- Kupimy licencje na technologie, zgodnie z którymi na świecie już funkcjonują tego typu instalacje - mówi w wywiadzie dla DGP Paweł Łapiński, wiceprezes Grupy Azoty.
/>
Według początkowego harmonogramu budowa nowej fabryki w Policach miała zakończyć się w 2019 r., tymczasem dopiero wtedy wystartuje, a produkcja ma ruszyć cztery lata później. Skąd to opóźnienie?
Przeanalizowaliśmy tę inwestycję jeszcze raz pod kątem produktu. W Policach mieliśmy wytwarzać propylen, czyli jeden z podstawowych surowców wykorzystywanych w produkcji tworzyw sztucznych. Jego odbiorcami mogło być jedynie kilka podmiotów. Dlatego jesteśmy w trakcie podejmowania decyzji korporacyjnych dotyczących produkcji polipropylenu, jednego z najbardziej popularnych tworzyw sztucznych. Lista odbiorców polipropylenu to już kilkaset firm, a jeśli wyjdziemy poza Europę, to będziemy ich liczyć w tysiącach. Drugą kwestią są marże. Na polipropylenie są one bardziej stabilne i wyższe. Rynek propylenu jest bardziej zmienny. Ponowna analiza projektu sprawiła, że spowolniliśmy prace nad propylenem, dlatego też wydłużył się czas realizacji inwestycji.
To priorytetowa inwestycja?
Tak. Największa w historii grupy i najważniejsza, bo dzięki niej działalność firmy będzie lepiej zdywersyfikowana. Około 57 proc. naszych przychodów pochodzi ze sprzedaży nawozów. Na tym rynku cykle koniunkturalne mają dużą amplitudę, co wynika przede wszystkim ze zmienności cen surowców. Przez to wyniki finansowe spółek działających w branży nawozowej podlegają silnym wahaniom. Na przykład w segmencie nawozów w tym roku jest gorzej niż w poprzednim, przez co wyniki finansowe naszych konkurentów, działających tylko w branży nawozowej, były gorsze niż przed rokiem. Wynik Grupy Azoty był lepszy dzięki temu, że poprawiła się koniunktura w innych segmentach, w szczególności w tworzywach sztucznych. Budowa fabryki polipropylenu w Policach to kolejny krok do złagodzenia wpływu cyklu koniunkturalnego na wyniki Grupy Azoty. Z chwilą gdy instalacja polipropylenu osiągnie pełne moce produkcyjne, szacujemy, że udział nawozów w przychodach spadnie poniżej 50 proc.
Znacznie wzrosły jednak koszty projektu, z początkowych 1,7 mld zł do 5,5 mld zł. Macie już zagwarantowane finansowanie?
Wiele dużych instytucji finansowych jest zainteresowanych udziałem w tym projekcie. Żeby inwestycja ruszyła, potrzebne są jeszcze zgody zarządów i rad nadzorczych Grupy Azoty i Grupy Azoty Police, potwierdzonych przez walne zgromadzenie PDH Polska.
Jesteście też w trakcie analizowania drugiej ważnej inwestycji, instalacji zgazowania węgla. Wspólnie z Tauronem wydacie na nią nawet 2,5 mld zł. Ostatnio pojawiły się informacje, że ona jest nieopłacalna.
To doniesienia niemające odzwierciedlenia w prowadzonych działaniach. Inwestycja jest opłacalna, co potwierdzają wstępne analizy przeprowadzone na etapie pre-FEED.
Zgazowania węgla nikt się jeszcze w naszym kraju nie podjął, choć plany były. Nie mamy m.in. odpowiedniej technologii.
Polska nie jest jedynym punktem odniesienia. Nie będziemy korzystać z własnej technologii, tylko kupimy licencje. Chcemy uniknąć tzw. chorób wieku dziecięcego, na które bylibyśmy narażeni, gdybyśmy wszystko robili od podstaw. Kupimy licencje na technologię, zgodnie z którymi już funkcjonują takie instalacje na świecie.
Ale niewiele ich jest w Unii, gdzie generalnie produkcja chemiczna jest droga ze względu na restrykcyjne wymagania związane z ochroną środowiska.
To jasne, że produkcja chemiczna na obszarze, gdzie wymagania związane z ochroną środowiska są restrykcyjne, będzie droższa niż tam, gdzie takich obostrzeń nie ma. Ale nawet w tych uwarunkowaniach rozważana inwestycja jest na plusie.
Niektórzy eksperci uważają, że zgazowanie węgla jest opłacalne dopiero, jeśli instalacja przetwarza 2 mln ton surowca. Wasza ma zużywać o połowę mniej.
W naszych analizach nie uwzględniamy 2 mln ton. Produktem zgazowania węgla, którym zainteresowana jest Grupa Azoty, nie jest energia, ale amoniak lub metanol. Przy 2 mln ton węgla produkowalibyśmy za dużo amoniaku lub metanolu i nie bylibyśmy w stanie korzystnie ulokować ich na rynku.
Węgiel jest drogi, a dodatkowo brakuje go na naszym rynku. Czy to nie jest zbyt ryzykowna inwestycja?
Dostawy węgla mielibyśmy zapewnione ze względu na udział w projekcie Tauronu. Cena węgla podlega normalnym cyklom, typowym dla rynku surowcowego. Według wielu analiz teraz jesteśmy blisko szczytu i cena nie powinna już rosnąć. Oczywiście jest górna granica, powyżej której zgazowanie jest nieopłacalne. Ale to nie są obecne poziomy. Planujemy, że nasza instalacja będzie bardzo elastyczna, to znaczy będzie w niej można zgazowywać różne gatunki węgla używane w energetyce. Dzięki temu, a także zamkniętemu obiegowi energii koszty produkcji amoniaku i metanolu mogą być niższe, niż gdyby surowce te wytwarzać w klasyczny sposób.
Kiedy zaczniecie zgazowywać węgiel?
Analizujemy dokumenty i jeśli zapadną zgody korporacyjne, przejdziemy do fazy FEED. Na tym etapie kupuje się już technologie i przeprowadza dużo dokładniejsze analizy parametrów ekonomicznych projektu. To także oznacza, że istotnie rosną koszty. Dotychczas liczymy je na poziomie milionów złotych, w fazie FEED to już dziesiątki milionów. Jeśli zatem zarząd i rada nadzorcza podejmie decyzję o kontynuacji projektu, będzie to najlepszy dowód na to, że uznajemy go za opłacalny. Bo nikt nie zdecyduje się na nieuzasadnione wydanie takich pieniędzy.
Czyli gdy przejdziecie do tego etapu, to znaczy, że klamka już zapadła i instalacja powstanie?
Etap FEED trwa z reguły kilkanaście miesięcy, ale to nie oznacza, że chwilę po jego zakończeniu na plac budowy wyjadą koparki. Może się okazać, że zapotrzebowanie na technologię, którą wybraliśmy, jest tak duże, że dojdzie jeszcze element negocjacji z producentem terminu dostawy komponentów instalacji. Jeśli budowa miałaby trwać zbyt długo, to okres eksploatacji całej instalacji, szacowany na 15–20 lat, będzie wykraczał poza ramy, w których jesteśmy w stanie prognozować, co wydarzy się na rynku. Ryzyko stanie się zbyt duże. To normalne zasady przygotowania tak poważnych inwestycji.
Zgazowanie węgla budzi emocje, bo często można usłyszeć, że to projekt polityczny. Azoty i Tauron są kontrolowane przez państwo, któremu z jednej strony zależy, by był zbyt na polski węgiel, z drugiej zaś chodzi o ograniczenie dostaw gazu z zewnątrz, aby podnieść energetyczne bezpieczeństwo. Wasz projekt wpisuje się w te dwa cele.
Mówiliśmy to już wielokrotnie, ale powtórzę. Nasz projekt nie ma nic wspólnego z polityką. Patrzymy na niego i analizujemy oraz podejmujemy decyzje czysto biznesowo i na dzień dzisiejszy jest ekonomicznie opłacalny.