– Jak się uprzemy, a się uparliśmy, to zbudujemy elektrownię jądrową (…), pytanie jeszcze o ewentualną drugą lokalizację. Jeśli chodzi o pierwszą elektrownię, to bierzemy ciężar na siebie. Jeśli chodzi o drugą, musimy szukać partnerów – te słowa Donalda Tuska, wygłoszone w zeszłym tygodniu na kongresie EFNI, wywołały poruszenie wśród komentatorów i osób zainteresowanych losami polskiego projektu jądrowego. Niektórzy odebrali je jako postawienie znaku zapytania wobec rządowych planów budowy kolejnej elektrowni, którą zakłada przyjęty w 2020 r. program energetyki jądrowej – tym bardziej że równolegle premier akcentował, że wielokrotnie więcej mocy od atomu da Polsce rozwój energetyki wiatrowej na Bałtyku. Inni – jako sygnał, że w rywalizacji pomiędzy koncernami zainteresowanymi udziałem w budowie elektrowni w Polsce spadają notowania Amerykanów. Westinghouse, którego reaktory AP1000 decyzją rządu Mateusza Morawieckiego z 2022 r. wskazano jako technologię dla elektrowni realizowanej na Pomorzu, jako jedyny z trzech oferentów nie zaproponował bowiem Polsce szerokiego zaangażowania kapitałowego w projekt.
– Amerykanie zdecydowanie nie mogą być pewni, że przypadnie im druga elektrownia. Ale będą oczywiście mogli się o nią starać – przyznaje DGP osoba z rządu. I sygnalizuje, że mechanizm wyboru partnera dla drugiej atomówki (EJ2) będzie inny niż w przypadku pierwszego projektu, gdzie partnera wskazano decyzją polityczną. W administracji – jak słyszymy – toczą się prace nad konkretnymi kryteriami, które będą podstawą dla przeprowadzenia konkurencyjnego postępowania na EJ2. – Do rozstrzygnięcia pozostaje m.in., czy Westinghouse będzie mógł liczyć w tym postępowaniu na jakieś preferencje jako właściciel już istniejącej w Polsce technologii – mówi nasz rozmówca.
Aktualizacja programu energetyki jądrowej
Kolejnego rąbka tajemnicy uchylić ma szykowana w resorcie przemysłu aktualizacja programu energetyki jądrowej. Prace nad dokumentem – jak poinformowała Marzena Czarnecka w odpowiedzi na interpelację poselską Pauliny Matysiak – mają się zakończyć do końca listopada. Według naszych źródeł to właśnie plany dla EJ2 będą stanowić najważniejszy element aktualizacji. Może to oznaczać, że rząd chce z tego, dotychczas zaniedbanego projektu – dla którego nie podano wciąż nawet zawężonej listy możliwych lokalizacji – uczynić przedsięwzięcie flagowe, co najmniej na równi z inwestycją w Choczewie, której fundamentalne założenia zdeterminowali poprzednicy.
Tymczasem po trzęsieniu ziemi wywołanym przez środową wypowiedź szefa rządu napięcie wokół atomu dalej rosło. W piątek serwis Polityka Insight poinformował, że ze stanowiskiem pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej – w administracyjnej układance głównego opiekuna atomowego projektu i odpowiedzialnej za jego realizację spółki Polskie Elektrownie Jądrowe (PEJ) – żegna się Maciej Bando. Ewentualna utrata pozycji przez urzędnika kojarzonego z polityką kontynuacji wpisywałaby się w scenariusz głębszej korekty rządowych planów. Według naszych rozmówców należy się spodziewać przede wszystkim zmian kadrowych w PEJ i nadzorującym ją biurze, gdzie część stanowisk zachowały osoby kojarzone z wieloletnim rozgrywającym w rządach PiS Piotrem Naimskim, ale także większej asertywności wobec amerykańskich partnerów.
Elektrownia w Choczowie
Według PI pozycją dotychczasowego pełnomocnika zachwiał m.in. spór o aneks – umowę pomostową z konsorcjum Westinghouse i Bechtela, opisaną po raz pierwszy we wrześniowych publikacjach DGP. Ma ona gwarantować kontynuację projektu po wygaśnięciu realizowanej obecnie umowy o usługach inżynieryjnych przy projekcie. Jak informowaliśmy, do negocjacji włączyła się Prokuratoria Generalna, co można interpretować jako próbę zapanowania nad rosnącymi kosztami inwestycji dla Skarbu Państwa. Według PI to właśnie kontrowersje co do kształtu tej umowy doprowadziły do odejścia z PEJ prokurenta tej spółki Jana Chadama, menedżera cieszącego się zaufaniem Donalda Tuska. A w otoczeniu premiera narasta niepokój co do harmonogramu realizacji elektrowni na Pomorzu oraz jej kosztów.
Z deklaracji premiera Tuska i minister Czarneckiej, która nadzoruje prace nad aktualizacją programu jądrowego, wynika na razie, że podstawowe założenia dotyczące elektrowni w Choczewie, w tym jej finansowania ze środków publicznych, pozostają aktualne. Nie znaczy to, że realizację projektu w tym kształcie można uznać za pewną. Czynnikiem, który może w dalszym ciągu zagrozić inwestycji, jest stanowisko Komisji Europejskiej w sprawie polskiego wniosku o zgodę na pomoc publiczną oraz czas prowadzonego w tej sprawie postępowania. Bez decyzji KE niemożliwe będzie bowiem podpisanie z partnerami umowy na wykonanie elektrowni i, tym samym, dotrzymanie harmonogramu z 2035 r. jako terminu ukończenia pierwszego reaktora w Choczewie. O tym, że obecne terminy są „bardzo napięte”, mówił też w piątek w Senacie Maciej Bando. ©℗