Maciej Bando zwrócił się do Krzysztofa Tchórzewskiego o pilną nowelizację ustawy prądowe. Z naszych informacji wynika, że jest ona już przygotowywana
– Nowelizacja ustawy o podatku akcyzowym i niektórych innych ustaw, która weszła w życie 1 stycznia, na pewno nie została napisana w kilka dni. Leżała w szufladzie i czekała na dobry moment – twierdzą nasi rozmówcy. Nowością jednak mogła być autopoprawka premiera, która postawiła na głowie cały projekt rekompensat podwyżek cen prądu, zwiększając go do ponad 9 mld zł. W resorcie powołany został zespół do analizy tej ustawy, a mimo to już szykują nowelizację nowelizacji. Wciąż nie ma też rozporządzeń do obowiązujących przepisów, a te istniejące obecnie nie przystają do nowej rzeczywistości.
Prezes Urzędu Regulacji Energetyki (URE) Maciej Bando powiedział wczoraj podczas konferencji branżowej Powerpol, że nowe przepisy wymagają pilnej nowelizacji, bo są niejasne. Dlatego zwrócił się w tej sprawie do ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego. Zastępca tego ostatniego, Tomasz Dąbrowski, powiedział z kolei, że Polska w sprawie ustawy prądowej prowadzi dialog z Komisją Europejską, choć media podawały, że notyfikacja przepisów prądowych w kontekście niedozwolonej pomocy publicznej nie będzie konieczna.
Wczoraj ujawniliśmy w DGP, że Komisja Europejska ma z nimi inny problem. Wszystko rozbija się o art. 5 znowelizowanej ustawy, podważający m.in. niezależność prezesa URE poprzez regulowanie taryf nie jego działaniami, ale ustawą. W art. 5 zapisano, że sprzedawcy energii mają wrócić do cenników z 30 czerwca 2018 r., a w przypadku dystrybucji – zatrzymać się na 31 grudnia 2018 r. Prawnicy, którzy wypowiadali się w naszym tekście, uznali to za zamach na niezależność regulatora, ponieważ taryfy maksymalne nie mogą być ustalane ustawą. Gdy Niemcy zrobili to w rozporządzeniu, KE wszczęła przeciwko nim postępowanie. A kiedy Polska majstrowała przy taryfach gazowych, skończyło się w 2015 r. przegraną sprawą przed Trybunałem Sprawiedliwości UE.
Wczoraj Urząd Regulacji Energetyki zwrócił uwagę na to, co opisaliśmy w DGP, czyli wyłączenie kompetencji prezesa URE do zatwierdzania taryf, w których dotychczas uwzględniał on uzasadnione koszty i równoważył interesy energetyki i odbiorców. URE przypomniał też o niejasnościach interpretacyjnych całej ustawy. W komunikacie urząd tłumaczy, że przedsiębiorcy sami przyznają, że bez rozporządzeń nie są w stanie interpretować przepisów, a więc nie wiedzą, czy mogą podnosić taryfy za energię elektryczną i taryfy dystrybucyjne przy obniżeniu akcyzy (z 20 na 5 zł za MWh) i opłaty przejściowej (spadła o 95 proc.), czy jednak nie.
– Nową regulacją prawną na 2019 r. zostały zasadniczo zamrożone kompetencje regulatora rynku, a stawki opłat za przesyłanie i dystrybucję określono ustawowo – przyznała wczoraj Agnieszka Głośniewska, rzeczniczka Urzędu Regulacji Energetyki. Warto przypomnieć, że choć mamy połowę stycznia, to URE wciąż nie zatwierdził nowych taryf na energię elektryczną (odpowiadających za ok. 40 proc. naszego rachunku) dla odbiorców indywidualnych na 2019 r. Powód? – Przedsiębiorstwa obrotu nie przedstawiły jeszcze wniosków dostosowanych do nowych przepisów – tłumaczy Głośniewska.
– Prezes URE w najbliższym czasie planuje wezwanie przedsiębiorstw do przedłożenia wniosków taryfowych spełniających wymogi aktualnych regulacji prawnych – dodaje rzeczniczka. Prezes Bando podjął decyzję o zatwierdzeniu taryf przedsiębiorstw sieciowych w części, w której wnioski tych podmiotów są zgodne z regulacjami ustawowymi, czyli w zakresie stawek opłaty przejściowej (obniżonej o 95 proc.) i stawki opłaty za odnawialne źródła energii. W odniesieniu do pozostałych składowych rachunków trwają postępowania taryfowe. Na razie więc w taryfie G za energię elektryczną płacimy po staremu.
Rozporządzeń nie ma i nie wiadomo, jak interpretować przepisy
Koniec konsultacji Polityki energetycznej państwa
Dzisiaj zakończą się konsultacje dokumentu pod nazwą Polityka energetyczna państwa w perspektywie 2040 r. (PEP2040), który powinien być składową krajowego planu energetyczno-klimatycznego złożonego niedawno w Brukseli. Według rozmówców DGP będzie się ona znacząco różniła od tego, co na początku grudnia zaprezentowało Ministerstwo Energii. Z naszych informacji wynika, że dużo poprawek zgłasza resort przedsiębiorczości Jadwigi Emilewicz. – Minister nie była zachwycona planem zezłomowania wiatraków na lądzie – mówią osoby znające sprawę.
Być może właśnie dlatego po prezentacji w resorcie, która wprawiła w osłupienie zapowiedzią końca energetyki wiatrowej na lądzie do 2036 r., z ME zaczęły płynąć uspokajające głosy. Od razu zareagował wiceminister Grzegorz Tobiszowski, który zapewniał, że „nie po to chcemy rozwijać morską nogę energetyki wiatrowej, by pierwszą, lądową, amputować”. Także wiceminister Tomasz Dąbrowski na wczorajszej konferencji branżowej Powerpol przekonywał, że „rząd nie będzie demontować niczego, co już funkcjonuje”, a „obecne technologie będą mogły funkcjonować”.
W PEP2040 podtrzymana zostanie deklaracja budowy energetyki jądrowej w Polsce. I to mimo że nie ma niezbędnej zgody kierunkowej całego rządu, wybranej lokalizacji ani zakończonych badań środowiskowych. ME nie chce się zgodzić na jeszcze większe zmniejszenie udziału węgla w strukturze wytwarzania energii, na co z kolei naciska minister Emilewicz. Przypomnijmy: PEP zakłada, że udział węgla kamiennego i brunatnego do 2040 r. w miksie energetycznym spadnie z niemal 80 proc. do ok. 35 proc.
Dla UE, która chce do 2050 r. całkowitej dekarbonizacji Wspólnoty, to i tak stanowczo za mało. Resort energii obawia się jednak wojny z górnikami. A relacje z tą grupą zawodową są napięte. Wczoraj związkowcy z Jastrzębskiej Spółki Węglowej wysłali pismo do premiera Mateusza Morawieckiego z prośbą o spotkanie (po trzeciej nieudanej próbie odwołania prezesa JSW Daniela Ozona), pisząc, że utracili zaufanie do ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego, który nadzoruje branżę.