Budowę elektrowni w Obwodzie Kaliningradzkim Rosatom rozpoczął w lutym 2012 r. Mają tam stanąć dwa reaktory VVER-1200 o łącznej mocy 2400 MW. Energia z jednego ma być przeznaczona na zaspokojenie potrzeb samego obwodu, drugi ma dostarczać energię na eksport, chociaż Rosjanie na razie nie mają rynku zbytu ani koniecznych połączeń.
Część ekspertów ocenia projekt jako konkurencyjny dla planów budowy przez Litwę własnej elektrowni atomowej.
Jak powiedział PAP sekretarz prasowy Rosenergoatom (spółki należącej do Rosatomu) Andriej Timonow, obecnie rozpatrywane są trzy scenariusze eksportu energii elektrycznej z siłowni atomowej w Kaliningradzie do innych krajów.
"Pierwszy z nich to eksport na Litwę. W ten sposób jesteśmy w stanie zaopatrywać ten kraj w 1 GW energii elektrycznej bez większych modernizacji sieci przesyłowych. Drugim scenariuszem jest wysyłanie energii do Polski. Będą tu jednak potrzebne inwestycje w budowę infrastruktury, m.in. wybudowanie podstacji elektrycznej w rejonie Mamonowa, przy granicy z Polską. Trzeci wariant jest najbardziej kosztowny. Jeśli nie uda się sprzedać tej energii na Litwie i w Polsce, możemy poprowadzić kabel energetyczny wzdłuż gazociągu Nord Stream do krajów w rejonie Morza Bałtyckiego, przede wszystkim do Niemiec" - powiedział PAP.
Nie odpowiedział jednak, który z tych wariantów jest najbardziej perspektywiczny.
"Najlepszym rozwiązaniem i najtańszym byłoby jednak przesyłanie energii na Litwę, a stamtąd do Polski oraz na północ do krajów bałtyckich. Są oczywiście różne kombinacje trzech podstawowych wariantów. Możliwe jest też poprowadzenie kabla do Polski, a stamtąd na Litwę" - zaznaczył.
Jego zdaniem, polskie firmy energetyczne i polski rząd są gotowe do współpracy z Rosją przy tym projekcie. "Na Litwie sprawa jest dyskutowana już nie tylko pod kątem ekonomicznym, ale także politycznym. A w Polsce pojawiają się głosy przedstawicieli firm energetycznych, województw i rządu, z których wynika, że nie ma sprzeciwu, by zbudować połączenie Obwodu Kaliningradzkiego z Polską i stamtąd wychodzić na Europę. Oczywiście nie ma na razie dyskusji o pieniądzach, ale prowadzone rozmowy są konstruktywne. Czas pracuje dla nas, budujemy elektrownię i mamy dostatecznie dużo czasu. Pierwszy blok powstanie w 2016 r. i dlatego nie przyspieszamy rozmów" - zaznaczył.
Zdaniem byłego unijnego koordynatora do spraw budowy połączeń sieci energetycznych między Polską a Litwą oraz Polską a Niemcami, eksperta ds. energetyki prof. Władysława Mielczarskiego, Rosjanom będzie bardzo trudno znaleźć nabywcę na energię elektryczną produkowaną przez elektrownię atomową w Kaliningradzie.
"Każdy z przedstawionych przez Rosatom scenariuszy jest mało prawdopodobny. Obwód Kaliningradzki nie potrzebuje dodatkowych mocy - 900 MW zapewniają dwie siłownie zasilane gazem, a zapotrzebowanie regionu na energię to ok. 600-700 MW. Nadwyżka jest eksportowana na Litwę, która jednak nie potrzebuje większej ilości energii elektrycznej niż ta, którą obecnie importuje z Rosji i częściowo z Kaliningradu. Nie ma również popytu na taką ilość energii na Łotwie i w Estonii. Teoretycznie energia z tej elektrowni mogłaby być przesyłana po wybudowaniu linii przesyłowej przez Litwę do Rosji, w stronę Petersburga i Smoleńska. Jednak tam także występuje nadmiar energii. Taka opcja jest mało realna" - powiedział PAP.
"Z kolei wariant połączenia wzdłuż gazociągu Nord Streamu do Niemiec to ponad 500 km kabla, a więc niewyobrażalne koszty. Nawet jeśli ta energia byłaby wprowadzona do systemu w okolicach Rostowa, to trudno byłoby ją w tych okolicach zagospodarować. Na północy Niemiec funkcjonuje wiele wiatraków i występuje nadpodaż energii, więc kable czy linie energetyczne musiałby być poprowadzone dalej do Zagłębia Ruhry, Stuttgartu i Monachium. Wydaje mi się to jednak nierealne. Kraje skandynawskie też mają bardzo dużo energii i Rosatom nie znajdzie tam podaży na energię z Kaliningradu" - powiedział.
Zdaniem Mielczarskiego, bardziej prawdopodobne byłoby przesyłanie energii do Polski, jeśli oczywiście powstanie połączenia elektroenergetyczne łączące Obwód Kaliningradzki z naszym krajem. "Jednak, o ile wiem, PSE Operator nie ma w zatwierdzonych planach inwestycyjnych budowy takich linii. Plany operatora zatwierdza Ministerstwo Gospodarki i Prezes Urzędu Regulacji Energetyki. Nawet gdyby zostało to wprowadzone do planu, to budowa takich połączeń elektroenergetycznych potrwałaby ok. 10 lat. Sprowadzanie energii z elektrowni w Kaliningradu w okolice Elbląga przekreśla jednak plany budowy elektrowni atomowej w Polsce i rozwój energetyki wiatrowej na Pomorzu. W tym zakresie musiałby zapaść jakieś spójne decyzje polityczne" - wyjaśnił Mielczarski.
Jednak - jak zaznaczył - taka decyzja (o ewentualnym połączeniu elektrowni z Polską -PAP) skutkowałby koniecznością przebudowy polskiego systemu elektroenergetycznego. "Oceniam te koszty na jakieś 5-10 mld zł. Za to musieliby zapłacić odbiorcy energii w Polsce" - powiedział.
"Zastawiam się, dlaczego Rosjanie zdecydowali się na budowę elektrowni atomowej w Kaliningradzie. Trudno znaleźć ekonomiczne i techniczne uzasadnienie. Podobna sytuacja jest na Białorusi. Tam też ma powstać elektrownia jądrowa budowana przez Rosjan, tylko nie wiadomo dlaczego, ponieważ energia może być łatwo dostarczona z Rosji. Duża podaż, czy nawet nadpodaż gazu spowodowana przez nowe technologie wydobycia wskazuje, że korzystniejsze dla Rosjan byłoby budowanie elektrowni na gaz, na który może brakować odbiorców" - podsumował Mielczarski.
Odmiennego zdania jest ekspert ds. energetyki Instytutu Sobieskiego Tomasz Chmal. "Nikt nie podejmie decyzji dotyczącej inwestycji energetycznej na taką skalę, jeśli nie jest przekonany, że będzie w stanie produkowaną energię elektryczną sprzedać. Realizacja budowy elektrowni atomowej na Litwie postępuje dość wolno - projekt jest ciągle pod znakiem zapytania. W Polsce jeszcze nie rozpoczął się przetarg na wykonawcę bloków jądrowych. Na to grają Rosjanie. Mają świadomość, że regulacje unijne dotyczące inwestycji i ochrony środowiska są dużo bardziej restrykcyjne, niż poza terytorium Unii Europejskiej. Te restrykcje powodują, że budowanie takich instalacji w UE zabiera mnóstwo czasu. Rosjanie budując elektrownię wykorzystują tę przewagę i w 2016 r. będą prawdopodobnie mogli już eksportować energię do innych państw" - podkreślił.
Zdaniem Chmala, popyt na energię w UE będzie w kolejnych latach rósł. "Zakładam, że nie zawsze będziemy tkwili w kryzysie. W sytuacji poprawy koniunktury na kontynencie europejskim elektrownia atomowa w Kaliningradzie doskonale wpisze się w rosnące zapotrzebowaniu Europy w energię. Jeśli Polska i Litwa będą tak szybko budować nowe bloki energetyczne, jak to robią obecnie, to spodziewam się, że import z Kaliningradu lub Ukrainy może okazać się jedynym rozwiązaniem rosnącego popytu na energię w regionie. W czarnym scenariuszu staniemy przed decyzją: albo blackout, albo import z Rosji. I będziemy musieli skorzystać z kaliningradzkiej siłowni" - powiedział.
Chmal uważa, że Rosatom doskonale wybrał miejsce dla nowej siłowni. "Budują elektrownię atomową w otoczeniu państw UE z restrykcyjny reżimem prawnym. W dodatku w UE postępują liberalizacja rynków energii. Wielkie przedsiębiorstwa w najbliższej przyszłości będą szukały taniej energii i może się okazać, że znajdą ją w Obwodzie Kaliningradzkim, bo polskie elektrownie nie będą w stanie jej dostarczyć, lub cena tej energii będzie wysoka" - podkreślił.
Ekspert nie lekceważy też możliwości sprzedaży energii z budowanej siłowni w Kaliningradzie do Niemiec. "Niemcy rzeczywiście nie chcą elektrowni jądrowych na swoim terenie, ale jednocześnie chcą mieć prąd. I chcą go mieć najtaniej. Dzisiaj Niemcy zamykają swoje elektrowni jądrowej, ale kupują energię z elektrowni atomowych w Czechach i we Francji. Nie wykluczyłbym więc scenariusza z poprowadzeniem połączenia elektroenergetycznego po dnie Morza Bałtyckiego, tym bardziej, że szlak jest już wytyczony przez Nord Stream. To realna alternatywa" - podkreślił.