Działania przeciwników atomu mogą podnieść koszty budowy elektrowni jądrowej na Pomorzu.
Trzy organizacje i sześć osób fizycznych domaga się od Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska ponownego rozpatrzenia decyzji środowiskowej dla elektrowni jądrowej, która ma stanąć w nadmorskiej gminie Choczewo. Pozytywna decyzja, którą inwestor – spółka Polskie Elektrownie Jądrowe – otrzymała we wrześniu, ma nadany rygor natychmiastowej wykonalności, a więc złożenie skarg nie hamuje procesu inwestycyjnego. Odwołania złożone do GDOŚ, do których dotarł DGP, zapowiadają jednak główne kierunki dalszej batalii prawnej o atom, która toczyć się będzie przed sądami.
- Z punktu widzenia przeciwników energetyki jądrowej to właśnie ta ścieżka – obok działań lobbingowych – stanowi ostatnią szansę na zatrzymanie projektu lub utrudnienie jego realizacji. Wszystkie przypadki skutecznego zablokowania znaczących inwestycji w ostatnich latach miały miejsce właśnie w obszarze postępowania środowiskowego – zauważa Daniel Radomski, ekspert ds. infrastruktury energetycznej i drogowej związany m.in. z Klubem Jagiellońskim.
Jak poinformował nas rzecznik prasowy GDOŚ Jakub Troszyński, w toku są postępowania wyjaśniające w sprawie złożonych wniosków. Na tym etapie celem Dyrekcji jest ustalenie m.in. czy skarżący decyzję środowiskową mają „interes prawny”, który uprawnia do udziału w procedurze. Działania GDOŚ zmierzają też – jak podaje Troszyński – do uzupełnienia braków formalnych w przedłożonych wnioskach. W odpowiedzi na pytania o spodziewany termin rozstrzygnięcia sprawy zapewniono nas, że planuje się szybkie i zarazem wnikliwe rozpatrzenie odwołań, w ramach terminów wyznaczonych w kodeksie postępowania administracyjnego. Zakłada on, że maksymalny czas dla postępowania wyjaśniającego, w sprawach szczególnie skomplikowanych, nie powinien przekraczać 2 miesięcy, a w trybie uproszczonym – miesiąca.
Zdaniem naszych rozmówców obserwujących postępowanie w sprawie elektrowni tylko dwa z przedłożonych odwołań zawierają poważne argumenty, które mogą zostać wzięte pod uwagę w sądach administracyjnych. Chodzi o wnioski złożone przez 2 stowarzyszenia: Eko-Unia – która już zapowiada, odpowiadając na pytania DGP, że kontestować zgodę środowiskową będzie także przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym – oraz Bałtyckie SOS. Oba domagają się całkowitego uchylenia pozytywnej dla inwestycji decyzji GDOŚ.
Eko-Unia to stowarzyszenie, którym kieruje Radosław Gawlik, jeden z założycieli dzisiejszej partii Zieloni, działacz opozycji demokratycznej w PRL, a w latach 1997-2000 wiceminister ochrony środowiska z ramienia Unii Wolności. Organizacja ta na początku roku inicjowała powstanie listu otwartego do przewodniczących partii, klubów i kół parlamentarnych opozycji, który zawiera postulaty odstąpienia od realizacji programu jądrowego i obrania w energetyce kursu na rozproszone źródła odnawialne i efektywność energetyczną. Według sygnatariuszy apelu taki model transformacji będzie tańszy, bezpieczniejszy i bardziej przyjazny środowisku niż ten z udziałem energii jądrowej.
W odwołaniu od decyzji środowiskowej stowarzyszenie nie podejmuje jednak większości argumentów z apelu (choć Gawlik nie wyklucza rozszerzenia skargi na dalszym etapie). Skupiono się na kwestiach formalnych. Przede wszystkim, według Eko,-Unii GDOŚ naruszył standardy i procedury udziału społeczeństwa w postępowaniu środowiskowym. W rezultacie – przekonuje organizacja – decyzję wydano niezgodnie z polskimi i unijnymi regulacjami ocenowymi oraz konwencją z Aarhus, dot. dostępu do informacji, udziału w podejmowaniu decyzji oraz prawa do sądu w sprawach środowiskowych. Jako podstawę do stwierdzenia wadliwości decyzji GDOŚ wskazano proces konsultacji organizowany przez Dyrekcję, który – według Eko-Unii – miał w gruncie rzeczy charakter pozorny. Chodzi m.in. o zbyt krótki termin na zgłaszanie uwag (30 dni, a nie – jak pierwotnie deklarował GDOŚ – co najmniej 8 tygodni). Organizacja wskazuje na nadmierną zwłokę w podaniu do publicznej wiadomości informacji o możliwości udziału społeczeństwa w postępowaniu.
- Formalna strona procesu konsultacyjnego to jeden z nielicznych słabych punktów całego przedsięwzięcia – przyznaje jeden z rozmówców biorących udział w postępowaniu. – GDOŚ rzeczywiście podłożył się środowiskom antyatomowym skracając czas na zgłaszanie uwag, co można przypisywać obawom dotychczas rządzących przed rozmową ze społeczeństwem - dodaje.
Szerszy zakres ma odwołanie Bałtyckiego SOS - lokalnej organizacji z położonej w bezpośrednim sąsiedztwie planowanej inwestycji miejscowości Słajszewo. Oprócz zarzutów formalnych, w dużej mierze analogicznych jak w skardze Eko-Unii, wskazano również na potrzebę zbadania oddziaływania środowiskowego elektrowni jądrowej w całym tzw. cyklu jej życia. Weryfikacja powinna w związku z tym objąć – jak przekonuje stowarzyszenie – nie tylko budowę i pracę elektrowni, ale również pozyskiwanie uranu, składowanie promieniotwórczych odpadów czy likwidację reaktorów po zakończeniu ich eksploatacji. Bałtyckie SOS domaga się również m.in. szczegółowego zbadania wpływu na ekosystemy uwalnianych przez elektrownię śladowych ilości radioaktywnych pierwiastków oraz możliwego podniesienia temperatury Bałtyku. Powołano się także na interes materialny lokalnych społeczności, w tym właścicieli tracących na wartości nieruchomości, przedsiębiorstw turystycznych oraz rolników.
Według ekspertów, z którymi rozmawialiśmy, opisane argumenty nie dają wystarczających podstaw, by podważyć całe postępowanie. – Kaliber tych argumentów rzeczywiście nie wydaje się na tyle duży, by uzasadnić całkowite uchylenie decyzji – ocenia Daniel Radomski. Niektóre elementy skargi budzą też wątpliwości merytorycznie – np. postulat wspólnego rozpatrywania wszystkich ogniw jądrowego łańcucha kłócą się z logiką przepisów prawa atomowego i ocenowego, które zakładają odrębne postępowania dla każdego przedsięwzięcia czy obiektu. – Całościowo ślad środowiskowy atomu przeanalizowało m.in. Wspólne Centrum Badawcze przy Komisji Europejskiej. I wykazało, że energetyka jądrowa nie powoduje znaczących szkód ekologicznych – zwraca uwagę Adam Błażowski, ekspert Instytutu Obywatelskiego i wiceprezes fundacji FOTA4Climate, skupiającej ekologów przychylnie nastawionych do atomu.
Błażowski nie jest jednak wolny od obaw o losy projektu. – W przypadku projektów jądrowych koszt realizacji zawsze jest powiązany z poziomem ryzyka inwestycyjnego. Podnoszenie ryzyka stanowi więc podstawowe narzędzie organizacji walczących z atomem. Z tego wynikają, moim zdaniem, działania organizacji, które kwestionują decyzję środowiskową – mówi DGP.
Zdaniem naszego rozmówcy autorzy odwołań nie patrzą kompleksowo na rolę energii jądrowej w transformacji energetycznej. – Atom jest narzędziem, które sprzyja dekarbonizacji polskiej energetyki, a blokowanie tego projektu opóźni ten proces. To oznaczać będzie dla polskiej przyrody znacznie poważniejsze straty niż te związane z budową elektrowni na Pomorzu – i ta kwestia powinna być w centrum uwagi ruchu ekologicznego – uważa Błażowski.
Zapytaliśmy Radosława Gawlika, dlaczego – jego zdaniem – Eko-Unia jest jedyną ogólnopolską organizacja ekologiczna, która złożyła formalne zastrzeżenia do decyzji środowiskowej. - Mamy przekonanie ,ze wypełniamy wolę 21 organizacji pozarządowych i szeregu naukowców i osobistości (5 byłych ministrów lub wiceministrów środowiska), którzy podpisali się pod listem otwartym do przedstawicieli opozycji w styczniu br. w sprawie rozwoju energetyki atomowej – odpowiedział szef Eko-Unii.