Mobilność to fundament rozwoju cywilizacyjnego – przez tysiąclecia ludzie przemieszczali się, co sprzyjało rozwojowi kultury, nauki i gospodarki. Zmieniały się środki transportu, co pozwalało zwiększać zasięg cywilizacji czy intensyfikować wymianę. Rewolucja przemysłowa, a w tym zwłaszcza pojawienie się kolei parowej, później motoryzacji i lotnictwa cywilnego, doprowadziła do globalizacji mobilności przy ciągle malejących kosztach przemieszczania się.

Spektakularne stało się zwłaszcza obniżenie kosztów transportu lotniczego dzięki jego umasowieniu, a także liberalizacji prowadzącej do istotnego spadku cen. W rezultacie zaczęły zanikać naturalne bariery mobilności fizycznej, a samo przemieszczanie się służyło już nie tylko realizacji obligatoryjnych potrzeb przewozowych, ale w coraz większym stopniu potrzeb fakultatywnych, które niekoniecznie muszą być uznane za racjonalne. Mam tu na myśli przede wszystkim globalną turystykę realizowaną za pomocą transportu lotniczego, w tym zwłaszcza tzw. turystykę biznesową. Do czasu pandemii liczne kongresy, konferencje i seminaria były dość racjonalnie uzasadniane potrzebami takimi jak wymiana wiedzy, rozwój więzi biznesowych, kontaktów naukowych. Dzięki temu rozkwitał biznes konferencyjny i kongresowy, a także transport (przede wszystkim lotniczy). Pandemia wstrząsnęła tym światem; w wyniku powszechnie stosowanego ograniczania mobilności jako instrumentu walki z rozprzestrzenianiem się wirusa spotkania biznesowe, kongresy i konferencje przeniosły się do cyberprzestrzeni. Nagle okazało się, że jest to możliwe, okazało się także, że możliwa jest szeroka praca zdalna. Zatrzymana mobilność dała oddech klimatowi i planecie. Jednak ten czas kończy się, mobilność wróciła do punktu wyjścia.
Wiarygodność deklaracji klimatycznych bogatych
Bogate kraje intensywnie domagają się redukcji emisji gazów cieplarnianych. Dotyczy to także transportu. Słowom i deklaracjom nie ma końca, pojawiają się także regulacje, które mają na celu obniżenie wzrostu temperatury na Ziemi i tym samym ochronę planety. I wszystko byłoby bardzo piękne, gdyby nie wrażenie, że te liczne deklaracje oraz zapowiedzi regulacji mają dotyczyć słabszych gospodarczo krajów oraz uboższych warstw społecznych po to, aby w pierwszej kolejności ulżyć bogatszym. Tak jakby bogaci chcieli wystąpić w klasycznej roli gapowicza, kiedy to redukcja aktywności innych poprawi komfort życia, a także możliwości samorealizacji tych, których na to stać. Żeby nie być gołosłownym, dam tylko jeden, ale za to bardzo znaczący przykład: chodzi o globalną konferencję klimatyczną, która w tym roku odbyła się w szkockim Glasgow. Zgromadziła według różnych szacunków ok. 40 tys. osób, które przybyły tam z odległych częstokroć zakątków świata przy wykorzystaniu emisyjnego transportu lotniczego, a także drogowego. Dziennik „Daily Mail” podał, że samych prywatnych odrzutowców mogło być nawet 400, co spowodowało emisję na poziomie 13 tys. ton dwutlenku węgla. Do tego dochodzą podróże pozostałych osób oraz przemieszczanie na miejscu – można ostrożnie założyć, że łączna emisja spowodowana fizyczną mobilnością na COP 26 wyniosła 26–30 tys. ton CO2, a to odpowiada emisji powstającej przy spaleniu ok. 15 tys. ton węgla kamiennego. Rodzi to pytanie: czy akurat tego wydarzenia nie należało z definicji przeprowadzić w cyberprzestrzeni? Rozbrajają egoizm i hipokryzja możnych tego świata, którzy na konferencję klimatyczną przybywali właśnie w taki sposób, a innych pouczają.
Zalety cybermobilności
Kiedy pandemia zatrzymała większość z nas w domach, musieliśmy użyć istniejących narzędzi komunikacji zdalnej. Znaliśmy je, ale wykorzystywaliśmy zwykle dla rozrywki bądź sporadycznie w realizacji czynności zawodowych. Teraz dzięki nim mogły odbywać się spotkania, konferencje, seminaria. Rozwinęły się też systemy pracy zdalnej – okazało się nagle, że firmy mogą nie tylko realizować swoje zadania za pomocą narzędzi telekomunikacyjnych, ale potrafią w ten sposób pozyskiwać pracowników w odległych zakątkach kraju, a nawet poza jego granicami. Towarzyszył temu także spory spadek kosztów, a nade wszystko duża oszczędność czasu, który trzeba było wcześniej poświęcać na realizację mobilności fizycznej.
Pracę zdalną bardzo pozytywnie postrzegają zwłaszcza ludzie młodzi. Dostrzegają np. możliwość samorealizacji w czasie wolnym, którego mają więcej dzięki eliminacji dojazdów do pracy oraz miejsc nauki. I wszystko to przy wykorzystaniu istniejących narzędzi, a przecież przed nami z pewnością rozwój tych instrumentów, w tym opartych na sztucznej inteligencji i rozszerzonej rzeczywistości. Cybermobilność to także instrument ograniczania ryzyka epidemicznego – chodzi o przyszłe epidemie, które mogą być nawet dotkliwsze niż obecna.
Kilka zdań o hamulcach
Jeśli cybermobilność ma tyle zalet, to dlaczego obserwujemy tak szybki powrót do mobilności fizycznej? W szczególności mam na myśli turystykę biznesową oraz wykonywanie pracy, bo jestem w stanie zrozumieć powrót mobilności fizycznej w obszarze czasu wolnego, w tym realizacji takich potrzeb społecznych jak spotkania towarzyskie. Otóż na pierwszym miejscu za ten powrót obwiniam twarde interesy biznesowe oraz kulturę organizacyjną firm. Niedawno czytałem o nowym hotelu nastawionym głównie na organizację eventów kongresowych, gdzie „autokar mieści się w recepcji”. Biznes oparty na realizacji nie zawsze racjonalnych potrzeb mobilnościowych, zwłaszcza hotelarski, gastronomiczny oraz transportowy, jest zainteresowany utrzymaniem obecnego modelu, a cybermobilność traktuje jako zagrożenie. Jeśli chodzi o kulturę organizacyjną firm, to łyżkę dziegciu dałbym zarówno menedżerom, jak i niektórym pracownikom. Ci pierwsi często nie wyobrażają sobie zarządzania zespołami pracowników, których nie mają w zasięgu wzroku, a i zapewne część menedżerów nie wyobraża sobie pełnienia swojej funkcji bez swego rodzaju dworu w postaci licznych współpracowników, sekretarek, asystentów, kierowców itp. Wśród pracowników z kolei jest także grupa osób, które świadomie bądź nieświadomie postrzegają szansę na swoje funkcjonowanie i awans w organizacji poprzez bezpośrednie, wręcz fizyczne unaocznianie szefom swojej „ciężkiej pracy” oraz faktu, że są „niezastąpieni”. W jednej i w drugiej grupie znajdują się też osoby, które swój sukces w organizacji zawdzięczają nieetycznym zachowaniom mobbingowym – mobbing szybciej się pojawia, kiedy ofiara znajduje się w bliskości fizycznej swego prześladowcy. W organizacjach na wymienione przeze mnie czynniki nakłada się jeszcze kwestia dysonansu powodowanego faktem niewykorzystania zasobów takich jak biurowce, sale wykładowe itp. Jestem w stanie wyobrazić sobie dyskomfort menedżerów powodowany pustymi przestrzeniami budynków, których z różnych powodów nie są w stanie lub nie chcą się pozbyć.
Perspektywy cybermobilności
Hamulce, o których wspomniałem, są dość istotne, jednak jestem przekonany, że firmy i instytucje, które będą szerzej wykorzystywać narzędzia pracy i kontaktu zdalnego, staną się bardziej konkurencyjne i jednocześnie bardziej odporne na potencjalne kolejne kryzysy. W ten sposób organizacje, które odnajdą się w nowym świecie mobilności, będą wypierać struktury, które chciałyby petryfikować rozwiązania nieprzystające do nowego świata. Z poziomu polityk publicznych wskazane byłoby powiązanie strategii klimatycznych z przebudową mobilności, i to nie tylko w kierunku mobilności zeroemisyjnej czy niskoemisyjnej, ale właśnie cybermobilności. W tym celu niezbędny jest rozwój infrastruktury cyfrowej, jest to kwestia (jak w przypadku innych elementów infrastruktury ekonomicznej) przynależna do państwa, które powinno dbać nie tylko o rozszerzanie inwestycji w zakresie szerokopasmowego internetu, ale przede wszystkim o cyberbezpieczeństwo, bo to właśnie ta kwestia jest krytycznym obok przepustowości wąskim gardłem rozwoju cybermobilności.