We wtorek w czasie dyskusji nad przyszłością polskiego rynku energii Bando podkreślał, że część wzrostu cen energii z 2018 r. była uzasadniona, a w przeszłości regulatorzy potrafili ochronić konsumentów przed wzrostami cen. To regulator jest od sfery ochrony konsumenta - zaznaczył.
Wiceminister Dąbrowski argumentował z kolei, że w 2018 r. zawiedli regulatorzy, a parlamentarzyści „pewnie pod wpływem emocji zdecydowali, że odbiorców trzeba chronić”.
Bando mówił też, że nie wie, jak naprawić sytuację zmienioną przez ustawę, bo jest ona „przekreśleniem długiej pracy kolejnych regulatorów, dla których najważniejszym celem była budowa rynków”. Zdaniem prezesa URE problem jest w tym, że „cała władza nad energetyką jest w jednych rękach”. „Wszystkie działania zmierzają do tego, żeby było dobrze własnym podmiotom - grupom energetycznym kontrolowanym przez ministra energii” - mówił Bando.
Jak dodał, w grudniu URE rozpoczął badanie wzrostu cen i to postępowanie „na dniach zostanie skończone”. „Będzie wstrząsem, bo okaże się, że trzymanie i praw właścicielskich, i regulacyjnych w jednym ręku doprowadza do zgubnych i tragicznych w skutkach sytuacji, jak ustawa z 28 grudnia” - oświadczył Bando. „To chaos zgotowany w imię zdobywania głosów wyborczych” - dodał.
Pierwszy prezes URE Leszek Juchniewicz oceniał, że dziś „pewnie najlepszym wyjściem byłoby cofnięcie sytuacji i powierzenie jej rozwiązania regulatorowi. Ale wymagałoby zgody politycznej”. ”W takich sytuacjach warto wrócić do twardych podstaw gospodarki rynkowej. Moim zdaniem przeważyły emocje i doraźny interes polityczny, czemu dali wyraz parlamentarzyści, głosując zgodnie za tą ustawą” - mówił Juchniewicz.
Po to, by móc podejmować racjonalne decyzje biznesowe, trzeba racjonalnie prognozować, a stabilność otoczenia regulacyjnego jest bardzo pożądana - wskazywała wiceprezes International Paper Kwidzyn Aneta Muskała. Jej zdaniem przemysł coraz bardziej będzie się interesował autoprodukcją, własnymi źródłami energii, aby tworzyć przewidywalne warunki.
Szef skupiającego przemysł energochłonny Forum Odbiorców Energii Elektrycznej i Gazu Henryk Kaliś mówił, że polska energetyka nigdy nie była wystawiona na międzynarodową konkurencję. „Naszą nadzieją jest europejski rynek, który wyrówna ceny i koszty. Polski rynek jest zamknięty” - ocenił Kaliś.
Były prezes PGE Krzysztof Kilian stwierdził z kolei, że trzeba przejrzeć modele biznesowe, a struktura rynku została ustanowiona raz na zawsze. Przypomniał, że zachodnie koncerny odseparowały konwencjonalne wytwarzanie od dystrybucji i tzw. aktywów perspektywicznych, głównie OZE, rozwiązując problem spadającej wartości aktywów. Rynek został urządzony na nowo - ocenił. Jak mówił, polski rynek energetyczny w dzisiejszej formie nie przetrwa. „Ale tak długo, jak politycy mają tak silną władzę nad firmami energetycznymi, nie można się spodziewać zmian” - ocenił.
Zgodnie z ustawą ceny energii w tym roku zostają ustalone na poziomie taryf i cenników obowiązujących 30 czerwca ubiegłego roku. Na razie jednak nie wiadomo, czy będzie wsparcie dla przemysłu czy samorządów, które narzekają na wysokie ceny energii.
W poniedziałek szef Dyrektoriatu ds. Energii Komisji Europejskiej Dominique Ristori powiedział PAP, że możliwość zamrożenia cen energii elektrycznej dla gospodarstw domowych jest zgodna z europejskimi regulacjami, ale w przypadku odbiorców biznesowych „było by to nieracjonalne”. Jak przypomniał, jedna z obowiązujących regulacji powala w pewnym przypadkach na ustalenie cen energii elektrycznej, ale tylko dla odbiorców indywidualnych, nie przewiduje tego dla odbiorców biznesowych.
Dyrektor nie sprecyzował, kiedy KE mogłaby zająć stanowisko wobec ustawy o cenach prądu; podkreślił jednocześnie, że w tej sprawie trwa dialog, a decyzja Komisji „nie będzie się opóźniać”.
We wtorek premier Mateusz Morawiecki poinformował, że minister energii jest blisko uzgodnienia ostatecznego konsensusu z KE w sprawie rekompensat za ceny prądu. Dodał, że dla gospodarstw domowych ceny będą utrzymane mniej więcej na poziomie poprzedniego roku. Podkreślił, że rząd, zgodnie z obietnicą, "zadział samodzielnie" tam, gdzie było to możliwe - "kosztem sporych ubytków w budżecie, a mianowicie związanych zarówno z redukcją akcyzy na energię elektryczną, jak również redukcją o 95 proc. opłaty przejściowej to kolejne ponad 1 mld zł, a także VAT od opłaty przejściowej oraz od akcyzy to 3,5 do 4 mld zł".
Wskazał, że minister energii Krzysztof Tchórzewski jest blisko uzgodnienia "ostatecznego konsensusu w tej sprawie". "Ale jeszcze pewnie trzeba będzie odrobinę czasu poczekać w odniesieniu do przedsiębiorstw energochłonnych czy samorządów, jakie mechanizmy będą mogły być zastosowane. Żeby mogły być jednocześnie uznane za legalne w ramach prawa Unii Europejskiej" - podkreślił. Dodał, że rząd chce być "w zgodzie z prawem UE i wszelkie mechanizmy kompensacyjne i inne muszą być uzgodnione z KE".
Premier zapewnił, że tzw. taryfa-G, z której korzysta 13 mln gospodarstw domowych "jest bezpieczna, ponieważ ona nie podlega zgodzie ze strony KE".