Ostatnia katastrofa pokazała, że czysta energetyka sama może okazać się źródłem ekologicznych problemów

Ponad 30 zabitych, ok. 200 zaginionych, zniszczenie dwóch elektrowni wodnych, dziesiątek mostów i setek domów oraz odcięcie od świata kilkunastu wiosek – to dotychczasowy bilans niedzielnej katastrofy w północnoindyjskiej prowincji Uttarakhand. W następstwie uszkodzenia tam na rzece Dhauliganga, spowodowanego prawdopodobnie przez lawinę i pęknięcie jednego z lodowców, tereny leżące u podnóża Himalajów zalała fala wody, której siła – według ekspertów – porównywalna była z tsunami.
Zdaniem specjalistów, którzy przeanalizowali obraz satelitarny himalajskiego lodowca w miesiącach poprzedzających kataklizm, do zdarzenia mogły przyczynić się zmiany klimatyczne. Ocieplenie klimatu wpływa na częstsze zmiany temperatury, co prowadzi do topnienia i zamar zania lodu, to zaś – do osłabienia struktury mas skalnych. Większą częstotliwość zjawisk, które przyczyniły się do obserwowanej w Indiach fali powodziowej, prognozował także już przed niemal dekadą Międzynarodowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC) – najbardziej prestiżowe ciało eksperckie zajmujące się tą problematyką. Międzynarodowe Centrum na rzecz Zintegrowanego Rozwoju Rejonów Górskich z siedzibą w Katmandu prognozuje, że nawet w przypadku postulowanego przez klimatologów ograniczenia ocieplenia do 1,5 st. C do końca stulecia stopnieje ponad jedna trzecia lodowców w indyjskich partiach Himalajów.
Inni eksperci sugerują, że bezpośrednią przyczyną lawiny mogły być ruchy sejsmiczne. Niezależnie od tego, jaka ona była, w tle katastrofy są też decyzje polityków. W szczególności – jak pisze „Times of India” – intensywna rozbudowa infrastruktury w regionie ekologicznie wrażliwym, która odbywa się „bez poprzedzenia odpowiednio rygorystycznymi badaniami”. Nieprzemyślane projekty, także te, które – jak ma to miejsce w przypadku elektrowni wodnych – mają być elementem zielonej transformacji gospodarki i ograniczania emisji, mogą przyczynić się do zwiększenia ryzyka klimatycznego dla całych Indii – zauważa gazeta. Inne media zwracają też uwagę, że rozbudowa infrastruktury w regionie Uttarakhand może wpływać na zwiększenie ryzyka trzęsień ziemi. Aktualne plany zakładają w perspektywie 2040 r. podwojenie indyjskich mocy hydroenergetycznych, choć ich udział w miksie ma równocześnie spaść o prawie połowę – z niemal 12 do ok. 6,5 proc.
Ostatnie tragiczne wydarzenia to niejedyny powód, dla którego trzeci największy światowy emitent gazów cieplarnianych (po Chinach i USA) jest dziś w centrum uwagi analityków i aktywistów klimatycznych. Indie są u progu gospodarczo-demograficznego boomu. Według najnowszych danych Międzynarodowej Agencji Energii (MAE), kraj czeka w najbliższych dekadach największy na świecie wzrost popytu na energię. Aby go zaspokoić, będą musiały rozbudować swoją energetykę na wielką skalę – powstać będą musiały moce porównywalne z tymi, które posiada dziś łącznie cała UE. A dziś za aż 80 proc. indyjskiego miksu odpowiada spalanie węgla, ropy naftowej i stałej biomasy. Zdaniem szefa MAE Fatiha Birola sprawia to, że „wszystkie drogi do skutecznej globalnej transformacji w kierunku czystej energii prowadzą przez Indie”.
Biznes i klimat
Jeśli utrzymana zostałaby dzisiejsza polityka, całkowite emisje wzrosną w Indiach w najbliższych dekadach o 50 proc. Jak ocenia agencja, to dość, by całkowicie zniwelować klimatyczne skutki cięć emisji obiecywanych w tym czasie przez Europę. Choć biorąc pod uwagę ludnościowy potencjał Indii, jej emisje mimo to będą poniżej globalnej średniej, powoduje to, że rośnie presja na Nowe Delhi, by przyspieszało swoją transformację. Według MAE kombinacja rozwiązań zmierzających do wygaszenia węgla, ekspansji energii słonecznej, technologii wodorowych oraz wychwytu CO2 mogłaby umożliwić osiągnięcie przez ten kraj zeroemisyjności netto w okolicach połowy lat 60. Jak wskazuje portal Carbon Brief, gdyby Indie przyjęły taki cel, oznaczałoby to, że na drogę do neutralności klimatycznej weszły kraje zamieszkiwane przez ponad połowę światowej populacji i odpowiadające za ok. 70 proc. emisji dwutlenku węgla. Eksperci uważają jednak, że zadeklarowanie przez Indie takiego celu jest mało prawdopodobne, a priorytetem dla władz w Nowym Delhi pozostanie na razie wzrost gospodarczy. W bliższej perspektywie w grę wchodzi jednak ograniczenie zużycia węgla.
Indie należą do krajów, gdzie najbardziej we znaki dają się konsekwencje zmian klimatu. Od połowy XX w. do 2015 r. częstotliwość ulewnych opadów wzrosła trzykrotnie. Z każdą dekadą rosną też związane z tymi zjawiskami straty gospodarcze – dla przykładu, szacuje się, że w latach 1988–1997 wyniosły one ok. 20 mld dol., a w latach 2008–2017 sięgnęły 45 mld dol. Należy spodziewać się, że bieżąca dekada ustanowi pod tym względem kolejny rekord. Coraz intensywniejsze monsuny przy jednoczesnym zmniejszeniu przeciętnych opadów dotykają w szczególności rolnictwo, które jest głównym źródłem utrzymania dla prawie 60 proc. siły roboczej w kraju. Pogarszająca się sytuacja rolników przyczyniła się do trwających od miesięcy masowych protestów przeciwko reformom zmierzającym do urynkowienia sektora. Na ulice wyszły setki tysięcy rolników. ©℗