Węgiel na opał to dla polskich kopalń dodatek do wydobycia miału na potrzeby energetyki. Ten z kolei zalega na zwałach. Tymczasem kotłów na węgiel mamy w Polsce coraz mniej, ale to nie oznacza, że szybko pozbędziemy się konieczności importu.

Polska energetyka spala coraz mniej miału w związku z rozbudową OZE, które produkują tańszy prąd i nie jest on obarczony kosztami zakupu uprawnień do emisji CO2 w ramach systemu EU ETS.

Południowy Koncern Węglowy (PKW), niegdyś część Tauronu odpowiedzialna za wydobycie, przekazuje DGP, że węgiel przeznaczony dla odbiorców indywidualnych stanowi 20–25 proc. jego produkcji, a pozostała część to produkty przeznaczone dla energetyki. W 2023 r. należące do PKW kopalnie wydobyły ok. 4,5 mln t węgla. Spółka informuje też, że ceny węgla opałowego sprzedawanego luzem, przeznaczonego dla gospodarstw domowych, które są stosowane obecnie, są na poziomie niższym niż w ubiegłym roku. Za tonę węgla na opał trzeba obecnie zapłacić 1100–1300 zł. To spadek w porównaniu z zeszłym rokiem, kiedy według Głównego Urzędu Statystycznego przeciętna średnioroczna cena detaliczna 1000 kg węgla kamiennego wynosiła 2137,88 zł.

Ale w dalszym ciągu na rynku pozostaje luka, której nie są w stanie pokryć krajowe kopalnie. Import, przede wszystkim z Kazachstanu i Kolumbii, to na dodatek surowiec często o lepszych parametrach, ale droższy. Łukasz Horbacz, prezes Polskiej Izby Gospodarczej Sprzedawców Węgla, wylicza, że przy obecnych warunkach zapotrzebowanie na węgiel opałowy z importu sięgnie w tym sezonie grzewczym ok. 2 mln t.

Piotr Siergiej, rzecznik prasowy organizacji Polski Alarm Smogowy, zaznacza, że ogrzewanie węglem w gospodarstwach domowych to wciąż źródło 86 proc. pyłu PM2.5, czyli źródło smogu. Jednak zużycie węgla w gospodarstwach domowych w ostatnich latach znacząco spada. O ile kilka lat temu mówiliśmy o spalaniu 11–12 mln t węgla rocznie w domach, to ostatnie statystyki wskazują, że w 2023 r. w sektorze komunalno-bytowym spaliliśmy 6,5 t. – To duża zmiana, zwłaszcza że połowa z tego to węgiel importowany. Dlatego obecnie polskie kopalnie odpowiadają za ok. 3,5 mln t węgla spalanego w polskich domach. Wynika to z tego, że nasze kopalnie nie są w stanie wydobywać węgla o takich parametrach, jakie są potrzebne w sektorze komunalnym. Dlatego musimy uzupełniać to importem – podkreśla. I wylicza dalej: – W sezonie grzewczym 2016/2017 szacowaliśmy liczbę „kopciuchów” na nieco ponad 3 mln, obecnie szacujemy to na 2 mln, co oznacza, że ok. jedna trzecia z nich została wymieniona na czyste źródła. Przekłada się to na czystość powietrza. A jako że połowę węgla importujemy, to może wniosek jest taki, że wciąż mamy za dużo kotłów węglowych? – pyta.

Jego zdaniem realistycznym terminem porzucenia węgla jako źródła ogrzewania gospodarstw domowych jest jednak rok 2030. Wtedy wejdą w życie bardziej wyśrubowane normy dotyczące jakości powietrza. – Przyjmując obecne tempo wymiany kotłów, do tego czasu wymienione zostanie ok. 1,5 mln kotłów węglowych. Do tego dojdą kotły bez programu dotacyjnego. Wówczas, mam nadzieję, będziemy mogli mówić o tym, że problem zimowego smogu w Polsce zostanie rozwiązany – mówi Piotr Siergiej.

Zgodnie z wyliczeniami analityków Forum Energii tylko w ambitnym scenariuszu transformacji energetycznej same dopłaty do wydobycia węgla wyniosą między 31 a 83 mld zł tylko do 2040 r. „Wsparcie górnictwa, żeby utrzymać obietnice sprzed trzech lat będzie jednak kosztować więcej. Wydobyty węgiel trzeba na bieżąco zużywać, co oznacza konieczność finansowego wsparcia elektrowni i elektrociepłowni, które od dawna nie zarabiają na generacji z węgla. Do tego dochodzą odprawy i wcześniejsze emerytury dla górników. Konieczne będzie wsparcie zamykania kopalń i rekultywacji terenów pogórniczych” – czytamy w analizie. ©℗