Rozmowa z Jakubem Borowskim, członkiem Rady Gospodarczej przy premierze RP, o tym, że system emerytalny nie wpłynie na zwiększenie dzietności i że nadchodzi ożywienie gospodarcze.
Od niedawna jest pan członkiem Rady Gospodarczej przy premierze. Czy uważa pan, że dyskusja nad systemem emerytalnym zbliża się do końca?
Jakub Borowski, członek Rady Gospodarczej przy premierze RP, główny ekonomista Kredyt Banku, Szkoła Główna Handlowa Wojciech: Zbliżamy się do kompromisu. Natomiast dużo uwagi musimy poświęcić problematyce funkcjonowania otwartych funduszy emerytalnych. Zgodnie ze zmienioną ustawą OFE będzie inwestowało do 90 proc. aktywów w akcje. W związku z tym osoby zbliżające się do emerytury powinny mieć prawo do zmiany struktury swoich oszczędności na bardziej bezpieczną z większym udziałem papierów dłużnych. Silne spadki na rynkach akcji przy braku możliwości wyjścia funduszy z akcji oznaczałyby znaczny spadek świadczeń emerytalnych dla tych osób i być może konieczność dopłat z budżetu państwa do emerytur, które by spadły poniżej minimalnych wielkości.
OFE jednak niechętnie inwestują w akcje.
Tak, znacznie poniżej obecnego limitu 42,5 proc. Trzeba się zatem zastanowić nad takimi zmianami systemowymi, które nie będą karać tych OFE, które zwiększą inwestycje w akcje i w krótkim okresie poniosą koszty z tytułu silnych spadków na rynkach akcji. Myślę, że dobrym rozwiązaniem jest inwestowanie pasywne oparte o ustalony benchmark składający się z WIG20 i obligacji. Każdy OFE miałby wtedy taki sam skład portfela, te instytucje nie konkurowałyby między sobą stopą zwrotu z inwestycji, tylko kosztami.

Wzrostem demograficznym nie poprawimy bilansu pracujących wobec emerytów. To musiałaby być eksplozja

Czy czekają nas kolejne zmiany w systemie emerytalnym?
Obniżona stawka kierowana do OFE i wyższy wiek emerytalny to najważniejsze zmiany w systemie emerytalnym. Kolejnych znacznych zmian już się nie spodziewam. Do ustalenia pozostaje, czy osoby, którym trudniej będzie pozostać na rynku pracy, będą miały możliwość przejścia wcześniej na emerytury częściowe.
Czy emerytury częściowe to dobre rozwiązanie?
Uważam, że nie poprawią sytuacji osób będących blisko wieku emerytalnego. Pracodawca przyjmując takie osoby, może się obawiać, że zdecydują się one skorzystać z tej możliwości. Będzie więc wolał wybrać osobę młodszą, w którą nie będzie bał się inwestować. Z biegiem lat naturalnie zmienia się struktura demograficzna, pojawia się popyt na określone usługi, który ułatwi życie osobom starszym, zwiększy ich dostęp do opieki. Tak jest w Stanach Zjednoczonych, gdzie rośnie udział seniorów w populacji. Widać utrzymujący się szybki wzrost w sektorze healthcare, który dotyczy opieki nad osobami starszymi. Oczywiście nie mówię, że rynek wszystko załatwi i każdy będzie miał dostęp do lepszej opieki. Podejmowanie już teraz wielu działań uważam jednak za przedwczesne.
Kobiety stoją przed trudnym dylematem. Urodzenie dzieci wiąże się z wieloletnim wyłączeniem z rynku pracy i w konsekwencji niższą emeryturą.
W tej sprawie jest kilka propozycji. Jedną z wartych rozważenia jest podniesienie kapitału emerytalnego matek pozostających poza rynkiem pracy przez wiele lat. Myślę jednak, że należy rozdzielać system emerytalny od wspierania rodności. We Francji np. jest przyjazny rodności system podatkowy.
Osoba decydująca się na dzieci chciałaby mieć emeryturę, na którą mogłaby normalnie zapracować.
Tak, ale finanse nie są kluczowe przy pierwszym dziecku w rodzinie. To argument przy kolejnych dzieciach. Za rozłączeniem systemu emerytalnego od polityki prorodzinnej przemawia to, że wzrostem rodności nie poprawimy znacznie bilansu pracujących wobec osób na emeryturze. Musiałaby to być eksplozja demograficzna bardzo silna i skoncentrowana w czasie.
Jak ocenia pan stan i perspektywy naszych finansów publicznych?
Pozytywnie. Nie ma istotnych zagrożeń dla realizacji podstawowego celu założonego przez rząd, jakim jest obniżenie deficytu sektora finansów publicznych do 3 proc. PKB. Może będzie to nieznacznie więcej niż te 3 proc. Oczywiście spowolnienie wzrostu gospodarczego jest w tym roku nieuniknione. Jednak w ostatnich miesiącach odnotowaliśmy duży wzrost popytu na polskie obligacje. Myślę, że rynek uznał działania rządu stabilizujące finanse publiczne za wiarygodne. Ostatnio udało się nie przekroczyć progów ostrożnościowych.
Za pół roku kryzys się pogłębi, po piłkarskich Mistrzostwach Europy ubędzie miejsc pracy, a w 2013 r. i może też w 2014 czeka nas recesja – ostrzega Krzysztof Rybiński.
Włochy i Hiszpania musiałyby mieć poważne problemy ze sfinansowaniem potrzeb pożyczkowych, działania Europejskiego Banku Centralnego byłyby niewystarczające, a do strefy euro nie powróciłoby ożywienie gospodarcze. Taki scenariusz jednoczesnego wystąpienia wielu czynników jest mało prawdopodobny. Uważam, że po kilku latach stagnacji powinniśmy doczekać się umiarkowanego ożywienia, co nastąpi w drugiej połowie tego roku. Działania EBC są skuteczne. W skrajnych sytuacjach EBC może kupować dług strefy euro i myślę, że będzie to robił.