Umowa na poszukiwania i wydobycie błękitnego paliwa to kolejny, po sierpniowym memorandum o współpracy z Polską i Ukrainą, sygnał zaangażowania Waszyngtonu w tym obszarze. I pewnie nie ostatni.
– Jesteśmy gotowi skorzystać z tego, aby razem inwestować i rozwijać się w tym obszarze. Postrzegamy to jako pierwszą z wielu możliwości, jakie ma do zaoferowania ukraiński sektor energetyczny w nadchodzących latach – podkreślał po podpisaniu umowy Dale W. Perry, partner zarządzający firmy Energy Resources of Ukraine, która ma wspólnie z PGNiG szukać gazu w zachodniej części Ukrainy. Ta spółka córka amerykańskiej ERU Corporation współpracowała już z PGNiG przy dostarczaniu na Ukrainę amerykańskiego LNG. W tle kolejnego projektu tych firm może być coś więcej niż poszukiwanie zysku.
– Głos państwa tam, gdzie jest duża infrastrukturalna bariera wejścia, zawsze jest dominujący. Tego rodzaju umowa jest wyrażeniem woli trzech państw – sugeruje w rozmowie z DGP prezes Instytutu Jagiellońskiego Marcin Roszkowski.
Można oczekiwać, że jeśli poszukiwania gazu zakończą się powodzeniem, na nowych złożach skorzystają zarówno Ukraina, jak i Polska oraz USA. Dla Warszawy i Kijowa powiększenie rezerw błękitnego paliwa to kolejny możliwy do uzyskania element bezpieczeństwa dostaw gazu w obliczu zerwania współpracy z Gazpromem.
A jakie powody, żeby wspierać ich współpracę, mają Amerykanie? Dążenie Polski i Ukrainy do niezależności od rosyjskiego gazu to szansa na wzmocnienie swoich wpływów na rynku LNG w regionie. Już teraz Polska ma zakontraktowane 6 mld m sześc. skroplonego gazu z USA od 2023 r.
Zaangażowanie się w poszukiwanie i wydobycie na Ukrainie pokazuje jednak, że ambicje Amerykanów sięgają dalej niż tylko sprzedaż LNG. Żyrując polsko-ukraińskie projekty gazowe, Donald Trump realizuje bowiem także inne strategiczne cele: wspiera niezależność Ukrainy i osłabia wpływy rosyjskie. Wkłada także kij w szprychy współpracy Moskwy z Berlinem, przykładając rękę do zbudowania alternatywnego wobec Niemiec hubu gazowego w regionie.
– Amerykanie rozbudowują swoją strefę oddziaływania w regionie. Zwrot w kierunku Europy Środkowo-Wschodniej jest widoczny już od drugiej kadencji Baracka Obamy. Większość działań energetyczno-surowcowych jest bardzo mocno wspierana przez Amerykanów, którzy wiedzą, że bez takiego wsparcia może ona znowu wrócić w rosyjską strefę wpływów – mówi Roszkowski.
Amerykańsko-polsko-ukraińska współpraca gazowa może mieć też szczególne znaczenie w kontekście zaostrzenia polityki klimatycznej UE i wycofywania się instytucji europejskich ze wspierania inwestycji związanych z tym surowcem. Od 2022 r. z projektów gazowych wycofa się Europejski Bank Inwestycyjny. Gaz nie znajdzie się też w taksonomii zielonych inwestycji, która może stanowić kryterium dla prawie jednej trzeciej wydatków z budżetu UE w nowej perspektywie. Te decyzje będą kolejnym potężnym bodźcem do wycofywania się z inwestycji w paliwa kopalne dla komercyjnych banków i rynków finansowych. Wszystko to wskazuje, że krajom unijnym trudniej będzie traktować gaz jako paliwo pomostowe zielonej transformacji.
– Proces wychodzenia UE z węgla trwa kilka dekad, a z gazu ma się odbyć bardzo szybko. Tymczasem gaz jest dla Polski niezbędny w transformacji energetycznej – przekonuje prezes Instytutu Jagiellońskiego.
Dalsze angażowanie się Amerykanów w tworzenie osi z Warszawą i Kijowem może oznaczać, że są gotowi rzucić w tej kwestii rękawicę Brukseli i zapewnić – tam, gdzie jest to dla nich strategicznie korzystne – alternatywne źródło kapitału i wsparcia instytucjonalnego dla tego typu inwestycji. – Ponieważ Amerykanie mają interes w tym, żeby zużycie gazu, szczególnie ich LNG, było utrzymane i się zwiększało, prawdopodobnie pomyślą też nad instrumentami finansowymi, żeby tego rodzaju inwestycje mogły się pojawiać mimo braku wsparcia unijnego – podkreśla Roszkowski.
W ten sposób energetyka i infrastruktura z nią związana mogą stać się dla Waszyngtonu kolejną – po bezpieczeństwie militarnym – dźwignią wpływu na państwa wschodniej flanki, a pośrednio – na całą Europę. Jeśli scenariusz ten się potwierdzi, można się spodziewać, że w relacjach Warszawy z Brukselą i Berlinem będzie w tej kadencji coraz więcej napięć.
– I tak nie mamy solidarności energetycznej z Niemcami, bo Niemcy robią, co chcą, jeśli chodzi o współpracę gazową z Rosjanami, mamy Nord Stream 2. Jednocześnie jesteśmy w pewnym napięciu w obszarze polityki klimatycznej, ponieważ nasza gospodarka jest wciąż silnie emisyjna – mówi szef Instytutu Jagiellońskiego.