Bruksela szuka sposobów, jak wesprzeć krajowe przedsiębiorstwa w duchu transformacji i jednocześnie nie zachwiać jednolitym rynkiem.
Bruksela szuka sposobów, jak wesprzeć krajowe przedsiębiorstwa w duchu transformacji i jednocześnie nie zachwiać jednolitym rynkiem.
„Net-Zero Industry Act” (prawo o przemyśle bez emisyjnym) zapowiedziane przez Ursulę von der Leyen, szefową Komisji Europejskiej, podczas Forum Ekonomicznego w Davos ma wesprzeć strategię przemysłową zgodną z celami klimatycznymi. W zamyśle mają być to regulacje pozwalające na dofinansowanie oraz ulgi dla firm przeprowadzających zielone inwestycje, dzięki którym Stary Kontynent nie będzie odstawał od USA.
Administracja Joego Bidena już jednak wdraża plan wspierania obywateli i przedsiębiorstw w walce z rosnącymi cenami w duchu zielonej transformacji, a UE dopiero rozpoczyna serię debat i konsultacji, jak najefektywniej osłabić oddziaływanie kryzysu na krajowe gospodarki i jednocześnie jak wzmacniać zieloną transformację.
O ile w przypadku tak dużych i długofalowych planów inwestycyjnych zazwyczaj pojawiają się różnice zdań wśród państw członkowskich, o tyle tym razem Komisja będzie musiała najpierw dojść do porozumienia we własnym gronie. Tym bardziej że w centrum nowego zestawu dotacji, subsydiów i ulg podatkowych dla zielonego biznesu będą nowe zasady dopuszczalnej w UE pomocy publicznej, nad którymi obecnie pracuje zespół komisarz ds. konkurencji Margrethe Vestager. Efekty prac gabinetu Vestager poznamy najpewniej pod koniec stycznia. Konsultacje z państwami członkowskimi zakończą się w środę.
Amerykański plan walki z inflacją opiewający na prawie 400 mld dol. dotyczy zarówno ulg podatkowych dla firm przechodzących na zielone technologie, jak i wsparcia obywateli przez np. dofinansowanie kupna samochodów elektrycznych produkowanych na terenie USA (oraz państw, z którymi Stany Zjednoczone mają podpisane umowy handlowe, jak Meksyk czy Kanada).
O ile dopłaty do „elektryków” nie budzą większych kontrowersji w Europie, o tyle nieco inaczej mają się sprawy, jeśli chodzi o pomoc publiczną państw członkowskich na rzecz rodzimych przedsiębiorstw. Dotychczasowe analizy odpowiadającej za konkurencję na jednolitym rynku Vestager ostudziły nieco zapał do budowania nowej strategii wychodzenia z kryzysu dzięki krajowym dotacjom. Jak pisaliśmy niedawno na łamach DGP, za ok. 77 proc. projektów pomocy publicznej w UE, które zatwierdziła Komisja na podstawie specjalnych zasad uchwalonych po wybuchu pandemii, a następnie wojny w Ukrainie odpowiadały dwa państwa – Francja i Niemcy (sam Berlin za ponad 50 proc.). Vestager nie protestuje przeciwko dalszemu przedłużaniu i liberalizowaniu i tak już mocno elastycznych i poluzowanych zasad pomocy publicznej w dobie kryzysu, w ramach środków tymczasowych, jednak od rozpoczęcia w połowie stycznia konsultacji z państwami członkowskimi unijna komisarz ostrzega, że konkurencyjność na jednolitym rynku nie powinna być budowana na zasadzie wyścigu dotacji. A w tym wyścigu obecnie Berlin i Paryż pozostają bezkonkurencyjne dla wszystkich pozostałych 25 krajów, co pokazały choćby losy wartego prawie 200 mld euro niemieckiego wsparcia firm w walce z rosnącymi cenami energii, który jeszcze nie został w pełni zaakceptowany przez KE.
Nieco innego zdania jest Thierry Breton, francuski komisarz ds. rynku wewnętrznego i usług, który z kolei jako orędownik systemu dotacji publicznych uważa, że subsydia krajowe wzmocnią, a nie zachwieją jednolitym europejskim rynkiem.
W dyskusje na temat zasad pomocy publicznej i systemu nowych dotacji na zielone inwestycje włączą się w najbliższych tygodniach także komisarz ds. handlu Valdis Dombrovskis i szef europejskiego Zielonego Ładu, wiceszef KE Frans Timmermans. Jak na razie zapowiedzi von der Leyen są bliżej stanowiska komisarza Bretona, jednak jej zadaniem w najbliższym tygodniach będzie zarówno pogodzenie wszystkich stron w ramach UE, jak i uniknięcie oskarżeń ze strony partnerów, w tym USA, o stosowanie protekcjonistycznych praktyk.
Strategia przemysłowa Zielonego Ładu, jak nazywa Bruksela propozycję von der Leyen z Davos, to w istocie dopiero zarys projektów aktów legislacyjnych, które zamierza przedstawić Komisja. Wciąż nie wiadomo, z czego finansowane byłyby nowe subsydia i ulgi podatkowe oraz jakie przewidziano na nie środki. Bruksela nie udzieliła też odpowiedzi, czy i jak nowa strategia przemysłowa będzie związana z „funduszem suwerenności” UE, zapowiedzianym w drugiej połowie ubiegłego roku, który ma być jednym z fundamentów odbudowy europejskiego przemysłu i wzmacniania kontynentalnych łańcuchów dostaw.
Jak zastrzegł wczoraj rzecznik KE Eric Mamer, ten wstępny kierunek wyznaczony przez von der Leyen będzie teraz omawiany głównie w gronie szefów państw i rządów „27”, a najbliższą okazją do tego będzie unijny szczyt zaplanowany na 9 i 10 lutego. Bruksela zapewnia, że przygotuje odpowiednie komunikaty i szczegóły swojej propozycji jeszcze przed spotkaniem unijnych liderów po to, aby rozmowy dotyczyły już konkretnych zapisów i szacunków finansowych, a nie jedynie rozpoznaniu oczekiwań państw. Nastawienie Komisji jest takie, żeby o ostatecznej wersji nowych przepisów premierzy i prezydenci państw członkowskich rozmawiali podczas kolejnego posiedzenia Rady Europejskiej 23 i 24 marca.
Bruksela zmieniła ton i już nie grozi „wojną handlową”, czyli wyścigiem dotacji publicznych między USA a UE. Zaczyna traktować nowy plan jako przyczynek do transatlantyckiej współpracy. – Naszym celem powinno być uniknięcie zakłóceń w transatlantyckim handlu i inwestycjach – mówiła w Davos szefowa KE. O tym, czy wizja osłabienia wzajemnych relacji została oddalona – jak zastrzega w rozmowie z nami jeden z unijnych dyplomatów – dowiemy się jednak dopiero po przedstawieniu szczegółów nowej propozycji przez Brukselę w lutym. ©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama