Zachód chciałby ją uprawiać, bo uważa, że jest słuszna i konieczna, tylko te koszty... Dopóki zielona transformacja oznaczała tylko cyferki pokazujące skalę zobowiązań do redukcji emisji, dopóty establishment od Waszyngtonu po Londyn i od Brukseli po Berlin chętnie pozował do zdjęć.
Ale w końcu nadszedł czas płacenia rachunków. I choć jesteśmy dopiero na początku tego procesu, to już mamy do czynienia ze społecznymi buntami. Od miesięcy protestują europejscy rolnicy, a przecież szykują się kolejne branże: chemiczna, wydobywcza, transportowa...
Od lat z płaceniem za zieloną transformację jest zawsze tak samo. Najpierw jest mowa o wielkich pieniądzach, które zostaną zebrane na zrealizowanie wyzwania oraz na pokrycie społecznych kosztów zmian, ale te środki nigdy się nie materializują. Pokazał to niedawno ekonomista Adam Tooze na przykładzie JETP.
Z płaceniem za zieloną transformację jest zawsze tak samo. Najpierw jest mowa o wielkich pieniądzach na zrealizowanie wyzwania oraz na pokrycie społecznych kosztów zmian, ale zapowiedziane fundusze nigdy się nie materializują
Nie słyszeliście o JETP? Dwa lata temu – w okolicach szczytu klimatycznego w Glasgow (COP26, końcówka 2021 r.) – stały się bardzo popularne. JETP (Just Energy Transition Partnerships) to partnerstwa na rzecz sprawiedliwej transformacji energetycznej. Wymyślił je rząd Wielkiej Brytanii – miały być skuteczną bronią w walce o osiągniecie globalnej zeroemisyjności. Tak, właśnie, globalnej, a nie tylko ograniczającej się do najbogatszych zachodnich gospodarek.
Chodziło o stworzenie finansowego wehikułu, który pomoże zrealizować wielkie proekologiczne przedsięwzięcia. Ale w tych krajach świata, o których można z całą pewnością powiedzieć, że same z siebie tego nie zrobią. Zachodni politycy i liderzy biznesu mieli więc się zająć zebraniem bilionów dolarów (już nawet nie miliardów), które zamierzano wpompować w wygaszanie wydobycia węgla w RPA albo w zmniejszenie energochłonności gospodarek Indii, Indonezji albo Wietnamu. Dzięki temu Zachód dostałby pewność, że zielona rewolucja zachodzi globalnie, a kraje na dorobku zyskałyby środki, których same z siebie wygenerować by nie potrafiły. Nic prostszego, prawda?
W praktyce okazało się, że wymyślić można wszystko. Ale wprowadzić to w życie? Cóż, to zupełnie inna para kaloszy. W swoim tekście Adam Tooze sprawdził, co się w temacie JETP przez te minione dwa i pół roku ruszyło. Z planowanego zebrania 100 bln dol. na projekty w 45 krajach świata zgromadzono centy. Żadnych większych inicjatyw więc nie rozpoczęto, żadnych zmian nie przeprowadzono. Zbiórka okulała, zanim jeszcze na dobre ruszyła. Sytuacja jest dziś wręcz taka, że wśród największych sponsorów różnych proekologicznych inicjatyw w skali globalnej dominują Chiny. Wydające na ten cel dwa razy więcej niż drugie na liście USA i sześć razy więcej niż trzecie w tym zestawieniu Niemcy. ©Ⓟ