Pytanie o kwestię emerytalną jest w wielu bogatych społeczeństwach prawdziwym słoniem w pokoju. Przypomnijmy, że ów słoń to wątpliwość, z której istnienia każdy doskonale zdaje sobie sprawę, ale nikt (lub niewielu) nie ma ochoty i gotowości, aby zmierzyć się z odpowiedzią.
Dziennik Gazeta Prawna
Z tym większą ciekawością przeczytałem nowe badanie analityków RAND Corporation, kalifornijskiego think tanku stanowiącego naukowe zaplecze armii Stanów Zjednoczonych, ale często wychodzącego poza dziedzinę obronności. Tekst, o którym mowa, został przygotowany przez Pétera Hudomieta, Michaela D. Hurda, Andrew Parkera i Susann Rohwedder. Opiera się on na wynikach dużego sondażu przeprowadzonego wśród przyszłych amerykańskich seniorów. Jego celem było stwierdzenie, jakiej właściwie emerytury życzą sobie dzisiejsi pracownicy.
Aby odpowiedzieć na to ostatnie pytanie, autorzy badania przyjęli dziewięć potencjalnych ścieżek dojścia do emerytury. Pierwsze trzy zakładały, że model jest taki jak dziś: co do zasady wszyscy pracują w pełnym wymiarze czasu aż do osiągnięcia odpowiedniego wieku. Po czym przechodzą na pełną emeryturę – odpowiednio w wieku 62 lat, 65 lat i 70 lat. Kolejne trzy scenariusze zakładały, że po osiągnięciu wieku przedemerytalnego (62 lat lub 65 lat) zmniejsza się intensywność pracy i dopiero po kilku latach zatrudnienia na część etatu zaczyna być wypłacane pełne świadczenie (w wieku 65 lat lub 70 lat).
Ostatnie trzy scenariusze były najbardziej nietypowe. Mieliśmy tu przejście na obligatoryjne samozatrudnienie w wieku 62 lat i pracę do siedemdziesiątki. Kolejny wariant nie miał przewidzianego prawem wieku emerytalnego. I wreszcie ostatni to „emerytura próbna” między 62. a 65. rokiem życia, po której miałby nastąpić powrót do pracy na kolejnych pięć lat. Jak widać, spektrum scenariuszy jest rozpięte dość szeroko – między rozwiązaniami klasycznymi a pomysłami raczej odjechanymi.
Uczestnicy badania odpowiadali w sposób interesujący. Z jednej strony większość (w sumie 53 proc.) opowiedziała się za jednym z trzech konwencjonalnych scenariuszy – czyli za klasycznym modelem pracy na pełny etat aż do momentu przejścia na pełny emerytalny luz. Najczęściej wybieraną opcją była rzecz jasna ta z najwcześniejszą emeryturą w wieku 62 lat (23 proc.). Z kolei wszystkich zwolenników zatrudnienia na pół etatu poprzedzającego właściwą emeryturę było tylko 23 proc. Ciekawe jednak, że aż 11 proc. badanych opowiedziało się za… brakiem wieku emerytalnego, a tym samym nie wykluczało pracy do końca życia. Zwolenników najbardziej odjechanej drogi z „próbną emeryturą” naliczono zaledwie 4 proc.
Te wyniki zaczynają być jasne dopiero wtedy, gdy zajrzymy w dalszą część badania, w której mowa jest o lękach emerytalnych amerykańskich pracowników. Widać, że ich główna obawa wiąże się z tym, że człowiek po prostu nie poradzi sobie z dłuższą aktywnością na rynku pracy – głównie pod względem zdrowotnym (lęk największy), lecz także ze względu na wygórowane oczekiwania pracodawcy (lęk numer dwa). To właśnie z powodu tych obaw przyszli seniorzy chcą brać świadczenie najwcześniej, jak to możliwe. Chodzi nie tyle o to, że liczą na słodkie lenistwo czy zasłużony odpoczynek, lecz o strach, że nie podołają. Oczywiście lęk maleje w miarę jak rośnie status zawodowy pytanego (mierzony np. wykształceniem). To wyjaśnia, dlaczego wśród opiniotwórczych elit (składających się zazwyczaj z ludzi o wysokim statusie zawodowym) tak niewiele jest zrozumienia dla postulatu wcześniejszej emerytury.
Przyszli seniorzy chcą brać świadczenie najwcześniej, jak to możliwe. Chodzi nie tyle o to, że liczą na słodkie lenistwo, lecz o strach, że nie podołają. Ich główna obawa wiąże się z tym, że nie poradzą sobie pod względem zdrowotnym, lecz także ze względu na wygórowane oczekiwania pracodawcy