Elektrownię w Pątnowie wyobrażam sobie jako prywatną inicjatywę Zygmunta Solorza. Nie wiem, czy będzie ujmowana w Polityce energetycznej Polski, bo państwo nie ma na tyle dużego wpływu na decyzje co do jej realizacji – mówi DGP Mateusz Berger, pełnomocnik rządu ds. energetyki
Elektrownię w Pątnowie wyobrażam sobie jako prywatną inicjatywę Zygmunta Solorza. Nie wiem, czy będzie ujmowana w Polityce energetycznej Polski, bo państwo nie ma na tyle dużego wpływu na decyzje co do jej realizacji – mówi DGP Mateusz Berger, pełnomocnik rządu ds. energetyki
/>
Co nas czeka przed wyborami, jeżeli chodzi o program atomowy?
Obecnie toczą się konsultacje środowiskowe z krajami ościennymi. Na razie idzie nam bardzo dobrze. Choć - jak powszechnie wiadomo - Niemcy i Austria są przeciw budowie elektrowni jądrowych w Polsce. Zakładam jednak, że do wyborów uda się zdecydowanie pchnąć do przodu kwestie środowiskowe, a także wskazać lokalizację drugiej elektrowni, żeby iść za ciosem. Także ze względów społecznych - chcemy wykorzystać falę poparcia społecznego dla atomu, które przekracza w tej chwili 80 proc.
A wskażecie też dostawcę technologii do elektrowni w drugiej lokalizacji?
Przed wyborami nie, tylko określimy lokalizację.
Poza tym, wracając do pierwszej lokalizacji, dla której technologię dostarczy Westinghouse, mam nadzieję, że porozumie się on z potencjalnym wykonawcą - firmą Bechtel, i będziemy wiedzieli, czy mamy konsorcjum, czyli technologię w pakiecie z wykonawstwem, czy też będziemy musieli ogłosić otwarty przetarg i wyłonić w nim wykonawcę.
Czyli jeszcze nie jest przesądzone, że Bechtel będzie budował elektrownię w Lubiatowie-Kopalinie?
Musimy dopuszczać, że z jakichś względów nie dojdzie do zawiązania konsorcjum, i być przygotowani również na przetarg.
Liczę też na to, że w najbliższym czasie podpiszemy z Westinghouse tzw. umowę pomostową (ang. bridge agreement) na świadczenie usług inżynieryjnych, której zakres będzie obejmował prace przygotowawcze i koncepcyjne, w tym wstępne prace projektowe, usługi wsparcia w zakresie uzyskiwania pozwoleń i zezwoleń, usługi związane z planowaniem organizacji terenu lokalizacji oraz z zamówieniami i planowaniem budowy. To mniej więcej kwestia miesiąca. Następny krok to już faza projektowania.
Jeżeli chodzi o ewentualny przetarg, co mogłoby sprawić, że jednak zdecydowalibyśmy się na jego ogłoszenie? Interwencja Komisji Europejskiej?
Dobrze nam się współpracuje z Komisją Europejską. Jej służby nie mówią „nie” naszemu podejściu zakupowemu, w którym bez przetargu dokonaliśmy wyboru dostawcy technologii do pierwszej elektrowni. Natomiast firma wykonawcza to odrębna kwestia, dlatego wskazałem, że wiele zależy od tego, czy Westinghouse i Bechtel stworzyłyby konsorcjum.
Wracając do drugiej lokalizacji, kiedy dokładnie ją poznamy?
Raczej w drugiej połowie roku.
Jakie miejsca, poza Bełchatowem, wchodzą w grę? Na przykład Kozienice?
Realnie w grę wchodzą trzy lokalizacje. Oprócz dwóch, które pani wymieniła, także Połaniec w Świętokrzyskiem. Bełchatów wydaje się najbardziej logicznym wyborem, z uwagi na uwarunkowania społeczne i dostosowanie sieci elektroenergetycznych. Jednak, ze względu na uwarunkowania geologiczne, które w przypadku inwestycji jądrowych są newralgiczne, może się okazać, że elektrownię jądrową trzeba będzie zlokalizować w odległości 20-30 km od Bełchatowa. Tu bardzo ważny jest aspekt społeczny - elektrownia jądrowa zapewniłaby zatrudnienie w miejsce elektrowni Bełchatów, której zamknięcie planowane jest na 2036 r.
Czy, jeżeli chodzi o tę drugą planowaną lokalizację, ciągle w grze są wszyscy trzej dostawcy technologii - Westinghouse, EDF i KHNP?
Tak.
I kiedy decyzja w tej sprawie mogłaby być podjęta?
Po wyborze lokalizacji trzeba będzie usiąść do stołu. To będzie rozmowa o charakterze technicznym i geopolitycznym.
Ostatnio szefowa Forum Energii Joanna Maćkowiak-Pandera mówiła, że największą obawą, jeżeli chodzi o polski atom, jest kondycja dostawców technologii i to, czy będzie możliwe zrealizowanie tej inwestycji w zaplanowanych ramach czasowych i finansowych. Nie ma pan takich obaw? Przeciwnicy rozwoju atomu w Polsce w swoim liście otwartym do liderów opozycji nie zostawili suchej nitki na Westing house …
Westinghouse ma swoje grzechy na sumieniu. Wiemy, jaka była sytuacja kilka lat temu, kiedy jego właściciel znalazł się na granicy bankructwa, a budowa nowej elektrowni w Vogtle zamarła. Mam jednak nadzieję, że zmiany właścicielskie, pojawienie się nowego partnera, nadadzą tej firmie nową dynamikę. Renesans atomu, wspierany niestety przez sytuację w Ukrainie, skłania do optymizmu. Kończą się duże inwestycje na świecie - w Wielkiej Brytanii, Emiratach, Stanach, Finlandii. Mam nadzieję, że jeżeli odpowiednio wcześnie ustawimy się w kolejce, będziemy mogli skorzystać też z tego potencjału wykonawczego, który będzie się powoli uwalniał. To zadanie przede wszystkim dla dostawcy technologii, by razem ze swoim partnerem ściągnąć tych specjalistów z rynku, a równocześnie odpowiednio wcześnie budować łańcuch dostaw. Polskiemu rządowi zależy, by jak największa jego część została w Polsce. Już zresztą zgłaszają się do nas firmy, które są zainteresowane inwestowaniem w zakłady do budowy podzespołów do elektrowni jądrowych w Polsce. Rozwój dużego atomu pozwoli nam zbudować kompetencje do wyspecjalizowania się w SMR-ach.
A co z modelem finansowania, będzie określony po wyborach?
Większość z modeli finansowania wymaga dialogu z Komisją Europejską, jego notyfikowania, więc będzie to długotrwały proces. Rząd i Polskie Elektrownie Jądrowe prowadzą obecnie analizy w tej sprawie. Wypracowanie tego modelu musi uwzględniać nasze możliwości budżetowe. Na etapie zaawansowanej budowy elektrowni można rozmawiać o jakiejś formule powolnego wychodzenia Skarbu Państwa z tego przedsięwzięcia na rzecz zaangażowania prywatnych firm, które chciałyby zagwarantować sobie cenę energii w przyszłości. Jeżeli z czasem będziemy wychodzili z kosztownych i nieefektywnych elektrowni węglowych, to zakładam, że będzie konsensus społeczny wokół tego, by na pewnym etapie, gdy już widoczna będzie perspektywa końca budowy, aktywizować udział społeczeństwa.
Mówimy o czymś na wzór opłaty OZE na rachunkach za prąd?
Nadrzędnym celem rządu jest stworzenie takiego modelu finansowego, który pozwoli na obniżenie kosztów energii elektrycznej dla odbiorców końcowych. Ewentualna opłata mogłaby pozwolić na obniżenie kosztu kapitału, który w przypadku inwestycji jądrowych jest ogromny. Oczywiście to tylko jedna z rozważanych możliwości, a ewentualna opłata mogłaby się pojawić na rachunkach w perspektywie kilku lat, gdy ruszy budowa i związane z nią wydatki inwestycyjne.
A co z inicjatywą premiera Sasina we współpracy z Zygmuntem Solorzem?
To wczesny etap projektu, przede wszystkim z większościowym udziałem prywatnego kapitału. Wyobrażam sobie udział Skarbu Państwa w tym przedsięwzięciu jako istotnie mniejszościowy. Szczegóły poznamy, gdy projekt ten zacznie się faktycznie materializować. To jest też kwestia Polskich Sieci Elektroenergetycznych (PSE), które będą musiały ten projekt uwzględnić w planach rozwoju sieci.
W tym roku ma być nowelizowana Polityka energetyczna Polski do 2040 r. Ma pan swoje rekomendacje w tej kwestii?
Jakieś rekomendacje, wraz z podległymi mi spółkami, m.in. PSE, oczywiście mamy. Natomiast liderem jest tu Ministerstwo Klimatu i Środowiska i te prace trwają.
Jakich zmian można się spodziewać w PEP 2040, jeżeli chodzi o atom?
Na pewno włączenia SMR-ów. A także redefinicji ustaleń, jeżeli chodzi o rolę gazu i węgla.
Jeśli chodzi o rolę gazu i węgla w PEP 2040, można spotkać się z opiniami, że obecna wersja tej strategii przewiduje za dużo gazu, a za mało OZE. Czy w nowelizacji gazu będzie mniej, a OZE więcej?
Jeżeli chodzi o gaz, wydaje się, że na tę chwilę jesteśmy zabezpieczeni. Nie sądzę, by jego rola w PEP miała się zmienić. Nie wyobrażam sobie, żeby nagle miało nastąpić odejście od gazu. Trzeba raczej wiedzieć, gdzie szukać nowych dostaw tego surowca oraz jak i na ile powinno się je zakontraktować. Pojawia się natomiast pytanie, czy budować terminal FSRU, czy nie. Dyskusja w tej sprawie trwa.
W sytuacji np. przedłużającego się konfliktu w Ukrainie może zapaść decyzja o budowie terminala FSRU, podyktowana kwestiami bezpieczeństwa, a nie czynnikami biznesowymi. W pewnym momencie trzeba będzie to przesądzić na poziomie rządu.
Kiedy ta decyzja zapadnie?
Do połowy roku.
Wróćmy do PEP - co się zmieni, jeśli chodzi o węgiel?
Ten temat pilotuje resort właściwy ds. energii. Zapewne perspektywa wykorzystywania węgla będzie przedłużona. Pojawia się temat wydłużenia pracy elektrowni węglowych. Jednak trzeba będzie to wynegocjować z Komisją Europejską.
Mamy jednak problem z infrastrukturą węglową, która jest w złej kondycji. Według ekspertów już druga połowa lat 20. i pierwsza połowa lat 30. są wysoce ryzykowne…
Spodziewany jest dynamiczny wzrost OZE. Na dniach będziemy obserwowali odblokowanie ustawy liberalizującej zasadę 10H, która umożliwi rozwój energetyki wiatrowej na lądzie. Z czasem pojawi się prąd z offshore. Jest wreszcie plan dotyczący linii bezpośrednich, który jest atrakcyjną opcją dla dużych przedsiębiorców. W tej sprawie mamy konsensus na poziomie rządu i mam nadzieję, że w najbliższym czasie będzie widać efekty tych prac.
A oprócz dwóch obecnie planowanych w rządowym programie elektrowni oraz SMR-ów należy oczekiwać wpisania do PEP także inwestycji w Pątnowie?
SMR-y na pewno mogą odgrywać rolę z perspektywy całego państwa i jego strategii energetycznej, także jeżeli chodzi o lokalne systemy ciepłownicze. Przez cały czas mówimy jednak o technologii będącej w fazie rozwoju, nadal niewykorzystywanej komercyjnie.
Czy w noweli PEP mogą być przewidziane trzy duże elektrownie?
Elektrownię w Pątnowie raczej wyobrażam sobie jako prywatną inicjatywę Zygmunta Solorza. To na pewno dobry pomysł, ale nie wiem, czy będzie ujmowany w Polityce energetycznej Polski, bo państwo nie ma na tyle dużego oddziaływania na decyzje co do jego realizacji.
Co na dzisiejszym etapie jest, pana zdaniem, najbardziej ryzykowne dla powodzenia Programu polskiej energetyki jądrowej i czy uważa pan, że w Polsce mamy konsensus polityczny wokół atomu?
W mojej ocenie, jako urzędnika odpowiedzialnego za nadzór właścicielski nad Polskimi Elektrowniami Jądrowymi i uczestnika rozmów w licznych gronach polskich i między narodowych, w tym momencie już nie ma odwrotu od inwestycji w atom w naszym kraju. Rozumie to każdy, kto uwzględnia sytuację geopolityczną, w jakiej znaleźliśmy się po wybuchu wojny w Ukrainie. Gdybyśmy tego wątku nie mieli, to pewnie ta dyskusja by trwała i można byłoby sobie, odpowiednio przedłużając funkcjonowanie mechanizmów gazowych albo obserwując rozwój technologii wodorowych, różne założenia robić. Obecnie wydaje mi się, że od tych rozwiązań nie ma odwrotu. Mamy wokół budowy atomu konsensus społeczny i przede wszystkim zredukowane obawy społeczne co do energetyki nuklearnej jako takiej. Należycie czytający te nastroje politycy powinni z tego wyciągać właściwe wnioski.
Czy planuje pan jeszcze jakieś zmiany w podległych sobie spółkach?
Zmiany zawsze są możliwe. Jak się pracuje na kontrakcie menedżerskim, trzeba być zawsze gotowym na to, że ta praca może się zakończyć. ©℗
Rozmawiała Sonia Sobczyk-Grygiel
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama