Unijne przepisy o standardach w łańcuchach dostaw mogą otworzyć nową fazę w rywalizacji przemysłowej UE z Chinami.

Przyjęta w zeszłym tygodniu przez Parlament Europejski dyrektywa o należytej staranności przedsiębiorstw w zakresie zrównoważonego rozwoju to kolejna odsłona regulacyjnego trendu związanego ze stosowaniem kryteriów społecznych w łańcuchach dostaw zachodnich firm. Jednolite standardy będą obowiązywały największe koncerny w całej UE. Firmy zatrudniające ponad 1000 pracowników i obracające ponad 450 mln euro rocznie w skali świata będą musiały realizować specjalne kontrole swoich łańcuchów dostaw. Muszą wykazać, że podjęły kroki zmierzające do wyeliminowania lub przynajmniej ograniczenia naruszeń standardów oraz wdrożyły działania naprawcze wobec już zaistniałych szkód.

Niedopełnienie obowiązków będzie się wiązało z ryzykiem sankcji ze strony regulatorów, w tym kar o maksymalnej wartości 5 proc. globalnych obrotów koncernu.

Kłopotliwa fotowoltaika

Choć w przepisach nie ma mowy o Chinach, uważa się, że to właśnie ten kraj – jako drugi co do wielkości partner handlowy Europy, jej konkurent w wielu strategicznych branżach, a zarazem kraj znany z wątpliwych praktyk w zakresie przestrzegania praw człowieka – znajdzie się w szczególny sposób na celowniku instytucji unijnych. Firmy sondowane przez Chińską Izbę Handlową przy UE uznały dyrektywę za niepokojącą, a sama izba ostrzegała przed dodatkowymi kosztami unijnych przepisów i zakłóceniami w handlu. Organizacja chińskiego biznesu podkreślała, że UE powinna „powstrzymać się od tworzenia barier handlowych godzących w producentów spoza Unii”. Jednocześnie Pekin odrzuca wszelkie zarzuty dotyczące naruszeń praw człowieka.

Z ujgurskiej części Xinjiang pochodzi aż połowa krzemu wykorzystywanego w produkcji paneli słonecznych

Jednym z sektorów, które w szczególny sposób mogą odczuć skutki obostrzeń, jest produkcja fotowoltaiki. Na obawy przed „przytłaczającymi” konsekwencjami nowych regulacji i fragmentacją globalnego rynku wskazywały chińskie firmy z tej branży w raporcie Chińskiej Izby Handlowej. Powód? W kluczowych ogniwach chińskiego łańcucha dostaw – na czele z pozyskiwaniem krzemu polikrystalicznego – na szeroką skalę jest bowiem wykorzystywana praca przymusowa mniejszości ujgurskiej. I, obok dostępu do taniej energii z węgla, jest to jeden z głównych czynników ułatwiających chińskim koncernom konkurencję cenową na arenie globalnej.

Bez pracy przymusowej

Jeszcze niedawno szacowano, że z ujgurskiej części regionu Xinjiang pochodzi aż połowa światowej produkcji krzemu wykorzystywanego w produkcji paneli słonecznych. Zdaniem Jenny Chase, analityczki rynku energetyki słonecznej z ośrodka Bloomberg NEF, w praktyce niemal każdy moduł fotowoltaiczny bazujący na krzemie (a to technologia, która stanowi ok. 95 proc. rynku globalnego) zawierał pewną ilość surowca z Xinjiang. W zeszłym roku, według części ekspertów, udział surowca „skażonego” pracą przymusową w rynku globalnym mógł spaść do ok. 35 proc. Według aktywistów to skutek obowiązujących już na wielu rynkach restrykcji. Bruksela mówi wprost: jej celem jest całkowite wyeliminowanie produktów pracy przemysłowej z unijnego rynku. Na dodatek fabryki Xinjiangu odgrywają też znaczącą rolę m.in. na światowym rynku aluminium, wykorzystywanego m.in. do produkcji samochodów.

Ale to tylko jedna strona medalu. Według danych podawanych przez samą Komisję już ok. 97 proc. instalowanych w UE paneli słonecznych pochodzi z Państwa Środka. Tymczasem zgodnie z planowanymi regulacjami o zeroemisyjnym przemyśle do 2030 r. Unia chce zaspokajać własnymi mocami produkcyjnymi 40 proc. zapotrzebowania na zielone technologie. Ponadto jednak KE podniosła niedawno cel udziału OZE w swoim zużyciu energii do 42,5 proc., a niespełna trzy miesiące temu Komisja Europejska zadeklarowała, że – mimo zalewu tanich chińskich komponentów w Europie i problemów, jakie to sprawia unijnym producentom – nie ma mowy o nowych cłach czy ograniczeniach importu dla tej branży. Jak tłumaczyła komisarz ds. stabilności finansowej Mairead McGuinness, ewentualne restrykcje handlowe muszą być dziś rozważane w kontekście wpływu na zdolność UE do osiągnięcia stawianych sobie celów transformacyjnych i klimatycznych.

Napięcie w handlu z Chinami

Przyjęciu nowych regulacji towarzyszy nowa fala krytyki wymierzonej w Pekin w związku z nieuczciwymi praktykami konkurencyjnymi. Pół roku po uruchomieniu formalnego postępowania w sprawie chińskich subsydiów dla aut elektrycznych unijna komisarz ds. konkurencji Margrethe Vestager ogłosiła wszczęcie kolejnego dochodzenia – tym razem w sprawie państwowych dopłat do produkcji paneli słonecznych i turbin wiatrowych na potrzeby rynków europejskich. O strategii opartej na utrzymywaniu nadwyżki mocy produkcyjnych w kluczowych przemysłach, pozwalającej na zalewanie globalnych rynków tanimi towarami, mówiła w ostatnich tygodniach władzom w Pekinie m.in. szefowa amerykańskiego Departamentu Skarbu Janet Yellen oraz kanclerz Niemiec Olaf Scholz. Chiny odpowiadają państwom zachodnim zarzutami o protekcjonizm.

Jeszcze kilka miesięcy temu Niemcy wraz z Francją i Włochami same hamowały jednak przyjęcie dyrektywy o kontroli przestrzegania praw człowieka w łańcuchach dostaw. Ostatecznie negocjacyjny impas został przełamany za sprawą złagodzenia niektórych elementów regulacji. Skutkowało to wyłączeniem spod nowych przepisów ok. 70 proc. firm, które pierwotnie miały być nią objęte. ©℗

ikona lupy />
Chińska dominacja w globalnych łańcuchach dostaw / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe