Rośnie wartość odszkodowań za straty z tytułu katastrof naturalnych. Potrzeba dyskusji o roli państwa w systemie ubezpieczeń od takich zdarzeń. Ochrona ubezpieczeniowa to jeden z elementów zarządzania ryzykiem klimatycznym, ale równie ważna jest prewencja – podkreślają eksperci Polskiej Izby Ubezpieczeń.

Tylko w latach 2020–2021 zakłady ubezpieczeń w Polsce zaraportowały do Komisji Nadzoru Finansowego 117 zdarzeń, które miały charakter katastrof naturalnych. Z ich tytułu wypłacono 1,5 mld zł odszkodowań. W ciągu czterech minionych dekad Polska poniosła 16 mld euro strat w wyniku zmian klimatycznych. We wszystkich krajach członkowskich Unii Europejskiej było to łącznie 487 mld euro. A to dopiero początek: nie tylko klimatolodzy dostrzegają już na co dzień coraz dotkliwsze skutki ocieplenia klimatu. W Polsce są to przede wszystkim niespotykane wcześniej na tak wielką skalę susze, a jednocześnie gwałtowne deszcze; rośnie liczba niszczycielskich zjawisk, np. trąb powietrznych czy huraganów, które wcześniej były wielką rzadkością, a dziś potrafią poczynić spustoszenie dosłownie wszędzie – pośrodku osiedla w metropolii, w miasteczku i w spokojnej wsi.

Ziszczenie się pesymistycznego scenariusza, w którym zmiany klimatu nie spotykają się w Polsce i świecie z odpowiednią reakcją, oznaczałaby nad Wisłą spadek PKB o 10 proc.W scenariuszu pozytywnym, w którym zrealizujemy cele określone w porozumieniu paryskim, relatywny spadek PKB Polski wyniesie 3 proc. – wynika z najnowszego raportu Polskiej Izby Ubezpieczeń „Klimat rosnących strat”, przygotowanego we współpracy z EY.

Bilans szkód niepokoi

Rosnąca temperatura powietrza wywołuje coraz gwałtowniejsze zjawiska pogodowe, a te z kolei potęgują materialne szkody, z jakimi co roku musimy się mierzyć. W latach 2016–2021 zakłady ubezpieczeń zaraportowały do Komisji Nadzoru Finansowego 273 zdarzeń mających charakter katastrof naturalnych o wartości 3,622 mld zł. Wypłacone łączne kwoty odszkodowań wyniosły: 728 mln zł w 2016 r., 485 mln zł w 2017 r., 191 mln zł w 2018 r., 462 mln zł w 2019 r., 762 mln zł w 2020 r. i prawie 1 mld zł (994 mln zł) w 2021 r.

Warto zauważyć, że prawie połowa tych zdarzeń miała miejsce w latach 2020–2021. Obserwacja tego, co się dzieje obecnie, nie napawa optymizmem.

„Większość katastrof naturalnych we wskazanym sześcioleciu miała charakter lokalny i była wynikiem przechodzących nad Polską gwałtownych frontów atmosferycznych” – czytamy w raporcie. Najwięcej szkód wygenerowały deszcze nawalne, podtopienia, burze, grad i huragany.

Rola państwa: pomagać, nie szkodzić

Ochrona ubezpieczeniowa to jeden z elementów zarządzania ryzykiem klimatycznym, jednak rosnąca liczba katastrof naturalnych jest wyzwaniem dla branży ubezpieczeniowej. Jak wskazuje Jan Grzegorz Prądzyński, prezes PIU, niezbędna jest współpraca ubezpieczycieli z państwem.

– Kiedy zdarzy się katastrofa naturalna, to najgorsze, gdy politycy jadą i rozdają pieniądze. To najgorsza możliwa metoda. Wówczas ci, którzy się ubezpieczyli, zastanawiają się: po co, skoro „państwo i tak im da” – mówi prezes PIU. Zwraca przy tym uwagę, że tego typu postępowanie jest możliwe przy małych szkodach lokalnych, natomiast przy dużej skali szkód zaczyna być bardzo obciążające dla budżetu państwa. Dla ubezpieczycieli również.

Jak wyjaśnia, w takich okolicznościach może dojść do sytuacji, w której z jednej strony ubezpieczyciele zaczną podnosić składki, a z drugiej – przestaną ubezpieczać, bo mogą nie uzyskać reasekuracji od dużych firm międzynarodowych, które biorą część ryzyka na siebie. Co wówczas?

– Po prostu ubezpieczenia od katastrof naturalnych przestaną być dostępne dla obywateli – ostrzega Jan Grzegorz Prądzyński. Ubezpieczyciele jasno sygnalizują potrzebę poważnej debaty na temat roli państwa w systemie ubezpieczeń katastroficznych.

– Trzeba ją rozpocząć, bo bez niej – przy tak dynamicznie zmieniającym się klimacie i dynamicznie rosnącej skali katastrof naturalnych – w którymś momencie możemy być bardzo zaskoczeni, a wówczas wina będzie nasza – ubezpieczycieli, bo nie chcemy dać ubezpieczenia – mówi szef PIU.

Susza trudna do ubezpieczenia

Kwestia roli państwa w systemie ubezpieczeń od katastrof naturalnych nabiera szczególnego znaczenia w przypadku produkcji rolnej, zwłaszcza w kontekście nasilających się w Polsce susz. Jak czytamy w raporcie PIU, wzrost temperatur spowodowany zmianą klimatu doprowadził do przesunięcia termicznych pór roku oraz sezonu wegetacyjnego. Wcześniejsze rozpoczęcie sezonu wegetacyjnego, przerywanego gwałtownymi ochłodzeniami oraz intensywnymi opadami deszczu wraz ze współwystępującym gradem i silnym wiatrem, spowodowały, że w latach 2018–2021 łączna kwota odszkodowań z tytułu ubezpieczenia upraw wyniosła 1,539 mld zł.

Jednocześnie wzrost temperatury powietrza, skrócenie okresu występowania pokrywy śnieżnej oraz długotrwałe okresy niedoboru opadów atmosferycznych oznaczają nasilającą się suszę. I choć okresy suszy w Polsce występowały również w minionym stuleciu, to ostatnie dwie dekady przyniosły istotne zmiany w charakterze tego zjawiska. Susze meteorologiczne w latach 2005–2020 charakteryzowały się wyższą liczbą epizodów lokalnych o charakterze susz błyskawicznych (np. w 2006 czy 2011 r.). Pojawiły się też susze trwające niemal cały okres wegetacyjny. Tak było w latach 2015 i 2018 – wskazują autorzy raportu klimatycznego.

Ryzyko suszy to twardy orzech do zgryzienia dla ubezpieczycieli. System dotowanych ubezpieczeń rolnych w Polsce ma kilkanaście lat, obecnie uczestniczy w nim dziewięć zakładów ubezpieczeń. W ramach systemu dotowane są szkody związane z wystąpieniem ryzyk, takich jak: przymrozki, grad czy huragany. Sprawa komplikuje się przy suszy.

– W ciągu ostatnich 15 lat w Polsce susza nigdy nie obejmowała mniej niż 25–30 proc. powierzchni kraju, a zdarzały się takie lata, że było to 70–80 proc. Ubezpieczalność jest tutaj sprawą trudną – komentuje Andrzej Maciążek, wiceprezes PIU.

Zapewnia, że podejście zakładów ubezpieczeń jest racjonalne: decydując o przyznaniu ubezpieczenia, biorą pod uwagę wiele czynników, które wpływają na to, jak dotkliwa dla konkretnego gospodarstwa rolnego może się okazać susza. To m.in. dobór ziaren i roślin, wykonywane zabiegi techniczne czy rodzaj gleby. Ubezpieczenie od suszy nie jest jeszcze powszechne i dla każdego rolnika, ale wszystko zależy od warunków w konkretnym gospodarstwie i tego, co chce ubezpieczyć rolnik.

To jednak niejedyny problem związany z suszą. Kasandryczny scenariusz przewiduje suszę ekstremalną, której skutkiem może być brak dostępu do wody, a w rezultacie ryzyko przerwania ciągłości działania wielu przedsiębiorstw i instytucji. Obniżenie się poziomu wód w rzekach i jeziorach lub ich wysychanie może doprowadzić do ograniczeń produkcji energii elektrycznej, a w konsekwencji znacznego wzrostu jej ceny. To także ograniczenia w dostawach energii elektrycznej powodujące skoki cenowe, przestoje w produkcji przemysłowej oraz w handlu i usługach. Straty te są obecnie trudne do oszacowania – oceniają autorzy raportu „Klimat rosnących strat”. I przestrzegają przed biernym przyglądaniem się sytuacji.

DZR