Wspólnota interesowała się klimatem już w latach 90., ale to ostatnie lata upłynęły pod znakiem coraz szybszego wdrażania zobowiązań. Zaś w ślad za nimi idą napięcia społeczne.

Niewiele ponad miesiąc upłynął między największą dotąd w naszym kraju falą protestów społecznych o wyraziście antyunijnym wydźwięku a 20. rocznicą akcesji do Unii Europejskiej. Choć Polacy cieszą się renomą jednego z najbardziej euroentuzjastycznych społeczeństw, na próbę nastroje te wystawiła fala regulacji związanych z Zielonym Ładem. Rolnicze protesty, których główne ostrze wymierzono w unijną strategię transformacji, spotkały się z szerokim poparciem. Sondaże wskazywały, że rację w sporze z Brukselą przyznawało im ponad 70 proc. społeczeństwa.

Zielony Ład stał się w ostatnich latach jednym z priorytetów UE, co dla osób sceptycznych wobec tej strategii stało się podstawą do twierdzeń, że Unia nie jest dziś tą samą, do której przystępowaliśmy. W rzeczywistości, choć na skutek zbiegu wielu okoliczności transformacja energetyczna osiągnęła w tej dekadzie masę krytyczną, klimat był przedmiotem zainteresowania Unii nawet wcześniej niż 20 lat temu. Zielony zwrot zapoczątkował pierwszy raport powołanego z inicjatywy Organizacji Narodów Zjednoczonych Międzyrządowego Zespołu ds. Zmiany Klimatu (IPCC). W opublikowanym w 1990 r. dokumencie naukowcy potwierdzili, że emisje gazów cieplarnianych powodowane przez człowieka przyczyniają się do ocieplenia klimatu. Oszacowano także, że w latach 1890–1990 odpowiadały za wzrost średniej globalnych temperatur rzędu 0,3–0,6 st. C. W tym samym roku kwestia klimatyczna trafiła na agendę Rady Europejskiej, czyli liderów państw ówczesnej UE.

Już w konkluzjach z tamtego szczytu zarysowały się aspiracje Europy do odgrywania roli zielonego lidera na arenie globalnej. Ustalono, że do 2000 r. członkowie Unii ustabilizują emisje gazów cieplarnianych, a jednym z filarów działań klimatycznych będzie zasada „zanieczyszczający płaci”. Wtedy też państwa Wspólnoty wskazały trzy główne wymiary polityki klimatycznej, które do dziś określają tempo i kierunki transformacji: redukcję emisji, rozwój odnawialnych źródeł energii oraz poprawę efektywności energetycznej.

W czasie, gdy Polska i inne kraje regionu prowadziły negocjacje akcesyjne, Unia podjęła pierwsze wiążące cele w ramach protokołu z Kioto. Gospodarki europejskie miały na mocy traktatu zagwarantować ograniczenie śladu emisyjnego o 8 proc. w latach 2008–2012, w porównaniu z 1990 r. Wkrótce rozpoczęły się prace nad systemem handlu uprawnieniami do emisji, zakończone niespełna rok przed rozszerzeniem. Przepisy te wraz z całym ówczesnym dorobkiem prawa europejskiego w dziedzinie ochrony klimatu oraz wspólnymi zobowiązaniami z Kioto zaakceptowały z dobrodziejstwem inwentarza wszystkie nowe kraje członkowskie.

Kolejna faza przyspieszenia zaczęła się w 2007 r. Liderzy 27 państw tworzących wówczas Wspólnotę jednogłośnie zgodzili się na cele: 20 proc. redukcji gazów cieplarnianych, 20 proc. OZE w miksie i zwiększenie o 20 proc. prognozowanej efektywności energetycznej do 2020 r. Pakiet 3x20 obejmował wzmocnienie i rozszerzenie systemu ETS oraz cele krajowe dla sektorów nieobjętych uprawnieniami do emisji. Mniej więcej w tym czasie deklaracje i plany przyjęte na papierze zaczęły się przekładać na realne przemiany w europejskiej gospodarce, do czego w walnym stopniu przyczyniły się zmiany w unijnym systemie opłat za emisje. Są one jednak na tym etapie bardziej odczuwalne w krajach starej UE. To m.in. efekt bazy przyjętej do wyliczania redukcji emisji, która dawała krajom byłego bloku wschodniego duży zapas: 1988 r. w przypadku ustaleń z Kioto i 1990 r. dla celów unijnych. Oznaczają one w praktyce zaliczenie na poczet celów klimatycznych efektów kryzysu gospodarczego i bolesnej transformacji gospodarek postkomunistycznych.

Zmiana tego stanu rzeczy miała nastąpić w kolejnej dekadzie. W 2014 r. UE ustaliła pierwsze cele na 2030 r. Liderzy zgodzili się obniżyć do 2030 r. emisje o 40 proc. i zwiększyć udział OZE do 27 proc. udziału w zużyciu energii. Dla Polski miały one oznaczać zmianę trajektorii i wejście na ścieżkę obniżania emisji gazów cieplarnianych. A ustalenia te zostały zrewidowane jeszcze w tej samej dekadzie bardziej ambitnymi celami. To właśnie w tym miejscu na scenę wszedł Zielony Ład. W centrum strategii, której twarzą był ówczesny wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans, jest przyjęty jeszcze w 2019 r. cel neutralności klimatycznej, czyli zerowej emisji gazów cieplarnianych netto, wyznaczony na 2050 r. W 2015 r. Polska wraz z innymi rządami UE zgodziła się na pierwszy etap zdefiniowanej na nowo polityki klimatycznej. Podwyższone cele na 2030 r. to obniżenie emisji unijnej gospodarki o co najmniej 55 proc. w stosunku do bazowego 1990 r. W 2021 r. zobowiązania te stały się częścią europejskiego prawa klimatycznego, a Wspólnota rozpoczęła etap bolesnego wdrażania przepisów.

Lata po 2015 r., gdy w Polsce rządziła teoretycznie niechętna Zielonemu Ładowi Zjednoczona Prawica, to w praktyce okres, kiedy transformacja weszła pod strzechy. Owoce przyniosła implementacja pakietu 3x20. W 2018 r. po raz pierwszy roczna średnia notowań dwutlenku węgla na unijnych aukcjach osiągnęła poziom dwucyfrowy, a rok później przeciętna cena sięgała niemal 25 euro/t. Wraz z wycofywaniem bezpłatnych uprawnień sprawiło to, że widmo rosnących kosztów unaoczniło się w energetycznym i przemysłowym status quo. A także wśród obywateli, którzy chcąc uchronić się przed rosnącymi kosztami energii, masowo korzystali z dotacji na panele fotowoltaiczne i wymianę źródeł ciepła.

Coraz silniejsza presja rynkowa i regulacyjna przełożyła się na nowe strategie spółek. Znamienny jest przykład należącego do Zygmunta Solorza konińskiego ZE PAK, który w 2020 r. ogłosił plan odejścia od węgla najdalej do 2030 r. Już dwa lata później harmonogram przyspieszono i ostatecznie pożegnanie z blokami opalanymi węglem brunatnym ma nastąpić w wielkopolskim zagłębiu już z końcem tego roku. Kolejny bieg energetycznej dywersyfikacji wrzucili państwowi giganci. Efektem jest wysyp inwestycji gazowych i rosnące zainteresowanie atomem. Gros nakładów inwestycyjnych jest kierowanych jednak na rozwój energetyki odnawialnej i sieci dystrybucyjnych. A PGE i powiększony Orlen podzieliły między siebie większość szczególnie perspektywicznego tortu, jakim są koncesje na budowę morskich elektrowni wiatrowych na Bałtyku. Koncerny wzmogły jednocześnie nacisk na administrację, żeby uwolniła ich od węglowego balastu, który nie tylko jest coraz kosztowniejszy w utrzymaniu, lecz także utrudnia im finansowanie inwestycji w nowe źródła.

Tak zrodziła się firmowana przez ówczesnego wicepremiera Jacka Sasina koncepcja Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego. Teraz własnego pomysłu na aktywa węglowe szuka nowa ekipa. Mimo zmian, które przyniosły ostatnie lata, Polska pozostaje w UE coraz bardziej osamotnioną wyspą węglową. Stąd na razie ostrożne przymiarki do kolejnego transformacyjnego skoku, któremu jednak będzie musiało towarzyszyć uśmierzanie narastających obaw o koszty społeczne. Krajobraz na kolejną dekadę tworzy stopniowa ewolucja Zielonego Ładu pod wpływem globalnych wyzwań. Rosyjska agresja na Ukrainę, chińska dominacja strategicznych sektorów gospodarki, amerykańska wersja Zielonego Ładu, wreszcie nastroje społeczne wewnątrz Unii – wszystko to sprawia, że Bruksela w coraz większym stopniu chce kłaść nacisk na reindustrializację i poprawę konkurencyjności gospodarki. ©℗