Nie możemy dłużej czekać na reformę, której brak kosztuje mieszkańców miliardy złotych. Dotarliśmy do ściany i już czas na fundamentalną zmianę sposobu, w jaki finansujemy gospodarkę odpadami – przekonywali uczestnicy debaty „Rozszerzona Odpowiedzialność Producenta – jak zbudować nowy, sprawiedliwy system?” zorganizowanej przez DGP.

Jak miałby wyglądać system ROP zdaniem branży odpadowej i samorządów? Co jest priorytetem i jakie są wasze oczekiwania względem tej reformy? Co, tak praktycznie, powinno się zmienić w pierwszej kolejności?
ikona lupy />
Materiały prasowe

Biorąc pod uwagę jak wyglądała do tej pory praca i współpraca z ministerstwem, to realnie można powiedzieć, że szanse na uchwalenie ROP-u razem ze startem systemu kaucyjnego, są marne – mówi Olga Goitowska

Olga Goitowska, dyrektor Wydziału Gospodarki Komunalnej Urzędu Miasta Gdańsk, ekspertka Unii Metropolii Polskich: Samorządowcom najbardziej zależy, by realnie, a nie na papierze, wdrożyć zasadę „zanieczyszczający płaci”. Tylko tyle i aż tyle. Dzięki temu to nie na mieszkańcach spoczywałyby koszty sprzątania i recyklingu opakowań, które powinni ponosić producenci, czyli ci, którzy najwięcej korzystają na obecnym, wadliwym systemie. Liczymy, że rząd pomoże samorządom ten stan zmienić. Gminy są dziś filarem, na którym stoi cała gospodarka odpadami – finansowo i organizacyjnie – i to my będziemy rozliczani ze stawianych nam wymagań. Nie uciekamy od nich, ale walczymy o odpowiednie narzędzia, w tym właśnie sprawiedliwy system ROP ze sprawnie funkcjonującym mechanizmem ekomodulacji, by zrealizować ciążące na nas obowiązki.

Henryk Kultys, zastępca prezesa Krajowej Izby Gospodarki Odpadami: Już czas najwyższy, by producenci zaczęli ponosić konsekwencje swoich działań. Dziś sytuacja stoi na głowie, bo bierzemy pod ochronę wielkie korporacje wprowadzające opakowania na rynek, a nie mieszkańców, którzy de facto płacą za to, co jest obowiązkiem prywatnych podmiotów, czyli zebranie i przetworzenie tego, co sami wyprodukowali i z zyskiem sprzedali. Opłaty ROP powinny być tak ustalone, by motywowały producentów między innymi do zmniejszenia ilości odpadów, w tym nadmiernego pakowania dla celów estetycznych czy sprzedażowych, za co potem my wszyscy płacimy, podczas gdy to inni się bogacą. Jednym słowem, stworzyliśmy system, który chroni firmy, nie mieszkańców. To nie jest normalne.

Piotr Szewczyk, prezes zarządu Rady RIPOK Związek Pracodawców: Przede wszystkim ROP powinien być wprowadzany ewolucyjnie, nie rewolucyjnie – tak, żebyśmy efektywnie wykorzystali to, co już posiadamy, cały ten majątek publiczny w postaci bazy sprzętowej, technicznej, instalacji, systemów zbiórki. Po drugie, ROP – poprzez odpowiednio modulowane opłaty dla różnych rodzajów opakowań – powinien wpływać na naszą konsumpcję i zmniejszyć ilość trudnych w przetwarzaniu odpadów. Pozwoli to nie tylko osiągnąć wyższe poziomy recyklingu i zmniejszyć zanieczyszczenie środowiska, ale też zaoszczędzić miliony złotych na karach, które mogą spaść na gminy z powodu nieosiągnięcia stawianych im wymagań.

Małgorzata Izdebska, przewodnicząca Komisji Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska Związku Miast Polskich, sekretarz gminy Wołomin: Chciałabym zaapelować do Ministerstwa Klimatu i Środowiska, żeby zobaczyło w nas partnera do rozmów na temat ROP-u, bo cały czas mam wrażenie, że mimo wielu różnych spotkań nie jesteśmy traktowani poważnie. A to przecież my jesteśmy najbliżej mieszkańców i to my wiemy, z czym borykają się oni na co dzień. To gminom najbardziej też zależy na tym, by ilość odpadów zmieszanych w całej masie odpadów komunalnych się zmniejszyła, bo to właśnie z nimi jest dziś największy problem. Kolejnym jest to, że ogromny procent odpadów nie nadaje się do przetworzenia. Powoduje to, że mieszkańcy, nawet przy swoich najlepszych chęciach i zaangażowaniu w segregację u źródła, nie są w stanie już zrobić więcej, by poprawić recykling na poziomie gminy. Wiele opakowań jest tak nietrwałych, że po zebraniu i przewiezieniu do sortowni robi się z tego papka śmieciowa, czyli nienadający się do przetworzenia odpad, który jest dla każdej sortowni i gminy niczym innym, jak kosztownym w zagospodarowaniu balastem. A w takim przypadku trudno mówić, by to gminy miały rzeczywiście odpowiedzialnie odpowiadać za poziomy odzysku i recyklingu, skoro nie mają narzędzi, by poprawić sytuację.

Jak w takim razie powinien działać mechanizm ustalania wysokości opłat ROP, czyli tzw. ekomodulacja? Czy nie obawiacie się, że to właśnie wysokość i zasady naliczania opłat będą największą kością niezgody w nowym systemie?

Olga Goitowska: Ekomodulacja ma przede wszystkim zmniejszyć udział odpadów opakowaniowych w strumieniu odpadów resztkowych. I oczywiście poziomy recyklingu są ważne, ale celem ROP-u jest przede wszystkim to, by zwiększyć niezbędne wsparcie dla instalacji i sortowni, bo bez nich ten system nie będzie działał. Weźmy za przykład butelkę PET, która w systemach gminnych jest zbierana – jak często wytykają nasi oponenci – w 30 proc., ale poddawana recyklingowi – już w ponad 60 proc. Oznacza to, że to nie sama jakość selektywnej zbiórki jest kluczowa dla skuteczności recyklingu, bo każdy jeden element systemu musi być na tyle rozwinięty, żebyśmy rzeczywiście koniec końców osiągali wymagane od nas poziomy.

Piotr Szewczyk: W kontekście ekomodulacji warto byłoby też stworzyć katalog zakazanych połączeń materiałów – tak, by wyeliminować te, które potem uniemożliwiają recykling. Im bardziej złożona jest struktura odpadów, tym trudniej je przetworzyć. Będziemy musieli znaleźć kompromis między zabezpieczeniem produktów a łatwością do poddania danego opakowania recyklingowi. To konflikt dwóch wartości: barierowości i recyklingowalności opakowania.

Państwa oponenci przekonują z kolei, że wina nie leży po stronie producentów i tego, jak projektują oni opakowania, bo te wprowadzane na polski rynek niczym nie różnią się od tych w innych krajach, a poziomy recyklingu – już tak. Wina musi być więc, jak twierdzą, gdzieś indziej – w słabej selektywnej zbiórce i zaniedbaniach samorządów.

Małgorzata Izdebska: Uważam, że takie stwierdzenia to po prostu czysta manipulacja, która ma tworzyć pewnego rodzaju narrację korzystną tylko dla jednej strony, czyli producentów. Wygląda to na przygotowywanie gruntu dla ministerstwa, by usprawiedliwić, że ROP nie wejdzie za 10 miesięcy razem z systemem kaucyjnym, o co walczymy, tylko za kolejne półtora roku, albo i później. To sprytna, ale przy tym bardzo szkodliwa narracja dla samorządów, która ma na celu tylko przedłużyć prace nad ustawą. A pamiętajmy, że każdy miesiąc zwłoki we wdrożeniu nowych przepisów to milionowe oszczędności dla największych beneficjentów obecnego wadliwego systemu kosztem nas wszystkich i środowiska.

ikona lupy />
Materiały prasowe

Zachęcam producentów, by porządki zaczęli od siebie, a nie szukali winy w samorządach. Niech powiedzą, co oni, jako wprowadzający produkty w opakowaniach na rynek zrobili, by były one jednorodne i jak najłatwiejsze do sortowania – mówi Krzysztof Gruszczyński

Krzysztof Gruszczyński, ekspert Polskiej Izby Gospodarowania Odpadami: Zachęcam producentów, by porządki zaczęli od siebie, a nie szukali winy w samorządach. Niech powiedzą, co oni, jako wprowadzający produkty w opakowaniach na rynek, zrobili, by były one jednorodne i jak najłatwiejsze do sortowania. Przecież my, jako przedsiębiorcy, również jesteśmy za wolnym rynkiem. Nikt nie broni producentom zainwestować we własną, nowoczesną sortownię, której koszt to dziś między 100 a 200 mln euro. Bo teraz wygląda to tak, że producenci chcieliby zarządzać strumieniem odpadów, ale inwestycje woleliby pozostawić już w gminach.

Karol Wójcik, ekspert Izby Branży Komunalnej: W ostatnim półroczu często słyszeliśmy ze strony ministerstwa, że przy systemie kaucyjnym w przestrzeni medialnej „było bardzo dużo dezinformacji”. To prawda, ale to nie my za nią odpowiadamy. Jednym z najczęściej powielanych i celowo eksponowanych mitów jest ten, że gminy sobie ze śmieciami – kolokwialnie mówiąc – nie radzą. Krytycy zapominają jednak, że selektywna zbiórka odpadów w podziale na pięć frakcji obowiązuje w Polsce zaledwie od 2020 r. Przez te kilka lat udało się zrobić ogromny postęp. Jeżeli dziś, zgodnie z danymi Instytutu Ochrony Środowiska ‒ Państwowego Instytutu Badawczego, na polski rynek trafia rocznie ponad 315 tys. ton butelek PET, z czego ponad 200 tys. jest poddawane recyklingowi, to uważam, że z poziomem ponad 63 proc. nie mamy powodów do wstydu. Przykład butelki PET dobrze pokazuje też, że jeżeli do instalacji trafiają jednorodne opakowania, to my sobie z nimi świetnie radzimy, podobnie jak mieszkańcy, którzy też segregują już coraz lepiej.

Producenci mówią też: „nic o nas, bez nas”, sugerując, że strona samorządowa chce sprowadzić ich tylko do roli płatnika nowego „parapodatku”. Jednym słowem, że nie będą mieli nic do powiedzenia, np. w kwestii wysokości opłat i zasad ekomodulacji. Jak odpowiecie na taki argument?

Olga Goitowska: Stronie samorządowej zarzucano, że mówimy o ROP-ie tylko w kontekście pieniędzy. A przewrotnie, jeżeli producenci zastosowaliby się do zasad ekomodulacji, to w praktyce tych środków do gmin powinno trafić mniej, bo producenci przepakują swoje produkty w inne, tańsze, a przy tym bardziej ekologiczne opakowania. Ale do tego potrzebujemy tak skonstruowanej opłaty, by producenci realnie płacili za każde swoje opakowanie, a nie tak, jak proponują w swoim modelu, że sami wyliczą sobie, ile mają płacić, i to na podstawie bieżących kosztów gospodarki odpadami, które właśnie nie uwzględniają żadnego mechanizmu ekomodulacji. To nieporozumienie.

Krzysztof Gruszczyński: Niestety, to niejedyna manipulacja po drugiej stronie. Producenci mylnie twierdzą dziś, że w Polsce nie ma luki inwestycyjnej, dokumenty potwierdzające recykling (tzw. DPR-y) są sprzeczne z art. 8a dyrektywy odpadowej i powinny być zniesione w przyszłym systemie, a także że niezwrócona kaucja za opakowania nie należy się samorządom tylko – ponownie – wielkim firmom, które zarobią miliardy złotych, zostawiając gminy z problemem zagospodarowania odpadów nieujętych w systemie kaucyjnym. To fałszywe tezy, które są powtarzane, by stworzyć konkretną narrację, że jedyny skuteczny model ROP to ten proponowany przez producentów. Na poparcie tych twierdzeń często jest podawany przykład Niemiec, w którym taki system funkcjonuje od ponad 30 lat. Dziś rozpada się on na naszych oczach. Dlaczego? Bo jest tak skonstruowany, jak producenci chcieliby, by był skonstruowany w Polsce, czyli by jak najmniej płacić i jak najwięcej wartościowych surowców z niego wyciągnąć, ignorując przy tym całą resztę odpadów. My takiego systemu nie chcemy i nie powinniśmy popełniać tych samych błędów, a mamy już doświadczenia z innych krajów i widzimy, co w nich nie działa.

Karol Wójcik: W naszej koncepcji modelu sprawiedliwego ROP-u mamy propozycję powołania ciała doradczego przy administratorze całego systemu, gdzie wszyscy jego uczestnicy mieliby głos i mogliby kształtować wysokość opłat za poszczególne frakcje wprowadzane na rynek. Ale nie możemy też dopuścić do sytuacji, w której to producenci sami sobie określą, ile powinni płacić, i potem sami będą weryfikować zasadność tych opłat w przypadku każdej pojedynczej altany śmietnikowej. To trzeba powiedzieć oficjalnie i otwarcie. To nie wprowadzający mają decydować o ponoszonych przez siebie opłatach, bo wówczas właśnie – co pokazuje życie, ekonomia i zdrowy rozsądek – będą oni robić wszystko, by zapłacić jak najmniej, a środowisko będzie na drugim planie.

Jaką rolę powinien w takim razie pełnić ten administrator i jaki byłby zakres jego kompetencji?

Karol Wójcik: Podkreślmy, że w naszym projekcie administrator nie jest podmiotem samorządowym czy branżowym, jak proponują to producenci, tylko państwowym. Ma on tak oszacować koszty zbierania i przetwarzania konkretnych odpadów, by odpowiadały one rzeczywistym kosztom. Rolą ustawodawcy będzie też stworzyć „bezpieczniki”, by nie drenować wprowadzających ponad to, co kosztuje recykling. Te mechanizmy muszą być wprowadzone bezpośrednio do ustawy wdrażającej ROP. Dlatego obawy producentów, że gminy będą naciągać je na wyższe koszty, są całkowicie niedorzeczne. Gminy są świetnym partnerem, bo wszystko przechodzi przez oficjalne procedury, np. prawo zamówień publicznych. Nie ma więc mowy o sztucznym windowaniu kosztów lub próbach przerzucenia na wprowadzających dodatkowych, innych wydatków gmin.

Małgorzata Izdebska: Głos producentów jest bardzo ważny w tej całej dyskusji – w końcu to oni mają wiedzę np. na temat różnych technologii, które mają pomóc zoptymalizować koszty i poprawić jakość opakowań wprowadzanych na rynek. Obawiam się jednak, że bez opłaty ROP trudno będzie wymusić zmianę po stronie producentów. Pamiętajmy też, że za to, co jest wytwarzane przez producentów, płacą mieszkańcy. I to kilkukrotnie – bo w cenie produktu płacą i za samą zawartość i za opakowanie, a potem jeszcze – w ramach opłat za odpady – finansują jego zebranie i przetworzenie. Za to wszystko płaci mieszkaniec i to niezależnie od tego, jakie produkty wybiera i ile ich kupuje. Tyle samo płaci zarówno emerytka wytwarzająca mało odpadów i niekupująca napojów w butelkach, jak i młody mieszkaniec dużego miasta, który kupuje ich kilka dziennie. Dlatego powinniśmy wprowadzić ROP i ustalić stawki ekomodulacji jak najszybciej, by zobaczyć też, jak zareagują na nie rynek i konsumenci.

A jaki jest państwa pomysł na wsparcie sektora recyklingu? Czy model proponowany przez samorządy i branżę odpadową uwzględnia jakąś formę dopłat lub bezpośredniego dofinansowania do ich działalności?

Piotr Szewczyk: Oczywiście ROP nie naprawi wszystkich problemów gospodarki odpadami i recyklingu, ale na pewno zwiększyłby siłę tego segmentu gospodarki odpadami. Jeżeli pieniądze z ROP-u trafiłyby do samorządów i instalacji komunalnych, to takie instalacje miałyby środki, by przekazać odpady recyklerowi nawet po ujemnej cenie, dopłacając do przetwarzania, by był on, tak jak sortownia komunalna, zmotywowany ekonomiczne.

Krzysztof Gruszczyński: Ja jestem za tym, aby część pieniędzy z ROP trafiła do recyklerów bezpośrednio. Nie precyzuję jeszcze, w jakiej miałoby to być formie, bo to powinni określić sami zainteresowani, którzy najlepiej wiedzą, co będzie dla nich najbardziej korzystne. Pamiętajmy, że żaden system nie będzie działał, jeżeli nie będzie miał ekonomicznych podstaw. W naszym modelu ROP wszystkie pieniądze będą szły za strumieniem odpadów, dlatego ten recykler – jako ostatnie ogniwo procesu zagospodarowania odpadów – musi być właścicielem surowca, który do niego trafi. Po drugie, musimy stworzyć popyt na inne tworzywa sztuczne poprzez obowiązkowy udział recyklatu, tak jak udało się to w przypadku butelek PET, które okazały się tak cenne, że producenci są gotowi sfinansować wart miliardy system kaucyjny, byleby tylko przejąć ten strumień wartościowego surowca. Po trzecie, musimy zachować i koniecznie uszczelnić system DPR-ów, gdyż system ten motywuje do inwestycji w instalacje do sortowania i motywuje do tego, aby wysortowywać więcej surowca.

Prace nad ROP toczą się obecnie w dużej tajemnicy. Wiemy jednak, że poprzedni model zaproponowany przez ministerstwo będzie całkowicie zmieniony. Jakie w takim razie widzicie scenariusze wydarzeń na najbliższe miesiące?

Olga Goitowska: Biorąc pod uwagę, jak wyglądała do tej pory praca i współpraca z ministerstwem, to realnie można powiedzieć, że szanse na uchwalenie ROP-u razem ze startem systemu kaucyjnego są marne. Bo ile zostało czasu do października 2025 r. – 10 miesięcy? Natomiast my jesteśmy absolutnie gotowi, by zintensyfikować prace nad ROP i wypracować lepsze rozwiązanie, niż oprzeć reformę o zgniły kompromis, który niczego nie rozwiązuje. Dlatego cieszymy się, że ministerstwo wycofało się z pierwotnego modelu ROP, który był w naszej ocenie niekorzystny i nie rozwiązywał systemowych problemów.

Małgorzata Izdebska: Ja się obawiam, że rozmowy, które prowadzimy w ministerstwie, są tak naprawdę pozorne, bo w swoim czasie na stół zostanie wyłożony już opracowany i przygotowany schemat ROP-u, który resort ma przygotowany w szufladzie – i nie będzie to wcale rozwiązanie korzystne dla samorządów i mieszkańców. Myślę, że to, co musimy dzisiaj zrobić, to tłumaczyć mieszkańcom, że w tej chwili to oni już płacą bardzo duże pieniądze za odpady i będą płacić jeszcze większe, jeżeli producenci wytwarzający opakowania nie zaczną dokładać się do tego systemu.

Krzysztof Gruszczyński: Ważne też, byśmy nie czekali, tylko zabrali się za przygotowanie systemu. Inne kraje wzięły sprawy w swoje ręce, i to już lata temu. Przyspieszmy z pracą nad ustawą wdrażającą ROP, to jest jedyna szansa, aby zapisać się złotymi zgłoskami w historii polskiego recyclingu i gospodarki odpadami. Resort z ogromną determinacją walczył o wprowadzenie systemu kaucyjnego i liczymy, że z takim samym zaangażowaniem będzie walczył o system ROP, i to taki, który przede wszystkim będzie korzystny dla mieszkańców, nie dla wielkiego biznesu.

Materiał z serwisu partnerskiego Biznes i Klimat