Jeśli Berlin ustąpi i zgodzi się na najostrzejsze sankcje, zielone światło dadzą także Węgry – wynika z rozmów DGP z dyplomatami.
Jeśli Berlin ustąpi i zgodzi się na najostrzejsze sankcje, zielone światło dadzą także Węgry – wynika z rozmów DGP z dyplomatami.
Szczyt w Brukseli nie przyniósł przełomowych decyzji dla relacji w trójkącie UE–Ukraina–Rosja.
Czwartkowe posiedzenie Rady Europejskiej poprzedziły zarówno spotkanie państw NATO, jak i rozmowy w gronie G7. We wszystkich trzech wydarzeniach wziął udział osobiście prezydent USA Joe Biden.
Bez nowych sankcji
Jego obecność nie ośmieliła jednak europejskich przywódców do podjęcia decyzji o zaostrzeniu odpowiedzi na rosyjską agresję. W konkluzjach dwudniowego posiedzenia w Brukseli nie pojawiła się nawet dokładniejsza zapowiedź piątego pakietu sankcji, o którym rozmowy trwają od tygodnia. Choć szefowa KE Ursula von der Leyen zapewniała, że „27” będzie zaostrzać sankcje i doprowadzi do uniezależnienia się do rosyjskich dostaw surowców energetycznych, to znacznie większy nacisk położyła na egzekwowanie przyjętych dotąd restrykcji. – Teraz wszystkie nasze wysiłki powinny być skierowane na egzekwowanie tych sankcji oraz na przeciwdziałanie obchodzenia ich i uchylania się od ich stosowania – mówiła.
Według relacji dyplomatów, z którymi rozmawiał DGP, najsilniejszy opór przeciw całkowitemu embargu na import ropy, gazu i węgla z Rosji prezentowały Niemcy, Austria i Węgry. Ale – jak przyznają nasi rozmówcy – węgierski sprzeciw jest w dużej mierze warunkowany sprzeciwem niemieckim i jeśli Berlin zgodziłby się na najostrzejsze sankcje UE, Budapeszt nie będzie ich blokował. – Viktor Orbán pręży muskuły przed wyborami, ale jego stanowisko jest podyktowane mocnym sprzeciwem kanclerza Scholza. Jeśli Niemcy i Austria, która wspiera Berlin, odpuszczą, wtedy nawet walczący o kolejną kadencję Orbán da sobie spokój – ocenia jeden z naszych rozmówców.
Ostrzejszy kurs
Mocniejszych sankcji domagają się przede wszystkim Polska i państwa bałtyckie. Szef polskiego rządu Mateusz Morawiecki nie krył rozczarowania ustaleniami szczytu w sprawie sankcji i jeszcze w piątek opublikował za pośrednictwem portalu Politico 10-punktowy plan powstrzymania rosyjskiej agresji. Wśród polskich propozycji popieranych przez kraje regionu Europy Środkowo-Wschodniej jest m.in. całkowite wykluczenie wszystkich rosyjskich banków z systemu SWIFT, zamknięcie portów dla rosyjskich statków i dróg lądowych dla rosyjskich ciężarówek, blokowanie rosyjskiej propagandy w UE czy zaproponowanie azylu rosyjskim żołnierzom, którzy zdecydują się na dezercję.
Polska ma także przedstawić plan natychmiastowego odejścia od rosyjskich węglowodorów. Jak powiedział premier, będziemy jednym z pierwszych krajów, który pokaże, jak to zrobić.
Ale postawy rządów stopniowo ewoluują. Unijni liderzy nie tylko po raz kolejny potwierdzili dążenie do jak najszybszej redukcji zależności od dostaw ze Wschodu (szczegółowy plan ma zostać opracowany przez Komisję Europejską do końca maja), ale również zainaugurowali formalną współpracę w tym kierunku ze Stanami Zjednoczonymi. Biały Dom zadeklarował, że amerykańskie dostawy do Europy jeszcze w tym roku zostaną podniesione o 15 mld m sześc., a do końca dekady – o 50 mld (dla porównania w całym 2021 r. UE sprowadziła z Rosji ok. 140 mld m sześc. gazu). Zabieganiem o alternatywne dostawy surowców na najbliższą zimę ma się też zająć specjalna transatlantycka grupa robocza. Równocześnie strony mają dążyć do ograniczania zapotrzebowania na gaz ziemny, przede wszystkim poprzez rozwój rozwiązań bezemisyjnych. Przypieczętowano również możliwość wspólnych zakupów gazu z koordynującą rolą KE. Co szczególnie istotne, opcja ta ma być dostępna nie tylko dla członków UE, ale również stowarzyszonych państw ze Wschodu – Ukrainy, Mołdawii i Gruzji – oraz Bałkanów Zachodnich. Dyplomata, z którym rozmawialiśmy, ocenia, że presja na przyspieszanie odejścia od rosyjskich dostaw jest coraz większa. – To bardzo dobra wiadomość dla bezpieczeństwa energetycznego UE – przekonuje. Inny rozmówca wskazuje, że istotniejsze niż strategia odejścia od rosyjskich dostaw będą konkretne propozycje, które pojawią się w najbliższych tygodniach w Radzie UE (skupiającej ministrów państw członkowskich). Zaznacza jednak, że konkluzje zeszłotygodniowego szczytu „nie są rozczarowujące”. – Deklaracja odejścia od rosyjskiego gazu, węgla i ropy jest bardzo istotna – mówi nam.
Unijne kraje – także te, które oponują przeciwko sankcjom energetycznym – odrzuciły decyzję Władimira Putina, na mocy której opłaty za gaz miałyby być regulowane w rublach. Jej efektem byłoby, z jednej strony, zneutralizowanie wpływu dotychczasowych sankcji i wzmocnienie rosyjskiej waluty, z drugiej zaś – narażenie europejskich kontrahentów na ryzyko kursowe oraz dodatkowe opłaty.
Budowa gazowej odporności
Eksperci wskazują, że manipulacje przy rozliczeniach za surowce mogą być także instrumentem odstraszającym UE od wprowadzania restrykcji surowcowych. Ale w praktyce ruch ten może przynieść odwrotny skutek, oswajając Europę z wizją zakręcenia kurka. Niemieckie stowarzyszenie przemysłu energetycznego i wodnego BDEW, jedna z największych organizacji biznesowych w kraju, wezwała już rząd do pierwszego etapu awaryjnej procedury, która wiązałaby się z rozpoczęciem przygotowań na scenariusz niedoboru gazu w systemie. Berlin pracuje już także nad doprecyzowaniem kolejności wprowadzania ograniczeń w dostawach dla poszczególnych kategorii odbiorców gazu.
A to niejedyny ostatnio wyraz stopniowej reorientacji Niemiec. Wicekanclerz Robert Habeck, który kieruje resortem gospodarki i klimatu, odbył wizytę w Katarze, gdzie rozmawiał o dostawach gazu skroplonego (LNG), które mogłyby zastąpić gaz rosyjski. Wcześniej o zwiększeniu przesyłu rozmawiał z Norwegią, gdzie udało mu się uzyskać obietnicę dodatkowych 1,4 mld m sześc. dla Europy. W piątek polityk zapowiedział z kolei, że do końca roku niemal całkowicie wyeliminowane zostaną dostawy rosyjskiej ropy naftowej i węgla. W przypadku gazu derusyfikacja ma potrwać dłużej – co najmniej do 2024 r. Habeck podkreśla jednocześnie, że już w ciągu pierwszego miesiąca wojny Niemcy zdołały ograniczyć swoją zależność od rosyjskich dostaw – o ponad jedną czwartą w przypadku gazu i paliw, a w przypadku węgla o połowę. Równolegle za Odrą przyspieszane są inwestycje w infrastrukturę do odbioru LNG.
Zdaniem Lauriego Myllyvirty z Centrum Badań nad Energią i Czystym Powietrzem rewizja polityki Berlina jest godna pochwały. – Ale jeśli chodzi o ropę i węgiel między obecnymi planami wyrugowania dostaw z Rosji do końca roku a zrezygnowaniem z nich w pełni już dziś jest tylko mały krok i nierobienie go wydaje się absurdalne. Biorąc pod uwagę zbrodnie, które mają miejsce w Ukrainie każdego dnia, deklaracje dotyczące przyszłego roku to wciąż mało – ocenia ekspert.
Dwa kolejne lata Michela
Na razie Berlin i pozostałe 26 stolic postanowiło wesprzeć Ukrainę przez stworzenie Funduszu Solidarności na rzecz Ukrainy, który ma zwiększyć płynność finansową ukraińskich władz, a w przyszłości stać się platformą zbierania środków na odbudowę kraju. Nie pojawił się natomiast podczas szczytu żaden sygnał świadczący o możliwości nadania Ukrainie specjalnej ścieżki akcesji do UE. Liderzy „27”, mimo apelu ambasadorów 10 państw członkowskich (w tym Polski, Irlandii i państw bałtyckich), powtórzyli właściwie ustalenia z Wersalu o wsparciu europejskich aspiracji Kijowa i zobowiązaniu KE do zaopiniowania wniosku akcesyjnego. Na stanowisko Komisji, podobnie jak na konkretne rozwiązania dotyczące uniezależniania się od rosyjskich surowców, przyjdzie jednak poczekać. Szczegółowe propozycje energetycznej derusyfikacji oraz dotyczące wzmacniania zdolności obronnych UE mają pojawić się najpóźniej w maju. Wszystkie te obszary będą ponownie dyskutowane na najbliższym nieformalnym szczycie, za którego przygotowanie będzie odpowiadał szef RE Charles Michel, któremu unijni liderzy przedłużyli kadencję o kolejne dwa lata. ©℗
Zmiany w państwowym gazie
W piątek z funkcji prezesa PGNiG zrezygnował, po niespełna półtora roku, Paweł Majewski. Formalnie na stanowisku pozostanie jeszcze dwa tygodnie. Powodów dymisji nie podano. Nieoficjalnie jest jednak wiązana z tarciami między Majewskim a prezesem Orlenu Danielem Obajtkiem. W tym miesiącu drogę do fuzji spółek otworzyła zgoda Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Zgodnie z decyzją urzędu gazowy koncern będzie musiał – w ciągu roku od połączenia z Orlenem – zbyć na rzecz niezależnego inwestora spółkę Gas Storage Poland, operatora magazynów błękitnego paliwa. Majewski, który wcześniej przez krótki czas kierował naftowym Lotosem, był piątym od 2015 r. szefem PGNiG. Zaledwie dzień przed złożeniem rezygnacji przedstawił wyniki finansowe PGNiG za ubiegły rok. Jak informował, zysk netto spółki wyniósł 6 mld zł. W czasie gdy stał na czele koncernu, PGNiG m.in. nabyło kolejne udziały w koncesjach wydobywczych na szelfie norweskim i zmaksymalizowało import gazu skroplonego. W ostatnich dniach Majewski poinformował, że PGNiG powiększy flotę gazowców do przewozu LNG, co ma pomóc w uniezależnieniu się od Rosji. ©℗
MS
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama