomowy Sojusz na rzecz Czystego Powietrza Ontario (Ontario Clean Air Alliance), zwracają uwagę, że realizacja projektu koncernu GE Hitachi oznaczać będzie nie tylko zależność od amerykańskiej technologii, lecz także od dostaw wzbogaconego uranu z tego kraju. Na to ryzyko nie jest narażona kanadyjska technologia reaktorów ciężkowodnych CANDU, które mogą być zasilane dostępnym w Kanadzie uranem naturalnym.

Zarówno władze Ontario, jak i rząd federalny podtrzymują na razie wsparcie dla inwestycji. Jak podkreśla kanadyjski „Globe and Mail”, Ottawa zaangażowała w nią „znaczący kapitał polityczny i finansowy”, licząc na korzyści związane z udziałem w międzynarodowej ekspansji BWRX-a. Kanadyjscy urzędnicy liczą, że trudna sytuacja w stosunkach z USA okaże się przejściowa i uda się ją zażegnać poprzez negocjacje.

Według „Globe and Mail” z punktu widzenia GE Hitachi współpraca z Ontario pozostaje atrakcyjna m.in. ze względu na niechęć amerykańskich spółek użyteczności publicznej do angażowania się w prototypowe projekty. Podobne sygnały docierają do nas także od znających sytuację w branży jądrowej rozmówców DGP ze Stanów Zjednoczonych. Jeden z uznanych specjalistów w tej dziedzinie mówi nam, zastrzegając anonimowość, że czołowy amerykański inwestor przymierzający się do budowy BWRX-300, Tennessee Valley Authority, potrzebować będzie wsparcia publicznego rzędu 2 mld dol., żeby „dopiąć” finansowanie projektu.

Ryzyko nie ominie dużego atomu

Napięcia wokół inwestycji w Ontario mogą być jednak zapowiedzią wyzwań, na które narażone będą oparte na międzynarodowych łańcuchach dostaw przedsięwzięcia jądrowe przynajmniej do czasu skrystalizowania się "nowej normalności" w stosunkach handlowych między USA a jej niedawnymi sojusznikami.

Narażone na perturbacje mogą być także ambicje eksportowe Westinghouse’a (nawiasem mówiąc, kontrolowanego obecnie przez kapitał kanadyjski) związane z technologią AP1000, która ma być podstawą elektrowni jądrowej na Pomorzu i jest w grze o drugą inwestycję planowaną w centralnej części kraju. Potwierdza to w rozmowie z DGP, nieoficjalnie, osoba z polskiego rządu. – Jeżeli chcemy mieć wysoki udział finansowania w formie kredytów agencji eksportowych, to drugą częścią równania jest istotny udział dostaw z Ameryki. Jest to ryzyko, któremu się przyglądamy – słyszymy. Na dodatkowe koszty związane z konfliktem handlowym między USA a Unią Europejską mogą być narażone m.in. zamówienia na część kluczowych komponentów AP1000. W amerykańskich zakładach Westinghouse’a w Newington produkowane są m.in. wyposażenie wewnętrzne reaktora, pompy układów chłodzących czy urządzenia sterujące prętem kontrolnym.

Zyska konkurencja? "Inwestorzy poszukują stabilności politycznej"

Wątpliwości co do kompatybilności „renesansu jądrowego” z polityką handlową administracji Trumpa ma Miles Pomper, ekspert związany z Middlebury Institute of International Studies w Monterey. – Branża atomowa jest silnie zglobalizowana. W kluczowych ogniwach łańcucha opiera się na ograniczonej liczbie dostawców. W związku z tym jest szczególnie narażona na wpływ konfliktów handlowych, rosnących taryf – mówi DGP. – Przemysł amerykański, a w zasadzie amerykańsko-kanadyjski, jest w tym trudniejszej sytuacji, że już wcześniej był w defensywie w rywalizacji z pionowo zintegrowanymi koncernami z Chin i Rosji – dodaje.

Według Macieja Lipki, doradcy z firmy Nuclear PL, niepewność związana z polityką handlowo-celną USA może obniżyć notowania amerykańskich ofert w rywalizacji o rynki eksportowe. – Technologia, choćby najlepsza, to zawsze zaledwie kawałek pakietu, a inwestorzy poszukują także stabilności, w tym politycznej, związanej z budową atomu. Niewątpliwie zwiększy to w ich oczach konkurencyjność technologii francuskich i koreańskich, a pamiętajmy też, że do powrotu na ten rynek szykują się Japończycy i Kanadyjczycy – zauważa.

Trudne czasy dla atomu. "Biznes nie znosi niepewności"

Otwarte pozostaje pytanie, na ile trwałe będą bariery handlowe wzniesione przez Biały Dom. Jako stadium pośrednie na drodze do nowego globalnego ładu postrzega je m.in. Barbara Matthews z Atlantic Council. W swoim komentarzu dla ośrodka prognozuje ona, że droga ta będzie wyboista i obfitująca w kolejne zwroty akcji. Ten okres "burzy i naporu" trwać może, jej zdaniem, miesiące, a nawet lata. Docelowy ład będzie zaś odzwierciedleniem "nowej równowagi sił geoekonomicznych" i oparty będzie na sieci umów dwustronnych chroniących strategiczne priorytety stron. Tego rodzaju układ, przekonuje Matthews, objąć może m.in. eksport cywilnych technologii jądrowych czy handel surowcami krytycznymi.

Z punktu widzenia Milesa Pompera intencje administracji w sprawie taryf pozostają jednak na dzień dzisiejszy trudne do zdefiniowania. Tym bardziej trudno, według niego, przewidzieć, czy i które sektory mogą być z ich reżimu wyłączone. Nasz rozmówca sygnalizuje też, że ewentualne zwolnienie branży jądrowej z taryf może być skomplikowane w praktycznej realizacji, ponieważ korzysta ona z "wielu produktów o szerokich zastosowaniach, takich jak stal czy elektronika".

Ponadto, równie dotkliwe efekty co same taryfy będzie miała, zdaniem Pompera, niestabilność związana z nowym obliczem polityki handlowej USA. – Biznes nie cierpi niepewności. W obarczonych wysokim ryzykiem wielkich projektach infrastrukturalnych, choćby w energetyce jądrowej, to właśnie redukcja ryzyka inwestycyjnego jest kluczem do utrzymania w ryzach kosztów. Tymczasem administracja obciążyła je właśnie nowym wymiarem niepewności – uważa ekspert.©℗