Paryż i jego sojusznicy, w tym Polska, blokują przyjęcie flagowej reformy z Fit for 55, domagając się miejsca dla siłowni jądrowych m.in. w polityce przemysłowej UE.
Znowelizowana dyrektywa o odnawialnych źródłach energii, która formalizuje m.in. podniesienie celu ich udziału w unijnym miksie na 2030 r. do co najmniej 42,5 proc. (a optymalnie 45 proc.), miała być jednym z filarów Fit for 55. Po tym, jak w marcu porozumienie w sprawie ostatecznego kształtu przepisów osiągnęły Parlament Europejski i reprezentująca unijne rządy Rada, ich przyjęcie miało być formalnością. Ale zatwierdzenie dyrektywy, które miało nastąpić w zeszłą środę, zostało zdjęte z porządku obrad unijnych ambasadorów „27”, a wczoraj w ślad za Radą ostateczne głosowanie przesunął europarlament. Jak informuje nas rzeczniczka prasowa Rady, odłożenie w czasie głosowania ambasadorów ma charakter „bezterminowy”. – Konieczne są dalsze rozmowy i na dzień dzisiejszy nie ma mowy o kolejnych krokach ani harmonogramie – przekazała DGP.
Za zwrotem akcji w pracach nad dyrektywą stoją Francja i część krajów tzw. sojuszu nuklearnego. Grupa ta skupia obecnie 16 przyjaznych atomowi państw (w tym – gościnnie – Wielką Brytanię, Szwecję, która zachowuje jednak neutralność ze względu na sprawowaną prezydencję w Radzie UE, oraz Włochy w roli obserwatora), a jej ostatnie spotkanie wypadło w przeddzień planowanego głosowania w sprawie dyrektywy. Ponad połowę grupy stanowią kraje Europy Środkowo-Wschodniej: Polska, Czechy, Słowacja, Węgry, Bułgaria, Rumunia, Chorwacja, Słowenia i Estonia. Część z nich, jak Warszawa, miała do dyrektywy również inne zastrzeżenia – choćby w sprawie bardziej restrykcyjnych przepisów dotyczących wykorzystania biomasy w energetyce – i nie miałaby nic przeciwko jej zablokowaniu. Na szybkim przyjęciu jednej z flagowych reform zależy Brukseli, ale presja może być skuteczna także wobec krajów, które najmocniej odczuwają efekty kryzysu energetycznego. Dyrektywa obejmuje bowiem m.in. ułatwienia dla inwestycji w źródła odnawialne, które pomogą zastąpić rosyjski gaz w energetyce.
Na ten fakt zwraca uwagę w odpowiedzi na nasze pytania KE. – Szybka rozbudowa OZE jest niezbędna zarówno dla wypełnienia naszych długoterminowych zobowiązań związanych z neutralnością klimatyczną, jak i z punktu widzenia ograniczenia zależności od rosyjskich paliw kopalnych. Znowelizowana dyrektywa jest kluczowym instrumentem osiągnięcia tych celów – podkreśla rzecznik prasowy KE. Zastrzega jednocześnie, że określenie harmonogramu przyjęcia prawa należy do kompetencji Parlamentu Europejskiego i Rady. – Komisja jak zwykle będzie konstruktywnie wspierać wysiłki zmierzające do ostatecznego głosowania i przyjęcia naszych propozycji w Radzie i PE, wcielających w życie porozumienie osiągnięte wcześniej w ramach trójstronnych rozmów – dodaje. Urzędnik nie ukrywa, że Brukseli zależy w tej kwestii na czasie. – Nowe zasady powinny zostać zatwierdzone i wdrożone tak szybko, jak to możliwe. To istotne również dlatego, że będzie stanowić podstawę określenia ambitnych celów OZE na 2030 r. dla państw członkowskich, które pracują nad rewizją swoich krajowych planów na rzecz energii i klimatu, oraz dla inwestorów, dla których niezbędna jest przewidywalność – tłumaczy.
Według agencji Reutera odroczenie głosowań może oznaczać, że wejście w życie regulacji przesunie się nawet do września.
Na nasze pytania o szczegóły stanowiska nie odpowiedziało do zamknięcia tego wydania DGP francuskie przedstawicielstwo przy UE. W niedzielę głos zabrała jednak francuska minister ds. transformacji energetycznej Agnès Pannier-Runacher, przekonując, że atom powinien być traktowany w unijnych regulacjach na równi z OZE.
Nieoficjalnie jako kwestia stojąca za zablokowaniem dyrektywy są wskazywane regulacje dotyczące tzw. różowego wodoru produkowanego z wykorzystaniem energii elektrycznej z atomu. W dyrektywie określono go wprawdzie jako „niskoemisyjny”, pozwalając na obniżanie dzięki niemu celów produkcyjnych dla wodoru ze źródeł odnawialnych. Paryż domaga się jednak dodatkowych gwarancji. Inni dyplomaci mówią o derogacjach dotyczących celów OZE w przemyśle; obecnie planowany pułap 60 proc. utrudni według nich zastosowanie energii jądrowej w dekarbonizacji sektora.
Ale spór wokół dyrektywy OZE jest częścią większej walki o poprawę warunków regulacyjnych oraz dostępu do finansowania dla projektów jądrowych w Europie. Chodzi w niej m.in. o kształt unijnej polityki przemysłowej, w tym ogłoszonego w marcu projektu aktu o bezemisyjnym przemyśle. Prezentując tę inicjatywę Komisji, Ursula von der Leyen stwierdziła wprawdzie, że atom – a konkretnie najnowsza generacja technologii jądrowych, takich jak małe reaktory modułowe (SMR) – może odegrać pewną rolę w dekarbonizacji Europy. Ale w praktyce na najszerszy zakres wsparcia miałoby liczyć już tylko znacznie węższe grono technologii uznanych za strategiczne, takich jak panele słoneczne, baterie czy elektrolizery.
Swoje oczekiwania orędownicy atomu określili także we wspólnym oświadczeniu wydanym we wtorek. Mowa w nim m.in. o zwiększeniu mocy jądrowych w Europie o połowę – z obecnych 100 do 150 GW w perspektywie 2050 r. Dzięki temu atom miałby utrzymać swój obecny udział (około jednej czwartej) w miksie energetycznym UE w realiach rosnącego zapotrzebowania na prąd. Aby to się udało, konieczne będzie – jak się szacuje – wybudowanie na terenie UE od 30 do 45 nowych reaktorów.
Sojusz chce wsparcia tych wysiłków przez Brukselę. We wspólnej deklaracji sprzed tygodnia projądrowe stolice zaapelowały do Komisji Europejskiej o uwzględnienie atomu w strategii energetycznej UE i poszczególnych politykach, „w tym poprzez podejmowanie własnych inicjatyw oraz wsparcie dla wysiłków podejmowanych przez poszczególne państwa członkowskie”.
Sojusz liczy także na zmianę postawy KE i pomoc m.in. w zakresie ograniczania zależności UE od rosyjskich dostaw paliwa jądrowego oraz w procesie standaryzacji nowych technologii, zwłaszcza dla SMR. Oczekuje także „błogosławieństwa” KE dla wspólnych inicjatyw, takich jak programy wymiany dla specjalistów i inżynierów jądrowych. Mimo bezprecedensowej mobilizacji po stronie orędowników atomu postulaty te pozostają trudne do przeforsowania w Unii w obliczu oporu państw tradycyjnie sceptycznych wobec technologii jądrowych na czele z Niemcami i Austrią. Kraje te próbowały ostatnio zorganizować – w kontrze do Paryża – własny sojusz pod szyldem „przyjaciół energii odnawialnej”. Ale Pannier-Runacher zapowiedziała, że Francja sama zamierza przyłączyć się do grupy. - Zwróciłam się o dopuszczenie do tego sojuszu na rzecz OZE, jako że Francja ma dokładnie taki sam udział tych źródeł w miksie energetycznym co Niemcy – oświadczyła.
Czas nagli jednak nie tylko Brukselę, Berlin i Sztokholm. Aby przynieść wymierne efekty, francuska ofensywa musiałaby doprowadzić do przełomu w ciągu najbliższego miesiąca. Obecnie sprzyja jej fakt, że do końca czerwca Radzie przewodniczy Szwecja, która nie dość, że nie chce zakończyć swojej prezydencji prestiżową porażką, jaką byłby upadek dyrektywy OZE, to jeszcze sama zalicza się do krajów jądrowych. W lipcu unijną prezydencję przejmie antyatomowa Hiszpania i o jakiekolwiek koncesje na korzyść Paryża będzie znacznie trudniej.
To nie pierwszy w ostatnich miesiącach przypadek, kiedy strategiczne elementy zielonego ładu są hamowane na ostatnim etapie procesu legislacyjnego w celu wymuszenia ustępstw na europejskich stolicach i instytucjach. W marcu Niemcy zablokowały na parę tygodni zatwierdzenie rozporządzenia o emisjach z transportu drogowego, które obejmowało zakaz rejestracji nowych aut z silnikami spalinowymi po 2035 r. Swój sprzeciw wycofały po tym, jak KE zobowiązała się do przygotowania regulacji, które dopuszczą na rynek auta napędzane niskoemisyjnymi paliwami syntetycznymi. ©℗