Przedstawiciele ministerstwa gospodarki argumentowali, że jeżeli takie rozwiązanie pozostanie, nastąpi gwałtowny rozwój mikroinstalacji, co pociągnie za sobą dodatkowe koszty. MG przygotowało prezentację, z której wynikało, że dzięki taryfom gwarantowanym oraz innym preferencjom z ustawy zakup instalacji spłaci się w 6-8 lat, a w efekcie będą one służyć celom zarobkowym - czyli produkcji energii na sprzedaż, a nie na własne potrzeby. Resort prognozuje tak szybki wzrost liczby prosumentów, że już w 2016 r. koszt dopłat dla nich tytułem taryf przekroczyłby 350 mln zł, a płacona przez wszystkich odbiorców opłata OZE wzrosłaby z 2,51 zł za MWh do 5,68 zł/MWh.
Wyliczenia te kwestionowali jednak zwolennicy energetyki prosumenckiej. Wskazywali, że korzystając z taryf, nie można dostać dotacji z NFOŚ, więc cała inwestycja i tak będzie mało rentowna, a prosumenci będą w stanie produkować marginalne ilości energii w skali kraju.
B. minister gospodarki Waldemar Pawlak szacował, że prosumentów będzie maksymalnie 300 tys. i będą wytwarzać 0,8 proc. energii. A same straty na przesyle energii w skali kraju to 6-7 proc. - zauważył. To decyzja wyłącznie polityczna - dodał.
Obok rządu uchylenia taryf domagali się przedstawiciele sektora energetycznego. Ich zdaniem, wzrost cen energii będzie jeszcze wyższy niż oszacowało MG. Co to jest 350 mln zł rocznie, skoro w jedną noc daliście górnikom 2,5 mld - pytał rząd jeden z prosumentów.
Specjalny list do komisji skierował Marek Woszczyk - prezes PGE, największej polskiej spółki energetycznej. Napisał m.in., że dynamiczny rozwój sektora OZE, zapoczątkowany przyjętym przez Sejm zapisem oznaczałby "drastyczny" spadek zużycia węgla kamiennego i "dramatyczne" pogorszenie sytuacji górnictwa w momencie jego restrukturyzacji.
Przy bardzo prawdopodobnym scenariuszu objęcia tymi taryfami instalacji o mocy 10 GW, spadek zużycia węgla wyniósłby 5 mln ton rocznie - argumentował w liście Woszczyk. Uruchomienie budowanych bloków na węgiel w Kozienicach, Jaworznie i Opolu, dzięki ich wyższej sprawności zredukuje zużycie węgla o 7 mln ton rocznie - odpierał ten argument prezesa PGE Pawlak.
Woszczyk napisał też, że nie dość, iż po wprowadzeniu taryf gwarantowanych ceny energii wzrosną, to wsparcie z nich trafi do chińskich producentów paneli fotowoltaicznych, nie przyczyniając się do rozwoju rodzimych technologii i tworzenia miejsc pracy. Dopłaty do OZE obciążające wszystkich odbiorców trafią do relatywnie wąskiej i zamożnej grupy właścicieli nieruchomości, których stać na wydatek kilkunastu czy więcej tys. zł na instalację OZE - argumentuje w liście prezes PGE.
Tymczasem w sondażu z 2014 r. na zlecenie koncernu RWE najwięcej zainteresowanych zakupem instalacji OZE było w grupie o dochodach 2,5-4 tys. zł netto, w grupie o dochodach wyższych było ich już ponad dwukrotnie mniej. 40 proc. zainteresowanych mieszkało w bloku lub budynku jednorodzinnym, a 60 proc. - we własnym domu czy bliźniaku.
W badaniu 21 proc. respondentów odpowiedziało twierdząco na pytanie czy w ramach domowych inwestycji, kupiliby panel fotowoltaiczny wart ok. 10 tys. zł. Główną motywacją ankietowanych była chęć obniżenia rachunków za energię, najwięcej - 46 proc. potencjalnych mikroproducentów znalazło się w grupie osób o dochodach 2,5-4 tys. zł netto, odsetek zainteresowanych o dochodach powyżej 4 tys. netto wyniósł 17 proc.