Łukasz Kozłowksi, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich, przekazał w serwisie X, że dyskusja o oskładkowaniu umów-zleceń sprowadzana jest do interpretacji jej jako przejawu fiskalizmu państwa. "Ale gra toczy się również o uzdrowienie rynku pracy oraz konkurencji" - przekazał.
Przypomnijmy: od przyszłego roku rząd - według informacji Business Insider Polska - zamierza oskładkować umowy-zlecenie. To realizacja jednego z kamieni milowych zawartych w Krajowym Planie Odbudowy. Konkretnie chodzi o punkt A71G, który mówi o tym, że wszystkie umowy cywilnoprawne mają podlegać składkom na ubezpieczenie społeczne, a wyjątkiem mają być jedynie umowy-zlecenia z uczniami szkół średnich i studentami do 26. roku życia.
Wartość nieoskładkowanych umów
Jak policzył Kozłowski na podstawie danych z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, w latach 2008-2023 wartość składek, które nie zostały zapłacone z powodu istnienia zbiegu tytułów sięga 48 mld zł, a po pandemii wartość umów bez składek wyraźnie wzrosła i sięgnęła 13 mld zł w 2023 roku.
Główny ekonomista FPP tłumaczy, że na indywidualnych kontach zleceniobiorców w ZUS za ostatnie 15 lat nie zostało zapisanych ok. 28,4 mld zł z tytułu składki emerytalnej, co oznacza, że o tyle będzie niższa kwota stanowiąca podstawę obliczania ich przyszłej emerytury.
Oszczędzanie na składkach
Ekspert wskazał, że oszczędzanie na składkach to ostatnia rzecz, którą powinniśmy robić, ponieważ nie jest to pusty koszt tylko przeniesienie dochodu w czasie i jako konkretne zabezpieczenie.
"Składki stanowią wydatek, ale w zamian za nie uzyskujemy dostęp do świadczeń ekwiwalentnych względem składki, którą zapłaciliśmy. Czyli każdy zapłacony złoty wpływa na większe uprawnienia do emerytury, ale też zasiłku chorobowego, macierzyńskiego, czy renty. Jeśli chcemy ograniczać obciążenia zatrudnionych, nie robiąc im przy okazji krzywdy, to jedyną drogą są zmiany w podatkach" - czytamy we wpisie Łukasza Kozłowskiego.
Nierealistyczny termin
Choć zdaniem eksperta pomysł jest warty wprowadzenia, to jednak termin - czyli pierwszy kwartał 2025 roku - jest nierealistyczny. Dlaczego?
"Korzystając z pozytywnych doświadczeń z poprzedniej reformy z 2014 r., musimy uwzględnić adekwatny okres vacatio legis - czyli, po pierwsze, minimum 12 miesięcy oraz, po drugie, z datą wejścia w życie od 1 stycznia. Jako najbliższy sensowny termin wdrożenia zmiany daje to nam 1 stycznia 2026 r. Tylko taki horyzont czasowy od momentu uchwalenia przepisów do ich wejścia w życie daje adekwatną możliwość renegocjacji umów oraz odpowiedniego zaplanowania budżetów, które pozwoliłoby uniknąć chaosu przy wdrażaniu nowego prawa" - podał Kozłowski.