Naszym życiem politycznym rządzi ciekawa reguła. Ci, którzy przejmują władzę, muszą często przeprowadzać reformy, które – jeszcze jako opozycja – uważali za niedopuszczalne. Wkrótce z tą zasadą zetknie się PiS, jeśli wygra wybory oraz zdoła utworzyć gabinet. Pierwszym poważnym problemem, z jakim przyjdzie się zmierzyć rządowi premier Beaty Szydło, będzie ratowanie górnictwa.
Do tej pory PiS zawsze stawało po stronie górniczych związków i krytykowało rząd PO-PSL za próby zajęcia twardego stanowiska w sprawie uzdrowienia Kompanii Węglowej. I choć w styczniu premier Kopacz pod naciskiem górniczego lobby w końcu wyrzekła się planu likwidacji nierentowanych zakładów, to dziś sytuacja branży jest znacznie gorsza. – Trwa kryzys światowego górnictwa. Ceny wróciły do poziomu sprzed lat, bo na rynkach jest nadpodaż surowca. Nie ma żadnych perspektyw wzrostu cen – tłumaczy Maciej Bukowski, szef Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonomicznych.
Ceny węgla w portach ARA (Amsterdam, Rotterdam, Antwerpia) spadły w ciągu roku z ponad 70 dol. do ok. 50 dol. (188 zł) za tonę. Tona węgla wydobyta przez Kompanię Węglową kosztuje 240 zł (a i tak udało się ją zbić z 300 zł). Dlaczego nasz węgiel jest drogi? Po pierwsze – nasi najwięksi konkurenci: Australia, Rosja i RPA, utrzymują kopalnie odkrywkowe. Choć niszczą gigantyczne połacie ziemi, wydobycie w nich jest znacznie tańsze. Po drugie – wydajność naszych kopalni, a zwłaszcza Kompanii Węglowej, jest niska. W KW wynosi ok. 700 ton rocznie na górnika, w prywatnej Bogdance – dwa razy więcej, w kopalniach rosyjskich czy amerykańskich powyżej 2 tys. ton.
Pozostało
94%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama