Eksperci uważają, że przekazanie projektu liberalizującego zasadę 10H z resortu rozwoju do Ministerstwa Klimatu daje szansę na przełom.

Obowiązująca od 2016 r. zasada oznacza, że odległość elektrowni wiatrowej od zabudowań mieszkalnych ma wynosić co najmniej 10-krotność wysokości wiatraka. Praktycznie wyeliminowało to stawianie wiatraków na lądzie. Projekt ustawy, która ma ją zliberalizować, trafił właśnie z resortu rozwoju do Ministerstwa Klimatu i Środowiska.
Prace nad nowelizacją nadzorować ma wiceminister klimatu, pełnomocnik rządu ds. OZE Ireneusz Zyska. W rozmowie z nami deklaruje, że jest zdeterminowany, by projekt jak najszybciej trafił pod obrady rządu. - Naszym celem jest, by ustawa liberalizująca 10H została przyjęta przez Radę Ministrów w maju, a przez Sejm w czerwcu - mówi.
Przypomnijmy, że prace w tej sprawie zapowiedziano w lipcu 2020 r., a projekt trafił do konsultacji na początku maja zeszłego roku. W zimie zaakceptowała go Komisja Wspólna Rządu i Samorządu Terytorialnego i od tamtej pory prace w Ministerstwie Rozwoju i Technologii utknęły. 31 marca organizacje biznesowe i Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej wystosowały apel o przyśpieszenie prac.
Dla sygnatariuszy apelu przekazanie projektu do resortu klimatu to powód do optymizmu.
- Jako biznes będziemy wspierać ministra Zyskę. Przypomnę, że przedsiębiorcy i samorządy oczekują jak najszybszej zmiany w tej sprawie. Cieszy nas więc, że resort klimatu, który jest najbardziej właściwy w kwestii OZE, przejmuje ten temat. Mam nadzieję, że wiceminister ostro przyśpieszy i rząd, a potem posłowie przyjmą go zgodnie z planem, czyli do końca czerwca - mówi nam wiceszef Federacji Przedsiębiorców Polskich Arkadiusz Pączka.
Wtóruje mu Włodzimierz Ehrenhalt ze Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. - Minister Zyska ma bardzo duże doświadczenie w sprawie OZE, więc jest najbardziej odpowiednią osobą do tego, by zająć się tą ustawą.
W jego ocenie rozdzielenie spraw dotyczących OZE na dwa ministerstwa było błędem, a skoncentrowanie ich w jednym resorcie będzie oznaczało skupienie odpowiedzialności w tej kwestii w jednej instytucji. Jak przyznaje, temat jest „wrażliwy politycznie i w ostatnich miesiącach w resorcie rozwoju nie było wielkiej woli, by go szybko załatwić”. - Dynamika, jaka towarzyszyła przejęciu projektu ustawy przez resort klimatu, daje nadzieję na szybkie sfinalizowanie prac - akcentuje.
Podkreśla też, że jest to kluczowe dla całej polskiej gospodarki. - Tu chodzi o dostęp naszego przemysłu do zielonej energii, bez tego straci on konkurencyjność w UE. Tylko lądowe farmy wiatrowe są w stanie szybko rozwiązać ten problem - tłumaczy.
Także prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej Janusz Gajowiecki z nadzieją wita przekazanie projektu ustawy do MKiŚ. - To krok, który cała branża wiatrowa postrzega jako nadanie priorytetu rozwojowi energetyki odnawialnej w Polsce - mówi nam.
Jak zauważa, „w ostatnim roku pomimo deklaracji rządowych, brak było postępów w procedowaniu ustawy 10H. W MRiT występowało wiele roszad personalnych, łącznie z dynamicznymi zmianami szefa resortu”.
- MKiŚ to najbardziej zorientowany w temacie energii odnawialnej resort, który dostrzega potrzebę zmian, co wynika z przygotowanych przez ministerstwo uaktualnionych założeń polityki energetycznej państwa. Wierzę, że dzięki tej zmianie ustawa odległościowa możliwie szybko zostanie skierowana do parlamentu - mówi Janusz Gajowiecki.
Co zakłada projekt? Utrzymuje zasadę 10H. Uelastycznia ją jednak i umożliwia gminom sytuowanie takich inwestycji w bezwzględnej minimalnej odległości 500 m od budynków mieszkalnych. Zapewnia też konsultacje dotyczące stawiania wiatraków z lokalną społecznością.
Wagę głosu lokalnych społeczności podkreślał w niedawnej wypowiedzi dla nas rzecznik Ministerstwa Klimatu Aleksander Brzózka. - MKiŚ zależy na odblokowaniu energetyki wiatrowej na lądzie, ale przy zapewnieniu kluczowej roli społeczności lokalnych - zapewniał.