Rząd ma listę zakładów, które są trwale nierentowne. Nawet sześć z nich może czekać likwidacja, bez której niemożliwe będzie uratowanie branży. Władze szukają sposobu na przekazanie tej niepopularnej politycznie decyzji. Najbardziej zagrożone są zakłady z Rudy Śląskiej, a to okręg wyborczy wiceministra energii Grzegorza Tobiszowskiego.

Ministerstwo Energii przyjrzało się kopalniom węgla kamiennego i wytypowało zakłady do zamknięcia – wynika z informacji DGP. Nie ma jednak pomysłu, jak tę informację przekazać opinii publicznej. Zakłady, o których mowa, zatrudniają 15 tys. ludzi, a średnia strata na tonie węgla, jaką przyniosły w 2015 r., to 87 zł wobec 27 zł w całej branży – wynika z naszych obliczeń.

Po audytach w spółkach węglowych resort zna sytuację podległych mu firm. – To, że tego nie pokazujemy, nie znaczy, że nic nie robimy – usłyszeliśmy w ministerstwie. Część kopalń uznano za nieperspektywiczne (inwestycje w nie się nie zwrócą ze względu na trudne warunki geologiczne, zagrożenia albo słabe złoża), w części kończy się węgiel. Lista nie ma statusu formalnego dokumentu i nie oznacza, że decyzja już zapadła. – PiS szedł do wyborów z hasłem „Nie będzie zamykania kopalń” i musi się zastanowić, jak to zamykanie ogłosić – mówi DGP osoba znająca sprawę.

Temat dotyczy zwłaszcza Polskiej Grupy Górniczej, która mimo dokapitalizowania kwotą 1,8 mld zł musi szykować kolejne cięcia. UE wciąż nie zatwierdziła jej planu naprawczego, a Bruksela dopuszcza pomoc publiczną tylko w wypadku restrukturyzacji, która może oznaczać zamykanie kopalń. Najgorszymi zakładami PGG w 2015 r. były Sośnica, Rydułtowy-Anna (to dziś część kopalni ROW), Pokój, Bielszowice i Halemba-Wirek (występujące obecnie pod wspólną nazwą Ruda). W radykalnym scenariuszu z tego zestawu pozostaną tylko Bielszowice. Plan restrukturyzacji KHW zakłada z kolei zamknięcie kopalni Wujek (a przynajmniej Ruchu Śląsk, czyli jej części), a Wieczorkowi kończy się złoże, więc „wygasi” się samo. W JSW porozumienie z bankami, które ma być podpisane do końca sierpnia, zakłada likwidację Krupińskiego.

To ryzykowny politycznie plan maksimum. – Spodziewam się mniej odważnych działań doraźnych, nie długofalowych – mówi DGP szef instytutu WiseEuropa Maciej Bukowski.

Gdyby zapadła decyzja o likwidacji najmniej perspektywicznych kopalń, trzeba by się zatroszczyć o niemal 15 tys. miejsc pracy – wynika z obliczeń DGP. Ustawa górnicza dopuszcza osłony socjalne z budżetu państwa, możliwe jest też przeniesienie części ludzi do innych zakładów. Jednak koszt likwidacji kopalń, włącznie z pakietami socjalnymi, wyniósłby 1,5–2 mld zł. Tyle że byłby rozłożony na kilka lat.
Na pewno nie będzie to proces nagły – części kopalń kończy się złoże (a więc zamkną się same), część mimo inwestycji nie rokuje nadziei na poprawę wyników, część jest niebezpieczna. A że kopalnie są stopniowo łączone (od 1 lipca 2016 r. w Polskiej Grupie Górniczej z 11 zrobiono pięć), będą zamykane części (czyli ruchy) większych zakładów. Miękka wersja może złagodzić związkowe protesty. Rząd musi się spieszyć, bo Unia Europejska dopuszcza pomoc publiczną na likwidację kopalń tylko do 2018 r. (choć mówi się o przedłużeniu tego terminu o pięć lat).
Które kopalnie są na cenzurowanym? Krupiński (Jastrzębska Spółka Węglowa) w ciągu ostatnich 10 lat przyniósł ok. 1 mld zł straty. W tym roku ma to być 200 mln zł, czyli ponad 100 zł na tonie. Średnia strata na tonie surowca w 2015 r. w całej branży wynosiła niespełna 27 zł, a najlepsze kopalnie Polskiej Grupy Górniczej nawet zarabiały – 75 zł (Marcel) i 7 zł (Chwałowice). W Rudzie Śląskiej działa należąca do PGG kopalnia Ruda, łącząca od lipca Pokój, Halembę-Wirek i Bielszowice. W Pokoju kończy się złoże, po które można sięgnąć od strony Bielszowic. Halemba-Wirek od lat generuje straty (ponad 35 zł na tonie w 2015 r.) i jest jedną z najniebezpieczniejszych (w 2006 r. wybuch metanu i pyłu węglowego zabił tam 23 osoby).
Dla Rudy Śląskiej taki scenariusz to praktycznie koniec górnictwa – znajduje się tam jeszcze Ruch Śląsk, czyli część kopalnii Wujek należącej do Katowickiego Holdingu Węglowego. Po gigantycznym wstrząsie z 2015 r. i kosztującej 21 mln zł dwumiesięcznej akcji ratowniczej ówczesny resort gospodarki zwrócił się do Wyższego Urzędu Górniczego o dokładną inspekcję. Poprzedni rząd chciał ją zamknąć rękami „górniczej policji”. Ówczesny prezes WUG Mirosław Koziura nie pomógł, bo warunkowo dopuścił dalsze wydobycie. I za to niedawno stracił stanowisko.
– Obecny rząd nie omawiał z rudzkim samorządem tematu potencjalnej likwidacji kopalń znajdujących się na terenie miasta. Likwidacja górnictwa na taką skalę byłaby katastrofą społeczną i gospodarczą – przekonuje prezydent Rudy Śląskiej Grażyna Dziedzic. – W kopalniach na terenie Rudy Śląskiej pracuje ok. 8,5 tys. osób, a kolejne miejsca pracy generują firmy okołogórnicze – dodaje. Jak mówi, w ubiegłym roku od kopalń do budżetu miasta wpłynęło ponad 19,7 mln zł z tytułu podatków i opłat lokalnych oraz opłaty eksploatacyjnej.
– Ruch Śląsk to bardzo niebezpieczna kopalnia na tle stosunkowo bezpiecznego polskiego górnictwa. Zakładany model przyszłościowy Katowickiego Holdingu Węglowego to dwie kopalnie: Murcki-Staszic i Mysłowice-Wesoła. Wieczorkowi kończy się złoże, a Wujek zachowa raczej status kopalni czynnej, która będzie miała charakter muzealny – mówił DGP minister Tobiszowski. KHW potrzebuje 700 mln zł dofinansowania. 150 mln zł wyłoży Węglokoks (100 mln zł stanowiła niedawna przedpłata za węgiel), 350 mln zł Enea, a 200 mln zł kolejna spółka Skarbu Państwa. Albo nikt. Według naszych ustaleń resort energii bierze pod uwagę opcję finansowania na poziomie 0,5 mld zł.
Co z pozostałymi kopalniami? W ciągu kilku lat skończy się złoże kopalni Bolesław Śmiały. To stosunkowo niezła kopalnia PGG – w ubiegłym roku jej strata na tonie wynosiła 2 zł. Paliwo trafia głównie do Elektrowni Łaziska należącej do Tauronu, jednak po tym, jak ten przejął kopalnię Brzeszcze, nie zanosi się, by miał się interesować Bolesławem Śmiałym. Nie wiadomo, czy utrzyma się kopalnia Rydułtowy-Anna (dziś część kopalni ROW w PGG). Ruch Anna trafił już do Spółki Restrukturyzacji Kopalń (koniec złoża), ale Rydułtowy ciągną w dół wynik ROW.
Z raportu WiseEuropa wynika, że gdyby przyjąć realizację restrukturyzacji sektora węglowego w latach 2016–2018 (z uwzględnieniem dozwolonej przez UE pomocy publicznej na zamykanie kopalń), można by znacząco obniżyć koszty wydobycia. W 2015 r. koszty pracy w sektorze wynosiły 84 tys. zł rocznie na osobę, a pozostałe koszty – 113 tys. zł na tonę (bez amortyzacji). Przyjmując scenariusz umiarkowanej restrukturyzacji, w 2018 r. mogłoby to być odpowiednio 79 tys. zł i 104 tys. zł, a przy głębokiej restrukturyzacji – 76 tys. zł i 105 tys. zł.