Wiara w deeskalację rosyjsko-ukraińskiego konfliktu pociągnęła w dół notowania. Są nadzieje na spokojną końcówkę sezonu grzewczego, ale i obawy przed kolejnym skokiem w górę.

Europejskie giełdy, jeszcze niedawno obawiające się wybuchu otwartego konfliktu i wstrzymania przez Rosję dostaw błękitnego paliwa, wczoraj huraoptymistycznie zareagowały na sygnały wskazujące na deeskalację. Na holenderskiej TTF cena gazu spadła o 13 proc. do 68,3 euro za MWh. To najbardziej spektakularny spadek w ciągu doby w całym sezonie i najniższa cena od początku listopada.
Rynek zaufał wtorkowym deklaracjom Rosji dotyczącym wycofania części wojsk z terenów przygranicznych i obstawia, że nie dojdzie do wojny. Wierzy też w słowa Władimira Putina, który na konferencji prasowej po spotkaniu z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem zapewnił, że Rosja nadal będzie „niezawodnym dostawcą” energii do Europy.
- Wczorajsze spadki cen należy wiązać z uspokajającymi sygnałami ze strony Moskwy. Rynki nie obawiają się już tak bardzo dalszego ograniczania dostaw surowca ze Wschodu - mówi DGP Kamil Kliszcz z Biura Maklerskiego mBanku. Do obniżki przyczynia się też - zdaniem analityka - łagodniejsza pogoda i to, że sezon grzewczy okazuje się mniej intensywny, niż oczekiwano.
Jeszcze we wtorek nastroje były znacznie bardziej pesymistyczne. Spodziewana eskalacja napięcia wokół Ukrainy spowodowała, że po chwilowej odwilży, wywołanej dostawami LNG na Stary Kontynent i danymi o tym, że rynek w coraz mniejszym stopniu potrzebuje rosyjskiego paliwa, notowania szły w górę. W Holandii, gdzie mieści się jedna z najważniejszych giełd surowcowych w Europie, cena zbliżyła się do 80 euro za 1 MWh, choć jeszcze w piątek była o 5 euro niższa. Trend wzmacniały też informacje o niskich stanach magazynowych, zwiastujące, że koniec sezonu grzewczego może być napięty, zwłaszcza przy niekorzystnej pogodzie. Europejskie zasoby zbliżyły się już bowiem do poziomu 30 proc. Sytuację zaogniło również zachowanie Gazpromu. Rosyjski dostawca w aukcjach na marzec znów nie skorzystał z możliwości dodatkowych rezerwacji przesyłu - zarówno przechodzącym przez Polskę gazociągiem jamalskim, jak i trasą ukraińską.
Jak podkreśla Kliszcz, konsensus rynku jest taki, że w dłuższej perspektywie notowania gazu będą jednak spadać, bo wraz z końcem zimy zaczną się stopniowo odbudowywać zapasy magazynowe w Europie. - Dyskusyjna jest kwestia, jak głęboka będzie obniżka cen. Wpływać na to będzie pogoda, a także skala działań optymalizacyjnych po stronie odbiorców gazu. Na razie trudno to oszacować, ale na pewno szok cenowy miał wpływ na ograniczanie zapotrzebowania przez klientów - uważa analityk.
Tak szybko jak cena się obniża, tak może wrócić do wzrostów. Zwłaszcza że Stany Zjednoczone już stwierdziły, że nie widzą faktycznego wycofywania się Rosjan z poligonów przy ukraińskich granicach. Biały Dom dawał przy tym do zrozumienia, że w przypadku agresji możliwe jest objęcie sankcjami rynku energii, nawet gdyby miało to prowadzić do wzrostu cen. - Jeśli Rosja zdecyduje się na inwazję, będzie to miało konsekwencje również tutaj, w kraju. Amerykanie rozumieją, że obrona demokracji i wolności nigdy nie jest bez kosztów - mówił prezydent USA Joe Biden.
W ocenie Kamila Kliszcza, o ile korekta oczekiwań rynku jest możliwa - np. w razie pojawienia się nowych napięć politycznych lub pogorszenia pogody - końcówka zimy będzie sprzyjała jednak uspokojeniu sytuacji. - Dopóki sezon grzewczy trwa, Rosja może szantażować Europę dalszym ograniczaniem dostaw. Ono byłoby dla Europy bolesne, bo dziś terminale LNG na kontynencie pracują już w zasadzie na pełnych obrotach. Ale na wiosnę sytuacja się odwróci i Moskwa będzie musiała liczyć się z tym, że dalsze przestoje dostaw będą jej zagrażały utratą pozycji rynkowej. Oznacza to, że okienko napięcia na rynku gazu, którym może grać Gazprom, powoli się zamyka - przekonuje analityk mBanku.
Utrzymania się na dłużej mniejszych dostaw z Rosji i związanego z tym ryzyka cenowego nie wyklucza natomiast Agata Łoskot-Strachota z Ośrodka Studiów Wschodnich. - W sezonie letnim dostawy gazu nie są aż tak potężnym instrumentem politycznego nacisku, a sytuacja na rynku może się nieco ustabilizować, ale musimy pamiętać, że popyt na gaz utrzymywać się będzie na stosunkowo wysokim poziomie zarówno w związku z odbiciem gospodarczym, jak i koniecznością zapełnienia rekordowo wydrenowanych magazynów przed kolejną zimą - zauważa ekspertka.
Według niej aktualne pozostają argumenty, które skłaniały Rosję do trwającej od sierpnia gry gazem. - Nie uruchomiono Nord Stream 2, żaden kraj Unii, poza Węgrami i Grecją, nie zdecydował się na zawarcie nowych umów długoterminowych z Gazpromem, a ograniczone dostawy nadal przynoszą Moskwie korzyści finansowe, dzięki windowaniu cen surowców. Gaz nadal pozostaje też instrumentem w rozgrywce wokół Ukrainy, a ona bynajmniej się jeszcze nie skończyła - wylicza Łoskot-Strachota. Jak zaznacza, Rosja nadal może liczyć na realizację części swoich strategicznych celów, choćby certyfikacji NS2. - Część państw UE będzie skłonna pójść na różnego rodzaju ustępstwa, byle tylko nie dopuścić do wojny. Dopiero po ich uzyskaniu spodziewałabym się powrotu do wyższych dostaw, a i wtedy zapewne nie szlakami biegnącymi przez Ukrainę i Polskę - dodaje.
Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe